Zapraszam na mojego nowego bloga. Zaczęłam pisać o Jocelyn i Valentine. Historia od samego początku. Jak się poznali i co było później. Mam nadzieję, że zajrzycie. Jak na razie jest tylko prolog, ale już mam pomysł o czym napiszę dalej i mam nadzieję, że mi to wyjdzie.
Opis Bloga
Clarissa Fray, zwykła przyziemna jakby się wydało na pierwszy rzut oka. Będzie zmuszona borykać się z trudnościami, które wkroczą w jej życie niespodziewanie. Będzie musiała się przyzwyczaić do tego kim jest.
czwartek, 18 grudnia 2014
piątek, 21 listopada 2014
Epilog
Jonathan kazał się nazywać Sebastianem zaraz po tym jak wymazał pamięć wszystkim, którzy byliby w stanie go rozpoznać. Zastanawiacie się jak to zrobił? To proste. Miał na swoich usługach czarownika, który bez zbędnych pytań wykonał dla niego napój, który sprawił, że Lightwood'owie i Clary zapomnieli o tym co się wydarzyło z jego udziałem. Pamiętali Valentine'a, a później to, że przez długi czas polowali na demony, chodząc do klubu "Pandemonium". Klub znany był z tego, że zazwyczaj kręciło się w nim kilku podziemnych i demonów, które tylko czekały na to żeby wypatrzyć idealną ofiarę. Później do niej podchodzili i jak gdyby nigdy nic zaczynali się z nimi bawić, tańczyć. Następnie używali podstępu żeby wywabić swoje ofiary na zewnątrz lub do jakiegoś mało dostępnego dla oczów innych przyziemnych miejsca. Przejął Clave i dążył do uzyskania władzy nad całym światem. Zastanawiacie się czy mu się to udało? Oczywiście, że tak, ale to nie dzięki szczęściu, ale jego wytrwałości. Gdy obrał sobie jakiś cel, zawsze musiał go zrealizować, tak że wszystko musiało iść po jego myśli. A jak się tak nie działo był zły . . . lepiej nie widzieć go w takim stanie. Jest w tedy nieobliczalny. Nie ma wtedy kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Robi i mówi różne rzeczy, które są w stanie bardzo zranić.
Młody Morgenstern zasiadł na tronie wraz ze swoją siostrą, Clary, która mimo wszystko przeszła na jego stronę. Wiedział, że tak będzie, ale się niecierpliwił. Kiedy tak się stało siostra rządziła razem z nim wszystkimi Przyziemnymi, Podziemnymi i Nephilim. Choć większość się go bała, nadal nie darzyła go szacunkiem. Wiedzieli, że był zdolny do wszystkiego i nawet jego siostra im nie pomoże. Stała się równie bezwzględna jak on. Poddała się w końcu naturze wszystkich Morgensternów. Dzieci Jutrzenki. Samego Lucyfera.
Jace zakochał się w pięknej przyziemnej o imieniu Liliane. Była ona piękną szatynką, średniego wzrostu o pięknych niebieskich oczach, w które można by się było wpatrywać godzinami. Jace ją kochał całym sercem, lecz ona nie do końca odwzajemniała to uczucie. Złamała mu serce, a on poprzysiągł sobie, że już nigdy się nie zakocha.
Magnus i Alec mieli się ku sobie. Ślepy by to zauważył. Po dwóch miesiącach Alec zgodził się być chłopakiem Magnusa. Wiele podróżowali. Czarownik chciał pokazać mu cały świat. Żałował tylko, że został wypędzony z Peru, gdzie przeżył tyle szalonych przygód. Przeżywał tam swoje miłosne zawody, pił, zatopił statek z ptasimi odchodami, a nawet stał na pustyni udając kaktusa. Bardzo chciał pokazać swojemu ukochanemu wszystkie te miejsca, lecz niestety nie mógł. Alec umarł młodo. Miał 30 lat, gdy zabił go Wielki Demon. Wszyscy jego przyjaciele byli zrozpaczeni, ale najbardziej przeżywał to Magnus, który miał tyle planów na przyszłość związanych z jego chłopakiem.
Sebastian był bezwzględnym władcą. Zabijał za błahostki. Zabijał dla przyjemności. Każdy musiał się pilnować, aby podczas kontroli jakie wyznaczał, nie zrobić czegoś nieodpowiedniego.
Morgenstern'owie byli zadowoleni, że po tylu latach rozłąki są nareszcie razem. Dwójka dzieci Valentine'a w jednym miejscu.
Młody Morgenstern zasiadł na tronie wraz ze swoją siostrą, Clary, która mimo wszystko przeszła na jego stronę. Wiedział, że tak będzie, ale się niecierpliwił. Kiedy tak się stało siostra rządziła razem z nim wszystkimi Przyziemnymi, Podziemnymi i Nephilim. Choć większość się go bała, nadal nie darzyła go szacunkiem. Wiedzieli, że był zdolny do wszystkiego i nawet jego siostra im nie pomoże. Stała się równie bezwzględna jak on. Poddała się w końcu naturze wszystkich Morgensternów. Dzieci Jutrzenki. Samego Lucyfera.
Jace zakochał się w pięknej przyziemnej o imieniu Liliane. Była ona piękną szatynką, średniego wzrostu o pięknych niebieskich oczach, w które można by się było wpatrywać godzinami. Jace ją kochał całym sercem, lecz ona nie do końca odwzajemniała to uczucie. Złamała mu serce, a on poprzysiągł sobie, że już nigdy się nie zakocha.
Magnus i Alec mieli się ku sobie. Ślepy by to zauważył. Po dwóch miesiącach Alec zgodził się być chłopakiem Magnusa. Wiele podróżowali. Czarownik chciał pokazać mu cały świat. Żałował tylko, że został wypędzony z Peru, gdzie przeżył tyle szalonych przygód. Przeżywał tam swoje miłosne zawody, pił, zatopił statek z ptasimi odchodami, a nawet stał na pustyni udając kaktusa. Bardzo chciał pokazać swojemu ukochanemu wszystkie te miejsca, lecz niestety nie mógł. Alec umarł młodo. Miał 30 lat, gdy zabił go Wielki Demon. Wszyscy jego przyjaciele byli zrozpaczeni, ale najbardziej przeżywał to Magnus, który miał tyle planów na przyszłość związanych z jego chłopakiem.
Sebastian był bezwzględnym władcą. Zabijał za błahostki. Zabijał dla przyjemności. Każdy musiał się pilnować, aby podczas kontroli jakie wyznaczał, nie zrobić czegoś nieodpowiedniego.
Morgenstern'owie byli zadowoleni, że po tylu latach rozłąki są nareszcie razem. Dwójka dzieci Valentine'a w jednym miejscu.
KONIEC !!!
Postanowiłam, że napiszę jeszcze epilog tak jak mnie prosiliście.
Mam nadzieję, że się wam spodobał.
Żegnajcie :(
czwartek, 20 listopada 2014
KONIEC
Przepraszam wszystkich, którzy czytali i komentowali. Dziękuję wam i cieszę się,
że wam się podobało :)
Postanowiłam, że zakończę tego bloga, bo nie mam pomysłów
i nie ma sensu pisać dla 4 osób.
Możliwe, że bd pisała kolejnego fanfika, ale tym razem o One Direction.
Może jeszcze kiedyś wrócę do tego fanfika, ale nie obiecuję.
niedziela, 16 listopada 2014
Rozdział #22
* Dedyk dla : Psycho i wszystkich, którzy komentują i czytają. Dziękuję wam ! :*
Clary jest moja, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie obchodzi mnie, że ona mnie nienawidzi. Nauczę ją szacunku i miłości do mnie. Co prawda mógłbym zrobić to w inny sposób, ale po co? Przynajmniej nauczę ją odrobiny szacunku. Moja siostra ma strasznie niewyparzoną buzię. Gada coś tylko żeby mnie wkurzyć i wiecie co? Udaje jej się to bardzo często. Może nie jestem wzorem brata, ale się staram. Chronię ją żeby nikt jej nie skrzywdził, tylko ja mam takie prawo. Muszę jej uświadomić, że stoi po niewłaściwej stronie, a jej miejsce jest przy moim boku. Pewnie jej teraz szukają. Hah . . . nigdy jej nie znajdą. Ona jest moja i tylko moja! Nie oddam jej nikomu.
Siedzę w jej "pokoju" i patrzę jak śpi. Jest taka spokojna i niewinna. Kto by pomyślał, że zdolna jest do wielkich czynów. Bo przecież jest do nich zdolna . . . . przecież jest jedną z Morgenstern'ów. My zawsze dostajemy czego chcemy. My mamy władzę. Jesteśmy jak jutrzenka, z tą różnicą, że Lucyfer nie kochał, a moja rodzina kochała i to ich zgubiło. Choć byli bezwzględni popełnili jeden błąd. Zakochali się i to było ich słabym punktem. Byli w stanie oddać swoje życie za ukochaną lub ukochanego. Ja nie popełnię tego błędu. Ja nie mam uczuć . . . nie kocham . . . nie zależy mi na kimś w ten sposób. Jestem w połowie demonem.
Nagle do moich uszów dotarł jakiś dźwięk. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nic nie zobaczyłem. Spojrzałem na moją małą siostrzyczkę i zauważyłem, że zaczęła się wybudzać. Nareszcie . . . Pogłaskałem ją po policzku i lekko w niego pocałowałem.
- Obudź się, mała siostrzyczko - wyszeptałem jej do ucha.
Zaśmiałem się, gdy odepchnęła mnie i nakryła się kołdrą po sam czubek głowy. Ściągnąłem kołdrę na ziemię i wykrzyknąłem szeptem.
- Wstawaj Clary! Mam nutellę!
Wiedziałem, że lubi nutellę. Po chwili zerwała się z łóżka, a ja zaśmiałem się jeszcze bardziej.
- Co? Gdzie? Nutella?! - powiedziała sennie.
- Dzień dobry, siostrzyczko.
Mina jej zrzedła, gdy to powiedziałem. Pewnie nie śniłem się jej dzisiejszej nocy, ale w następną już się nie pozbędzie mnie ze snu. Ja już o to zadbam. Jej oczy wyglądały w tym momencie jak spodki od herbaty.
- Okłamałeś mnie! Nie masz nutlli! - starała się udawać twardą, ale ja wiedziałem, że się mnie bała i była przerażona myślą, że spędzi ze mną najbliższy czas. Zaśmiałem się drwiąco.
- Na stole w kuchni są naleśniki z czekoladą - poinformowałem ją i sam tam poszedłem. Po kilku minutach pojawiła się ubrana w sukienkę, którą zostawiłem jej w łazience. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy opadały kaskadą na plecy. Poleciłem jej by usiadła obok mnie i razem zaczęliśmy zajadać się naleśnikami z czekoladą, które przygotowałem. Pewnie jesteście zdziwieni, że umiem gotować? To nic trudnego . . . Jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyłem zaniosłem swój talerz do zlewu, Clary zrobiła to samo, ale zaczęła po nas zmywać.
- Zostaw - pociągnąłem ją za ramię tak, że wpadła na mój tors. - Gosposia to zrobi jak przyjdzie.
Była zdziwiona faktem, że mam gosposię, ale przecież nie będę sprzątał sam. Sprawiłem, że gdy wychodzi zapomina, że tu była, ale gdy wraca jej wspomnienia związane z tym miejscem również. Clary chciała się wyrwać z mojego uścisku, ale trzymałem ją stanowczo, tak aby nigdzie nie poszła.
- Dzisiaj pójdziesz gdzieś ze mną - oznajmiłem patrząc w jej zielone oczy.
- Gdzie? - spytała. Była ciekawa, to było bardziej niż oczywiste.
- Na spotkanie - warknąłem i puściłem ją tak, że upadła na podłogę.
- Jesteś taki bipolarny! -warknęła.
Nie obchodziło mnie co o mnie myśli. Miała być posłuszna, nie sprawiać kłopotów i nie zadawać zbędnych pytań. Poszedłem do garderoby i wyciągnąłem z niej turkusową sukienkę. Udałem się do pokoju siostry i położyłem sukienkę na łóżku. Nie powiem, że miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, bo po pierwsze nadzieja matką głupich, a po drugie ja nie mam uczuć, więc nie mam nadziei. Nadzieję mają tylko ludzie, a ja nie jestem jednym z nich. Ja mogę jedynie sprawić żeby wszystko obyło się bez komplikacji. Jestem potężny, potężniejszy niż jakikolwiek Nephilim, potężniejszy niż mój ojciec, Valentine.
Clary jest moja, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie obchodzi mnie, że ona mnie nienawidzi. Nauczę ją szacunku i miłości do mnie. Co prawda mógłbym zrobić to w inny sposób, ale po co? Przynajmniej nauczę ją odrobiny szacunku. Moja siostra ma strasznie niewyparzoną buzię. Gada coś tylko żeby mnie wkurzyć i wiecie co? Udaje jej się to bardzo często. Może nie jestem wzorem brata, ale się staram. Chronię ją żeby nikt jej nie skrzywdził, tylko ja mam takie prawo. Muszę jej uświadomić, że stoi po niewłaściwej stronie, a jej miejsce jest przy moim boku. Pewnie jej teraz szukają. Hah . . . nigdy jej nie znajdą. Ona jest moja i tylko moja! Nie oddam jej nikomu.
Siedzę w jej "pokoju" i patrzę jak śpi. Jest taka spokojna i niewinna. Kto by pomyślał, że zdolna jest do wielkich czynów. Bo przecież jest do nich zdolna . . . . przecież jest jedną z Morgenstern'ów. My zawsze dostajemy czego chcemy. My mamy władzę. Jesteśmy jak jutrzenka, z tą różnicą, że Lucyfer nie kochał, a moja rodzina kochała i to ich zgubiło. Choć byli bezwzględni popełnili jeden błąd. Zakochali się i to było ich słabym punktem. Byli w stanie oddać swoje życie za ukochaną lub ukochanego. Ja nie popełnię tego błędu. Ja nie mam uczuć . . . nie kocham . . . nie zależy mi na kimś w ten sposób. Jestem w połowie demonem.
Nagle do moich uszów dotarł jakiś dźwięk. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nic nie zobaczyłem. Spojrzałem na moją małą siostrzyczkę i zauważyłem, że zaczęła się wybudzać. Nareszcie . . . Pogłaskałem ją po policzku i lekko w niego pocałowałem.
- Obudź się, mała siostrzyczko - wyszeptałem jej do ucha.
Zaśmiałem się, gdy odepchnęła mnie i nakryła się kołdrą po sam czubek głowy. Ściągnąłem kołdrę na ziemię i wykrzyknąłem szeptem.
- Wstawaj Clary! Mam nutellę!
Wiedziałem, że lubi nutellę. Po chwili zerwała się z łóżka, a ja zaśmiałem się jeszcze bardziej.
- Co? Gdzie? Nutella?! - powiedziała sennie.
- Dzień dobry, siostrzyczko.
Mina jej zrzedła, gdy to powiedziałem. Pewnie nie śniłem się jej dzisiejszej nocy, ale w następną już się nie pozbędzie mnie ze snu. Ja już o to zadbam. Jej oczy wyglądały w tym momencie jak spodki od herbaty.
- Okłamałeś mnie! Nie masz nutlli! - starała się udawać twardą, ale ja wiedziałem, że się mnie bała i była przerażona myślą, że spędzi ze mną najbliższy czas. Zaśmiałem się drwiąco.
- Na stole w kuchni są naleśniki z czekoladą - poinformowałem ją i sam tam poszedłem. Po kilku minutach pojawiła się ubrana w sukienkę, którą zostawiłem jej w łazience. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy opadały kaskadą na plecy. Poleciłem jej by usiadła obok mnie i razem zaczęliśmy zajadać się naleśnikami z czekoladą, które przygotowałem. Pewnie jesteście zdziwieni, że umiem gotować? To nic trudnego . . . Jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyłem zaniosłem swój talerz do zlewu, Clary zrobiła to samo, ale zaczęła po nas zmywać.
- Zostaw - pociągnąłem ją za ramię tak, że wpadła na mój tors. - Gosposia to zrobi jak przyjdzie.
Była zdziwiona faktem, że mam gosposię, ale przecież nie będę sprzątał sam. Sprawiłem, że gdy wychodzi zapomina, że tu była, ale gdy wraca jej wspomnienia związane z tym miejscem również. Clary chciała się wyrwać z mojego uścisku, ale trzymałem ją stanowczo, tak aby nigdzie nie poszła.
- Dzisiaj pójdziesz gdzieś ze mną - oznajmiłem patrząc w jej zielone oczy.
- Gdzie? - spytała. Była ciekawa, to było bardziej niż oczywiste.
- Na spotkanie - warknąłem i puściłem ją tak, że upadła na podłogę.
- Jesteś taki bipolarny! -warknęła.
Nie obchodziło mnie co o mnie myśli. Miała być posłuszna, nie sprawiać kłopotów i nie zadawać zbędnych pytań. Poszedłem do garderoby i wyciągnąłem z niej turkusową sukienkę. Udałem się do pokoju siostry i położyłem sukienkę na łóżku. Nie powiem, że miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, bo po pierwsze nadzieja matką głupich, a po drugie ja nie mam uczuć, więc nie mam nadziei. Nadzieję mają tylko ludzie, a ja nie jestem jednym z nich. Ja mogę jedynie sprawić żeby wszystko obyło się bez komplikacji. Jestem potężny, potężniejszy niż jakikolwiek Nephilim, potężniejszy niż mój ojciec, Valentine.
sobota, 8 listopada 2014
Rozdział #21
Jajku! Strasznie martwię się o Clary. Zniknęła jakieś dwa tygodnie temu. Czy jej szukaliśmy? Całymi dniami! Ale nigdzie nie było po niej śladu, więc zaprzestaliśmy patrolowania okolicy tak często. Wciąż mamy nadzieję, że nic się jej nie stało, że jest cała, zdrowa i bezpieczna. Tęsknię za nią jak za nikim innym. Brakuje mi naszych rozmów, zaciągania jej na zakupy i naszych 'kłótni'. Wieczorami zawsze zamykam się w swoim pokoju i płaczę. Wiem, że powinnam być silna, ale nie potrafię, nie bez niej. Ona daje mi siłę, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Gdy na nią patrzę widzę dzielną dziewczynę, która w życiu tyle przeszła i dała sobie radę. A teraz jej nie ma. Zawsze mnie wspierała, gdy coś szło nie po mojej myśli.
-Isabelle! Wszystko w porządku?! - zza drzwi usłyszałam wołanie mojego najmłodszego braciszka-Max'a. Wszyscy w pobliżu używali mojego pełnego imienia jak byli na mnie zdenerwowani, albo się o mnie martwili.
- Tak wszystko gra! - odkrzyknęłam z nadzieją, że sobie pójdzie i zostawi mnie w spokoju.
- A poczytasz mi mangę? - słyszałam w jego głosie nadzieję. Ale nie mogłam . . . jak wspomniał o swojej gazecie od razu przypomniało mi się, że to Clary zawsze mu ją czytała, bo jako jedyna potrafiła. Max kazał jej nauczyć ją czytać wszystkich mieszkańców Instytutu żeby mogli mu ją czytać, bez wymówki, że nie wie jak to się robi. Łzy znów zaczęły spływać po jej policzkach, ale przypomniała sobie o tym, że za drzwiami stoi jej dziesięcioletni braciszek i musi mu coś odpowiedzieć, bo będzie stał tak długo dopóki nie uzyska od niej odpowiedzi. A jak będzie tak stał to przecież usłyszy jak płacze, a nikt nie może zobaczyć jej w tym stanie. To ona była tą silną co nigdy nie płakała, ani się nie załamywała. Szła przez życie jak huragan, starałam się żyć jego pełnią, bo choć była świetną łowczynią, nigdy nie wiedziała czy ten dzień jest jej ostatnim. Czy wróci z polowania?
- Przepraszam Max, ale jestem zmęczona i właśnie kładę się spać, bo musimy być wypoczęci żeby dalej szukać Clary.
- Nie martw się. Ona się znajdzie - Izzy ledwo to usłyszałam. - Dobranoc.
- Dobranoc Max - odpowiedziałam.
Postanowiłam położyć się spać, bo musiałam mieć siłę. I oczywiście po to żeby nikt nie poznał, że płakałam w nocy. A zapewne zdradziły by mnie zaczerwienione oczy i wory pod nimi.
Większość zapewne jest zdziwiona, że przyzwyczaiłam się do tej rudej, niskiej i czasami wrednej dziewczyny. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza.
-Clary wyglądasz w tym pięknie - zapiszczałam.
- Ta sukienka więcej odkrywa niż zasłania! - odkrzyknęła z przymierzalni. Zachichotałam. Moja mała, niewinna 'siostra'. Poszłam w stronę przymierzalni. Gdy już byłam pod kabiną usłyszałam jęki niezadowolenia i ciche wyzwiska. Ponownie zachichotałam. Weszłam do środka bez ostrzeżenia i wręcz zapiszczałam.
- Bierzemy to! Jest idealna! Pasuje do ciebie jak ulał. Ślicznie w niej wyglądasz. Wszyscy będą ci zazdrościć. Wyglądasz . . .
- Nie możemy kupić tej - przerwała mi swoim słodkim głosikiem.
- . . . pięknie - dokończyłam. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziała zareagowałam natychmiast. - Co?! Bierzemy ją i koniec! Ona jest . . . - przerwała mi chcąc coś powiedzieć.
- Nie możemy jej wziąć, bo . . . - teraz to ja nie dałam jej dokończyć.
- Ona jest idealna. Idealnie podkreśla twoje kształty i . . .
- Nie możemy jej wziąć, bo z tyłu jest poplamiona! - mówiła najszybciej jak tylko potrafiła.
-Wygląda na tobie świetnie! Musisz ją . . . Czekaj co?! - krzyknęłam szeptem.
-Nie możemy jej wziąć, bo z tyłu jest poplamiona - powtórzyła.
Zachichotałam i powiedziałam jej żeby ściągnęła sukienkę. Gdy to zrobiła podała mi ją, a ja od razu udałam się w poszukiwaniu sprzedawczyni. Znalazłam ją po jakiś dwóch minutach. Powiedziałam jej żeby dała mi inną,ale tego samego kroju, bo ta jest czymś poplamiona. Sprzedawczyni uśmiechnęła się przyjaźnie i podała mi piękną, zieloną sukienkę.
- Należy się 800 zł - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni. Ciekawe dlaczego była taka uprzejma? Sarkazm.
- Nie mam tyle . . . no bo skąd - powiedziała zakłopotana rudowłosa.
- Oj daj spokój! Ja płacę - posłałam jej ciepły uśmiech, a ona spojrzała na mnie spojrzeniem mówiącym "Masz mi to zaraz wytłumaczyć".
-Chodź idziemy kupić ci do tego buty - oznajmiłam uradowana.
-Ale ja nie chcę . . . - narzekała.
-To nie było pytanie - zachichotałam.
- Najpierw powiedz mi skąd masz pieniądze przyziemnych i to aż tyle! - wywróciłam oczami i zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- Jak masz 17 lat dostajesz od Clave kartę z niekończącym się limitem pieniędzy. Możesz kupować wszystko i nigdy nie braknie ci pieniędzy na karcie.
- Jeszcze tylko cztery miesiące i też będę taką miała ! - zapiszczała uradowana na co również wywróciłam oczami. Czasami zachowuje się jak małe dziecko.
Po pięciu godzinach chodzenia po sklepach moja 'siostra' oznajmiła mi, że bolą ją nogi i chce już wracać do Instytutu. Oczywiście mi to nie odpowiadało, ale po dłuuugich namowach się zgodziłam. Clary nienawidzi chodzić na zakupy. Uważa, że to nie dla niej. Zazwyczaj chodzi ubrana na czarno, tak jak każdy Nephilim. Czasami chodzimy na imprezy i musimy jakoś ładnie wyglądać. Rzecz jasna ruda jak zwykle wybrzydza, że nie chce jej się iść. Ona jest moim przeciwieństwem, ale to jeszcze bardziej wzmacnia naszą przyjaźń.
- Należy się 800 zł - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni. Ciekawe dlaczego była taka uprzejma? Sarkazm.
- Nie mam tyle . . . no bo skąd - powiedziała zakłopotana rudowłosa.
- Oj daj spokój! Ja płacę - posłałam jej ciepły uśmiech, a ona spojrzała na mnie spojrzeniem mówiącym "Masz mi to zaraz wytłumaczyć".
-Chodź idziemy kupić ci do tego buty - oznajmiłam uradowana.
-Ale ja nie chcę . . . - narzekała.
-To nie było pytanie - zachichotałam.
- Najpierw powiedz mi skąd masz pieniądze przyziemnych i to aż tyle! - wywróciłam oczami i zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- Jak masz 17 lat dostajesz od Clave kartę z niekończącym się limitem pieniędzy. Możesz kupować wszystko i nigdy nie braknie ci pieniędzy na karcie.
- Jeszcze tylko cztery miesiące i też będę taką miała ! - zapiszczała uradowana na co również wywróciłam oczami. Czasami zachowuje się jak małe dziecko.
Po pięciu godzinach chodzenia po sklepach moja 'siostra' oznajmiła mi, że bolą ją nogi i chce już wracać do Instytutu. Oczywiście mi to nie odpowiadało, ale po dłuuugich namowach się zgodziłam. Clary nienawidzi chodzić na zakupy. Uważa, że to nie dla niej. Zazwyczaj chodzi ubrana na czarno, tak jak każdy Nephilim. Czasami chodzimy na imprezy i musimy jakoś ładnie wyglądać. Rzecz jasna ruda jak zwykle wybrzydza, że nie chce jej się iść. Ona jest moim przeciwieństwem, ale to jeszcze bardziej wzmacnia naszą przyjaźń.
Nagle wokół zaczęło się robić ciemno. Obraz mi się rozmazał. Gdy wszystko się unormowało spostrzegłam, że stoję na środku ulicy, którą oświetla tylko słabe światło kilku lamp. Rozejrzałam się dookoła i nadal nic nie widziałam. Nie było ze mną Clary. Gdzie na anioła ona się podziewa?
Po chwili za nią rozległ się huk. Szybko odwróciła się w tamtym kierunku. Mogę się założyć, że moje oczy były teraz wielkości spodków do herbaty. Przede mną stał nie kto inny jak Jonathan Morgenstern. Przy jego boku stała . . . . stała Clary! Co ona tam robi?!
- Ona zostaje ze mną. Nie szukajcie jej, bo jej nie znajdziecie. Ona jest moja. Nie jesteście godni jej przyjaźni. Ona nazywa się Morgenstern, a wy Lightwood. Zresztą ona nie chce mieć z wami nic wspólnego.
Gdy skończył byłam w szoku. Chciałam się odezwać, lecz nagle wszystko zaczęło się rozmazywać.
Obudziłam się z krzykiem. To nie może być prawda! Ona nigdy nie stanęłaby po stronie Jonathana Morgenstern'a. Ona nim gardzi! A może on ją przeciągnął na swoją stronę . . .
Po chwili za nią rozległ się huk. Szybko odwróciła się w tamtym kierunku. Mogę się założyć, że moje oczy były teraz wielkości spodków do herbaty. Przede mną stał nie kto inny jak Jonathan Morgenstern. Przy jego boku stała . . . . stała Clary! Co ona tam robi?!
- Ona zostaje ze mną. Nie szukajcie jej, bo jej nie znajdziecie. Ona jest moja. Nie jesteście godni jej przyjaźni. Ona nazywa się Morgenstern, a wy Lightwood. Zresztą ona nie chce mieć z wami nic wspólnego.
Gdy skończył byłam w szoku. Chciałam się odezwać, lecz nagle wszystko zaczęło się rozmazywać.
Obudziłam się z krzykiem. To nie może być prawda! Ona nigdy nie stanęłaby po stronie Jonathana Morgenstern'a. Ona nim gardzi! A może on ją przeciągnął na swoją stronę . . .
Witajcie! Hahaha jak oficjalnie :D
Chciałam tylko żebyście wiedzieli, że od teraz
będę pisała pod nickiem : Ola Horan
Tym razem perspektywa Izzy :)
Podoba ci się rozdział? Zostaw po sobie komentarz!
piątek, 31 października 2014
Rozdział #20
Clary siedziała właśnie w "swoim" pokoju. Od teraz miała w nim przesiadywać dopóki . . . sama nie wiedziała kiedy będzie mogła go opuścić, ale zapewne kiedy łaskawie w drzwiach pojawi się Jonathan. Szczerze mówiąc Clary wcale nie chciała, aby ten moment nadszedł, choć miała już dosyć siedzenia i nudzenia się. Pokój był ładnie urządzony. Ściany były w kolorze purpury, a podłogi były drewniane, a pod jedną ze ścian stał duży kominek, w którym tańczyły płomienie. Panował tam przyjemny klimat. Dziewczyna pomyślała, że gdyby nie była tu wbrew własnej woli to mogłoby się jej tu nawet spodobać. Ale ona nie jest taka. Ona nie zdradzi swoich przyjaciół. Ale co ma zrobić w takiej sytuacji? Nie ma zbyt dużego wyboru. Dziewczyna siedziała tak jeszcze długo zastanawiając
się co ma zrobić w zaistniałej sytuacji, dopóki nie usnęła.
Była w ciemnym, przerażającym lesie. Była sama, wokół nie było nic prócz wysokich drzew o grubych pniach. Gdyby na jej miejscu byłby jakiś przyziemny, z pewnością już dawno uciekłby z krzykiem, ale nie ona. Ona była Nocnym Łowcom. Nie bała się nawet tak przerażającego miejsca jak to. Spojrzała w górę i ujrzała tylko jasny księżyc, który jak gwiazda świecąca za dnia oświetlał nocne niebo. Nie wiedziała jak się tu znalazła. Gdy się obróciła za sobą zobaczyła wąską ścieżkę, która nie wiadomo gdzie prowadziła. Bez chwili namysłu ruszyła ścieżką. W lesie co chwilę rozlegał się szelest liści wywołany tym, że jakieś zwierze przechodziło lub zawiał wiatr, albo pohukiwania sowy lub wycie wilka. Clary wiedziała jednak, że w razie problemów ze zwierzyną sobie poradzi, ale gorzej by było gdyby ktoś ją zaatakował z zaskoczenia. Jej ręka odruchowo sięgnęła do miejsca, w którym powinna mieć serafickie ostrze, lecz nie było tam ani ostrza, ani nic co można by było użyć do obrony. Szła już długo i zastanawiała się, gdzie się znajduje. Przystanęła i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nic co mogłoby przykuć jej uwagę. Uniosła już jedną nogę z zamiarem ruszenia w dalszą drogę, lecz tę czynność przerwało jej ćwierkanie słowika. Zdezorientowana odwróciła się w stronę dźwięku. Była zdziwiona, bo co w takim strasznym, ciemnym lesie robi mały, słodki ptaszek, który swoim śpiewem urzekłby nie jednego? To było dziwne. Gdy rudowłosa spojrzała na słowika, ten odleciał. Czekał na nią jak gdyby chciał żeby za nim szła, co oczywiście zrobiła. Ptaszek poprowadził ją na małą polankę, którą otaczały tylko drzewa. Po chwili obraz zaczął się lekko rozmywać. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ptaka, który zamieniał się w człowieka. Po chwili słowika nie było, a jego miejsce zastąpiła sylwetka mężczyzny. Wtedy obraz w głowie Clarissy zaczął się wyostrzać. Patrzyła przed siebie, na postać, która wydawała się jej znajoma. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią stoi jej brat - Jonathan i patrzy na nią ze swoim szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Czasami miała taką ochotę go z niej zedrzeć . . . Jonathan zaczął się do niej coraz to bardziej zbliżać. On robił jeden krok w przód, ona robiła dwa kroki do tyłu. Nagle zielonooka poczuła jak jej plecy stykają się z zimną i chropowatą powierzchnią drzewa. Uśmiech Jonathana zdawał się powiększyć kiedy tylko jej plecy dotknęły kory. Clary coraz częściej zadawała sobie pytanie, czy nie boli go twarz od tego wiecznego uśmiechania się? Pewnie będzie miał straszne zmarszczki. Ughh. Jonathan szybo znalazł się tuż naprzeciwko jej. Dzieliło ich kilka milimetrów. Clary bała się jak nigdy. Chłopak pochylił się, odgarnął jej z twarzy opadający kosmyk włosów i wyszeptał do ucha :
-Nawet w śnie nie masz ode mnie ucieczki, mała siostrzyczko.
Rudowłosa wzdrygnęła się w wyrazie obrzydzenia na jego bliskość, a on zauważając to, chcąc zrobić jej na złość, pocałował ją w policzek. Skóra w tym miejscu płonęła żywym ogniem. Zamknęła oczy, w myślach policzyła do 10. i otworzyła oczy. Nadal znajdowała się na polanie, a przed nią stał jej brat. - Musisz wybrać - odezwał się nagle.
Clary złączyła brwi w dezorientacji. Nie wiedziała o co mu chodzi. Po upływie paru sekund jednak się przekonała. Przed nią pojawił się Alec, Isabelle, Jace, Maryse, Robert, a nawet Max. Jednym słowem cała rodzina Lightwood'ów.
- Musisz wybrać - powtórzył.
Chciała iść w stronę Lightwood'ów, ale w tym samym czasie z tego jakże realistycznego sny wybudziło ją delikatne głaskanie po policzku.
- Musisz wybrać, mała siostrzyczko. Po między władzą, a byciem niczym. Po między godnym życiem, a zhańbieniem naszego rodu . . . Musisz wybrać między mną, a nimi - "nimi" powiedział z wyczuwalnym w głosie obrzydzeniem. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że oni nie są godni, aby być twoimi przyjaciółmi?
- A kto twoim zdaniem jest? - zapytała z lekką chrypką w głosie.
- Nikt na to nie zasługuje. Jesteś zbyt ważna. Płynie w tobie krew Morgenstern'ów. Nie możemy zawieść naszego rodu . . . naszej rodziny. Musimy zachowywać się jak na Morgenstern'ów przystało. Rozumiesz Clary?
- Nigdy nie stanę po twojej stronie.- warknęła. - Wolę umrzeć niż ci w czymkolwiek pomóc.
Była w ciemnym, przerażającym lesie. Była sama, wokół nie było nic prócz wysokich drzew o grubych pniach. Gdyby na jej miejscu byłby jakiś przyziemny, z pewnością już dawno uciekłby z krzykiem, ale nie ona. Ona była Nocnym Łowcom. Nie bała się nawet tak przerażającego miejsca jak to. Spojrzała w górę i ujrzała tylko jasny księżyc, który jak gwiazda świecąca za dnia oświetlał nocne niebo. Nie wiedziała jak się tu znalazła. Gdy się obróciła za sobą zobaczyła wąską ścieżkę, która nie wiadomo gdzie prowadziła. Bez chwili namysłu ruszyła ścieżką. W lesie co chwilę rozlegał się szelest liści wywołany tym, że jakieś zwierze przechodziło lub zawiał wiatr, albo pohukiwania sowy lub wycie wilka. Clary wiedziała jednak, że w razie problemów ze zwierzyną sobie poradzi, ale gorzej by było gdyby ktoś ją zaatakował z zaskoczenia. Jej ręka odruchowo sięgnęła do miejsca, w którym powinna mieć serafickie ostrze, lecz nie było tam ani ostrza, ani nic co można by było użyć do obrony. Szła już długo i zastanawiała się, gdzie się znajduje. Przystanęła i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nic co mogłoby przykuć jej uwagę. Uniosła już jedną nogę z zamiarem ruszenia w dalszą drogę, lecz tę czynność przerwało jej ćwierkanie słowika. Zdezorientowana odwróciła się w stronę dźwięku. Była zdziwiona, bo co w takim strasznym, ciemnym lesie robi mały, słodki ptaszek, który swoim śpiewem urzekłby nie jednego? To było dziwne. Gdy rudowłosa spojrzała na słowika, ten odleciał. Czekał na nią jak gdyby chciał żeby za nim szła, co oczywiście zrobiła. Ptaszek poprowadził ją na małą polankę, którą otaczały tylko drzewa. Po chwili obraz zaczął się lekko rozmywać. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ptaka, który zamieniał się w człowieka. Po chwili słowika nie było, a jego miejsce zastąpiła sylwetka mężczyzny. Wtedy obraz w głowie Clarissy zaczął się wyostrzać. Patrzyła przed siebie, na postać, która wydawała się jej znajoma. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią stoi jej brat - Jonathan i patrzy na nią ze swoim szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Czasami miała taką ochotę go z niej zedrzeć . . . Jonathan zaczął się do niej coraz to bardziej zbliżać. On robił jeden krok w przód, ona robiła dwa kroki do tyłu. Nagle zielonooka poczuła jak jej plecy stykają się z zimną i chropowatą powierzchnią drzewa. Uśmiech Jonathana zdawał się powiększyć kiedy tylko jej plecy dotknęły kory. Clary coraz częściej zadawała sobie pytanie, czy nie boli go twarz od tego wiecznego uśmiechania się? Pewnie będzie miał straszne zmarszczki. Ughh. Jonathan szybo znalazł się tuż naprzeciwko jej. Dzieliło ich kilka milimetrów. Clary bała się jak nigdy. Chłopak pochylił się, odgarnął jej z twarzy opadający kosmyk włosów i wyszeptał do ucha :
-Nawet w śnie nie masz ode mnie ucieczki, mała siostrzyczko.
Rudowłosa wzdrygnęła się w wyrazie obrzydzenia na jego bliskość, a on zauważając to, chcąc zrobić jej na złość, pocałował ją w policzek. Skóra w tym miejscu płonęła żywym ogniem. Zamknęła oczy, w myślach policzyła do 10. i otworzyła oczy. Nadal znajdowała się na polanie, a przed nią stał jej brat. - Musisz wybrać - odezwał się nagle.
Clary złączyła brwi w dezorientacji. Nie wiedziała o co mu chodzi. Po upływie paru sekund jednak się przekonała. Przed nią pojawił się Alec, Isabelle, Jace, Maryse, Robert, a nawet Max. Jednym słowem cała rodzina Lightwood'ów.
- Musisz wybrać - powtórzył.
Chciała iść w stronę Lightwood'ów, ale w tym samym czasie z tego jakże realistycznego sny wybudziło ją delikatne głaskanie po policzku.
- Musisz wybrać, mała siostrzyczko. Po między władzą, a byciem niczym. Po między godnym życiem, a zhańbieniem naszego rodu . . . Musisz wybrać między mną, a nimi - "nimi" powiedział z wyczuwalnym w głosie obrzydzeniem. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że oni nie są godni, aby być twoimi przyjaciółmi?
- A kto twoim zdaniem jest? - zapytała z lekką chrypką w głosie.
- Nikt na to nie zasługuje. Jesteś zbyt ważna. Płynie w tobie krew Morgenstern'ów. Nie możemy zawieść naszego rodu . . . naszej rodziny. Musimy zachowywać się jak na Morgenstern'ów przystało. Rozumiesz Clary?
- Nigdy nie stanę po twojej stronie.- warknęła. - Wolę umrzeć niż ci w czymkolwiek pomóc.
Taki krótki rozdział z okazji Hallowen :)
Byliście gdzieś? Zbieraliście cukierki? Za co się przebraliście ? :D
Ja siedziałam w domu, bo niezbyt chce mi się przebierać za coś i chodzić w takie
zimno . . . brrrr
sobota, 25 października 2014
Rozdział #19
-Nie zrobię tego! Oszalałeś?! - krzyczała na brata wściekła Clary.
-To jest mój warunek, siostrzyczko. Jak chcesz żebym ci zaufał musisz poświęcić życie tego przyziemnego, który w dodatku wygląda jak szczur . . .
-On wcale nie wygląda jak szczur! - przerwała mu.
Jonathan zaśmiał się i podszedł do siostry. Zaczął ją przekonywać, aby przeszła na jego stronę. A jeśli to nie pomagało żeby skłonić ją choćby do przemyślenia tego to zaczynał grozić. Nie jej, ale jej bliskim. Tym, których znała i byli dla niej jak rodzina. Jej brat wiedział, że gdyby groził jej to by nie podziałało, bo ci jej przyjaciele Nephilim wpoili jej, że to jest dobre. Ale Jonathan wiedział, że rzeczy takie jak miłość, przyjaźń czy rodzina nie wzmacniają, lecz osłabiają. Wtedy przeciwnik łatwo może cię złamać i wygrać. Dlatego on nigdy nie kochał. A właściwie nie dlatego. Przecież był po części demonem, a demony nie mają uczuć, im nie zależy. Stop! Przecież był też po części Nocnym Łowcą, dlaczego więc on nie miał uczuć jak demon, którym był tylko w połowie? Jonathan wiedział, że nie potrafiłby nikomu w pełni zaufać. Dlatego musiał mieć po swojej stronie Clary.
- Nie zabiję go! Przecież go uratowałam! - krzyknęła bezsilna.
-Kto powiedział, że go uratowałaś? - zaszydził - Skąd pewność, że teraz właśnie nie wącha kwiatków od spodu?
- Obiecałeś . . . obiecałeś, że nic mu nie zrobisz . . . jeśli pójdę z tobą . . .
-A co jeśli kłamałem?
- Nienawidzę cię! Kiedyś cię zabiję! Przysięgam!
Jonathan zaśmiał się na jej słowa, a następnie pstryknął palcami. Do pomieszczenia weszło dwóch Nephilim, a pomiędzy nimi był chłopak w okularach na nosie i z brązową czupryną na głowie.
- Simon . . . - szepnęła ledwie słyszalnie.
Nagle przed nią jak z pod ziemi wyrósł jej brat trzymający w ręku sztylet. Powiedział, że jeśli nie zabije tego przyziemnego, to on to zrobi, a to nie będzie przyjemny widok . . . Clary nic nie mówiła, siedziała na stopach, na podłodze i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła w kącikach widać było zbierające się łzy. Było oczywistym, że walczyła jak tylko mogła, aby nie popłynęły po jej zaczerwienionych od złości i bezsilności policzkach. Jonathan przykucnął przy niej i wyciągnął dłoń ze sztyletem w jej stronę. Podniosła na niego wzrok niemalże natychmiastowo. Pociągnęła nosem i spojrzała w jego czarne oczy, które intensywnie skanowały jej twarz. Po chwili odwróciła wzrok, gdy nie mogła już wytrzymać tego, że oczy, a raczej dwie czarne dziury wypalały jej dziurę w twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź. Białowłosy zarechotał i podniósł się do pozycji stojącej.
- Cóż Clary . . . wygląda na to, że sam będę musiał to zrobić - powiedział z udawanym smutkiem.
Odwrócił się w stronę Simona, podszedł do niego i gdy już miał go dźgnąć, swoim ciałem zasłoniła go rudowłosa dziewczyna. Jonathan w ostatniej chwili zatrzymał rękę, dzięki czemu ostrze zatrzymało się kilka milimetrów od twarzy jego siostry.
- Jakież to szlachetne - zadrwił.
-Jeśli chcesz zabić jego, musisz zabić też mnie!
- Nie! -warknął. - Zginie tylko jedno. Radzę ci, siostrzyczko żebyś zeszła mi z drogi.
Clary jednak nie ruszyła się z miejsca, chcąc zaryzykować własnym życiem w obronie swojego przyziemnego przyjaciela, z którym kiedyś widywała się codziennie i przez cały dzień robili coś ciekawego. Zawsze wiedział jak ją pocieszyć, wiedział co lubi, a czego nie, wiedział kiedy coś ją dręczyło . . . a teraz miał przez nią stracić życie?! Nie ma mowy! Zirytowany Jonathan cofnął ostrze sztyletu, ale po chwili podniósł drugą rękę i wymierzył siostrze siarczysty policzek. Clary została uderzona z taką siłą, że upadła na ziemię trzymając się za obolały policzek.
- Nie zabiję go! Przecież go uratowałam! - krzyknęła bezsilna.
-Kto powiedział, że go uratowałaś? - zaszydził - Skąd pewność, że teraz właśnie nie wącha kwiatków od spodu?
- Obiecałeś . . . obiecałeś, że nic mu nie zrobisz . . . jeśli pójdę z tobą . . .
-A co jeśli kłamałem?
- Nienawidzę cię! Kiedyś cię zabiję! Przysięgam!
Jonathan zaśmiał się na jej słowa, a następnie pstryknął palcami. Do pomieszczenia weszło dwóch Nephilim, a pomiędzy nimi był chłopak w okularach na nosie i z brązową czupryną na głowie.
- Simon . . . - szepnęła ledwie słyszalnie.
Nagle przed nią jak z pod ziemi wyrósł jej brat trzymający w ręku sztylet. Powiedział, że jeśli nie zabije tego przyziemnego, to on to zrobi, a to nie będzie przyjemny widok . . . Clary nic nie mówiła, siedziała na stopach, na podłodze i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła w kącikach widać było zbierające się łzy. Było oczywistym, że walczyła jak tylko mogła, aby nie popłynęły po jej zaczerwienionych od złości i bezsilności policzkach. Jonathan przykucnął przy niej i wyciągnął dłoń ze sztyletem w jej stronę. Podniosła na niego wzrok niemalże natychmiastowo. Pociągnęła nosem i spojrzała w jego czarne oczy, które intensywnie skanowały jej twarz. Po chwili odwróciła wzrok, gdy nie mogła już wytrzymać tego, że oczy, a raczej dwie czarne dziury wypalały jej dziurę w twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź. Białowłosy zarechotał i podniósł się do pozycji stojącej.
- Cóż Clary . . . wygląda na to, że sam będę musiał to zrobić - powiedział z udawanym smutkiem.
Odwrócił się w stronę Simona, podszedł do niego i gdy już miał go dźgnąć, swoim ciałem zasłoniła go rudowłosa dziewczyna. Jonathan w ostatniej chwili zatrzymał rękę, dzięki czemu ostrze zatrzymało się kilka milimetrów od twarzy jego siostry.
- Jakież to szlachetne - zadrwił.
-Jeśli chcesz zabić jego, musisz zabić też mnie!
- Nie! -warknął. - Zginie tylko jedno. Radzę ci, siostrzyczko żebyś zeszła mi z drogi.
Clary jednak nie ruszyła się z miejsca, chcąc zaryzykować własnym życiem w obronie swojego przyziemnego przyjaciela, z którym kiedyś widywała się codziennie i przez cały dzień robili coś ciekawego. Zawsze wiedział jak ją pocieszyć, wiedział co lubi, a czego nie, wiedział kiedy coś ją dręczyło . . . a teraz miał przez nią stracić życie?! Nie ma mowy! Zirytowany Jonathan cofnął ostrze sztyletu, ale po chwili podniósł drugą rękę i wymierzył siostrze siarczysty policzek. Clary została uderzona z taką siłą, że upadła na ziemię trzymając się za obolały policzek.
Wyprzedzę was! Wiem rozdział jest krótki. Nawaliłam, zepsułam, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się wam spodoba :)
Chociaż mi się nie podoba . . .
Komentujcie!
piątek, 24 października 2014
Rozdział #18
-Simon . . . ? -spytała niepewnie Clary.
-Chodzi o to, że kiedyś byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Widywaliśmy się codziennie. A teraz? Oddalamy się od siebie. Nawet nie wiem gdzie się podziewasz? Z kim? Nie wiem nawet gdzie teraz mieszkasz. Twoja matka udaje, że cie nie zna . . . Clary! Co jest grane.
-Simon, to jest skomplikowane . . . na prawdę. Musisz mi uwierzyć na słowo - mówiła zdesperowana.-To jest niebezpieczne i nie chce cię w to wciągać. Jeśli ci powiem będę miała przez to problemy. Zresztą ty też. Nie wolno mi o tym mówić.
-Wiesz, że to dla mnie ciężkie, prawda? Chcę odzyskać moją dawną przyjaciółkę. Przynajmniej dzisiaj . . .
Wiem Simon, dla mnie też to jest ciężkie - kąciki jej ust wygięły się lekko ku górze.Przyjaciel wyciągnął do niej ręce mówiąc tym samym żeby do niego podeszła i się przytuliła. Tak też zrobiła. Siedzieli przytuleni do siebie pałaszując jedzenie, które jakiś czas temu leżało spokojnie na dnie jasnobrązowego kosza piknikowego. Wpatrywali się w nieskazitelną taflę jeziora. Clary na początku czuła się niepewnie, bo bała się, że przyjaciel zacznie wypytywać ją o wszystko mimo tego co powiedział wcześniej. Dziewczyna zaczęła wspominać jak kiedyś ona i Simon byli dziećmi. Byli wtedy nierozłączni i nie mieli przed sobą żadnych tajemnic, aż do teraz. Czuła się z tym źle, ale nie mogła mu przecież powiedzieć, bo zostałaby ukarana przez Clave, a jej przyjaciel musiałby wypić z kielicha i nie wiadomo czy by to przeżył. A nawet jeśli to życie Nocnego Łowcy nie jest dla niego. On jest przyziemnym i niech tak pozostanie. Czas mijał im bardzo szybko. Nawet nie spostrzegli kiedy zaczęło robić się ciemno. Postanowili wtedy, że muszą wracać. Kiedy podnieśli się z ziemi i pozbierali pozostałości po ich małym "pikniku" zaczęli kierować się w stronę, z której przyszli. Niestety nie udało im się to. Nagle z za drzew wyskoczyły ciemne kształty, które były obrzydliwe. Niektóre wyglądały jakby były zmutowanymi kreaturami. Choć po części to była prawa. Demony. Simon nie wiedział co się dzieje, a Clary bała się o jego życie i w duchu przeklinała czemu akurat teraz?! Na szczęście Nocni Łowcy mają obowiązek zabierać ze sobą wszędzie Serafickie Ostrza. Ale co mogła poradzić jedna Nephilim wśród kilkunastu demonów? Stwory okrążyły ich. Były z każdej strony. Clary była gotowa do odparcia ataku, lecz intruzi stali w jednym miejscu i tępo wpatrywali się w dwójkę stojącą przed nimi. Nagle okrąg zaczął się rozstępować robiąc miejsce do przejścia. Po chwili można było zauważyć tam ciemną sylwetkę. To nie był demon. To był człowiek. Gdy światło księżyca padło na jego twarz Clary nie miała już najmniejszych wątpliwości kto to był.
-Przyprowadźcie tu moją siostrę, a tego przyziemnego możecie zabić - odezwał się po chwili wpatrywania się w nią.
Simon stał tam zdezorientowany nie wiedząc kto to jest i o co temu komuś chodzi. Demony zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Choć rudowłosa wiedziała, że nie ma najmniejszych szans w starciu z hordom to musiała walczyć w obronie swojej i swojego najlepszego przyjaciela, który nie mógł sobie zagwarantować samodzielnej ochrony. Wiedziała jednak, że on zginie. Nie mogła do tego dopuścić.
- Pójdę z tobą jeśli go puścisz! - krzyknęła w stronę Jonathana.
Przez chwilę patrzył na nią jakby nie pewny tego co przed chwilą powiedziała. Zapewne starał się doszukać haczyka w tej nagłej zmianie, ale przecież to było w obronie jej najlepszego przyjaciela. Haczyk nie istniał. Jej brat uśmiechał się triumfalnie.
-Zgoda.
-Simon, idź do Magnusa Bane'a - zwróciła się w stronę przyjaciela. - Mieszka na . . . -nie zdążyła dokończyć, bo przerwało jej brutalne pociągnięcie za jej ramię. Starała się ukryć grymas bólu. Widząc to Jonathan zaśmiał się złowrogo.
-Jeszcze jedno słowo i nie będę taki dobry i on zginie . . . - ostrzegł.
Zielonooka westchnęła z bezsilności i spojrzała w oczy brata. Były czarne. Czarne jak otchłań. Dziewczyna przełknęła ślinę. Udali się w kierunku, z którego właśnie przyszedł Jonathan wraz ze swoimi "pupilami". Zatrzymali się na drugim końcu polany.
-Stwórz bramę - warknął w jej stronę - i nie próbuj żadnych sztuczek - dodał brzmiąc groźnie.
Clary spełniła jego rozkaz i chciała skoczyć w bramę myśląc o Instytucie, lecz jej nadgarstek został boleśnie zatrzymany i wtedy przypomniała sobie, że jej brat nadal może zabić Simona. Zamknęła oczy licząc w myślach do 10, aby uspokoić nerwy.
Clary obudziła się w zwykłym pokoju ze ścianami pomalowanymi na blado-żółty kolor. Czuła się jakby miała ogromnego kaca (nigdy nie piła,tak dla ścisłości :D ).
-Nareszcie. Już myślałem,że się nie obudzisz i będę musiał cię zakopać w ogródku - zaśmiał się bez cienia wesołości chłopak o wręcz białych włosach. - Spałaś aż tydzień. Naprawdę myślałem,że coś ci się stało. Po tym jak chciałaś ze mną walczyć. Po runie,którą chciałaś mnie zniszczyć. Niestety nie udało ci się,ale nie ma się co martwić.Mogłaś mieć gorsze towarzystwo-dodał z sarkazmem.
Clary zaczęła sobie przypominać wszystko. To jak jej brat chciał ją pociągnąć w stronę bramy, którą stworzyła, a ona korzystając z chwili jego nieuwagi znów uniosła Stelę i zaczęła kreślić runę na jego ramieniu. Niestety nie była wystarczająco szybka i Jonathan zaczął z nią walczyć. Ona oczywiście przegrała to starcie.
-Gorzej się nie dało-powiedziała i zaczęła odsuwać się na drugi koniec łóżka.
-Co ci się śniło ?- zapytał po chwili.
-To jak pierwszy raz poznałam Jace'a, dowiedziałam się kim jestem. Właśnie śnił mi się najgorszy moment mojego życia, ale na moje szczęście się obudziłam.
-Najgorszy moment twojego życia ? - spytał z udawanym zaciekawieniem.
-Poznanie ciebie - oznajmiła pewnie.
-Pamiętam -zaśmiał się bez cienia wesołości. - Nieźle mi się wtedy dostało - to mówiąc podciągnął swoją koszulkę do góry tak,że było widać mu cały brzuch.Odwrócił się plecami do siostry. - Użył bicza z demonicznego metalu,tak żeby zostały ślady i przypominały o tym, że mam być mu posłuszny. Jeszcze mnie nie znasz -uśmiechnął się szeroko .
Ale mnie poznasz - dodał,a ona przysunęła się do niego. Zbliżyła swoje usta do jego i powiedziała prosto w nie. Jonathan się wzdrygnął.
-Jesteś potworem. Nie masz nikogo kto by cię kochał i kogo ty byś kochał.
Chciała się odsunąć,ale on jej na to nie pozwolił. Pochylił się nad nią i szepnął jej do ucha.
-Mam ciebie, siostrzyczko i znajdę cię choćby na końcu świata. Przede mną się nie ukryjesz,Clary. Nie ma na świecie miejsca, gdzie mogłabyś się ukryć, a ja cię nie znajdę. Należysz do mnie. Jesteś moją siostrą. Moją krwią. Jesteśmy ostatnimi z rodu Morgensternów i musimy dążyć do tego żeby nasz ród przetrwał.
-Chcę zostać sama - powiedziała nagle. - Muszę to wszystko przemyśleć.
-Jak sobie życzysz - powiedział i pocałował ją w policzek ,zanim zdążyła zareagować on już wychodził z pokoju z niskim ukłonem i z uśmiechem na twarzy zamknął za sobą drzwi.
Clary rzuciła w drzwi wazonem,a po chwili usłyszała pełen rozbawienia chichot brata. Dziewczyna długo rozmyślała nad tym co zrobiła w poprzednim życiu, że ją to wszystko spotyka. A może mogłaby się do niego przyłączyć i ponownie udawać ? Uwierzy jej? Rozległo się ciche, lecz pewne pukanie do drzwi. Sebastian nie czekał na odpowiedź. Wszedł i zlustrował Clary wzrokiem.Patrzył się na nią uśmiechając się diabolicznie.
-I co wymyśliłaś coś ciekawego,siostrzyczko ? - zapytał zaciekawiony.
-Tak. Ale musisz mi wyjaśnić co chcesz zrobić?
-Dobrze wiesz - uśmiechnął się. - Pragnę żebyś rządziła razem ze mną światem.
-Ale przyziemni, Nephilim i podziemni ucierpią - stwierdziła.
-Niekoniecznie.Jeśli się poddadzą przeżyją,a jeśli postanowią walczyć . . . nie pokonają mnie. Z każdym dniem rosnę w siłę, a Clave się rozpada.
-Chcę się spotkać z moimi przyjaciółmi i muszę wiedzieć, że Simon żyje - zażądała.
-Niestety, ale nie mogę ci na to pozwolić, siostrzyczko. A co do tego szczura, to żyje - powiedział po chwili namysłu.
-A jeśli bym ci powiedziała,że się do ciebie przyłączę - zapytała z nadzieją w głosie.
-Zrobiłabyś to ? Zostawiła ich wszystkich ? Twoich przyjaciół Nephilim ?
-Tak - powiedziała pewnie - ale chcę się spotkać z Izzy.
-Och. . . chodzi o twój plan, prawda ? - zapytał wyszczerzając zęby w uśmiechu.
-Plan ? Jaki plan ? Nie mam żadnego planu ! - spanikowała.
-Czyżby ? Chcesz się wkraść w moje łaski. Clary, Clary, Clary nawet ty nie jesteś taka głupia żeby myśleć,że ci się uda. Jesteś gotowa opuścić wszystkich bliskich ? Wszystkich, których znałaś ? Całe swoje życie?
-Tak-powiedziała drżącym głosem.
-Dobrze-powiedział w zamyśleniu. -Ale musisz mi to udowodnić-zażądał.
-Jak ? -zapytała przerażona dziewczyna.
- Musisz zabić Simona . . .
-Przyprowadźcie tu moją siostrę, a tego przyziemnego możecie zabić - odezwał się po chwili wpatrywania się w nią.
Simon stał tam zdezorientowany nie wiedząc kto to jest i o co temu komuś chodzi. Demony zaczęły się niebezpiecznie zbliżać. Choć rudowłosa wiedziała, że nie ma najmniejszych szans w starciu z hordom to musiała walczyć w obronie swojej i swojego najlepszego przyjaciela, który nie mógł sobie zagwarantować samodzielnej ochrony. Wiedziała jednak, że on zginie. Nie mogła do tego dopuścić.
- Pójdę z tobą jeśli go puścisz! - krzyknęła w stronę Jonathana.
Przez chwilę patrzył na nią jakby nie pewny tego co przed chwilą powiedziała. Zapewne starał się doszukać haczyka w tej nagłej zmianie, ale przecież to było w obronie jej najlepszego przyjaciela. Haczyk nie istniał. Jej brat uśmiechał się triumfalnie.
-Zgoda.
-Simon, idź do Magnusa Bane'a - zwróciła się w stronę przyjaciela. - Mieszka na . . . -nie zdążyła dokończyć, bo przerwało jej brutalne pociągnięcie za jej ramię. Starała się ukryć grymas bólu. Widząc to Jonathan zaśmiał się złowrogo.
-Jeszcze jedno słowo i nie będę taki dobry i on zginie . . . - ostrzegł.
Zielonooka westchnęła z bezsilności i spojrzała w oczy brata. Były czarne. Czarne jak otchłań. Dziewczyna przełknęła ślinę. Udali się w kierunku, z którego właśnie przyszedł Jonathan wraz ze swoimi "pupilami". Zatrzymali się na drugim końcu polany.
-Stwórz bramę - warknął w jej stronę - i nie próbuj żadnych sztuczek - dodał brzmiąc groźnie.
Clary spełniła jego rozkaz i chciała skoczyć w bramę myśląc o Instytucie, lecz jej nadgarstek został boleśnie zatrzymany i wtedy przypomniała sobie, że jej brat nadal może zabić Simona. Zamknęła oczy licząc w myślach do 10, aby uspokoić nerwy.
Clary obudziła się w zwykłym pokoju ze ścianami pomalowanymi na blado-żółty kolor. Czuła się jakby miała ogromnego kaca (nigdy nie piła,tak dla ścisłości :D ).
-Nareszcie. Już myślałem,że się nie obudzisz i będę musiał cię zakopać w ogródku - zaśmiał się bez cienia wesołości chłopak o wręcz białych włosach. - Spałaś aż tydzień. Naprawdę myślałem,że coś ci się stało. Po tym jak chciałaś ze mną walczyć. Po runie,którą chciałaś mnie zniszczyć. Niestety nie udało ci się,ale nie ma się co martwić.Mogłaś mieć gorsze towarzystwo-dodał z sarkazmem.
Clary zaczęła sobie przypominać wszystko. To jak jej brat chciał ją pociągnąć w stronę bramy, którą stworzyła, a ona korzystając z chwili jego nieuwagi znów uniosła Stelę i zaczęła kreślić runę na jego ramieniu. Niestety nie była wystarczająco szybka i Jonathan zaczął z nią walczyć. Ona oczywiście przegrała to starcie.
-Gorzej się nie dało-powiedziała i zaczęła odsuwać się na drugi koniec łóżka.
-Co ci się śniło ?- zapytał po chwili.
-To jak pierwszy raz poznałam Jace'a, dowiedziałam się kim jestem. Właśnie śnił mi się najgorszy moment mojego życia, ale na moje szczęście się obudziłam.
-Najgorszy moment twojego życia ? - spytał z udawanym zaciekawieniem.
-Poznanie ciebie - oznajmiła pewnie.
-Pamiętam -zaśmiał się bez cienia wesołości. - Nieźle mi się wtedy dostało - to mówiąc podciągnął swoją koszulkę do góry tak,że było widać mu cały brzuch.Odwrócił się plecami do siostry. - Użył bicza z demonicznego metalu,tak żeby zostały ślady i przypominały o tym, że mam być mu posłuszny. Jeszcze mnie nie znasz -uśmiechnął się szeroko .
Ale mnie poznasz - dodał,a ona przysunęła się do niego. Zbliżyła swoje usta do jego i powiedziała prosto w nie. Jonathan się wzdrygnął.
-Jesteś potworem. Nie masz nikogo kto by cię kochał i kogo ty byś kochał.
Chciała się odsunąć,ale on jej na to nie pozwolił. Pochylił się nad nią i szepnął jej do ucha.
-Mam ciebie, siostrzyczko i znajdę cię choćby na końcu świata. Przede mną się nie ukryjesz,Clary. Nie ma na świecie miejsca, gdzie mogłabyś się ukryć, a ja cię nie znajdę. Należysz do mnie. Jesteś moją siostrą. Moją krwią. Jesteśmy ostatnimi z rodu Morgensternów i musimy dążyć do tego żeby nasz ród przetrwał.
-Chcę zostać sama - powiedziała nagle. - Muszę to wszystko przemyśleć.
-Jak sobie życzysz - powiedział i pocałował ją w policzek ,zanim zdążyła zareagować on już wychodził z pokoju z niskim ukłonem i z uśmiechem na twarzy zamknął za sobą drzwi.
Clary rzuciła w drzwi wazonem,a po chwili usłyszała pełen rozbawienia chichot brata. Dziewczyna długo rozmyślała nad tym co zrobiła w poprzednim życiu, że ją to wszystko spotyka. A może mogłaby się do niego przyłączyć i ponownie udawać ? Uwierzy jej? Rozległo się ciche, lecz pewne pukanie do drzwi. Sebastian nie czekał na odpowiedź. Wszedł i zlustrował Clary wzrokiem.Patrzył się na nią uśmiechając się diabolicznie.
-I co wymyśliłaś coś ciekawego,siostrzyczko ? - zapytał zaciekawiony.
-Tak. Ale musisz mi wyjaśnić co chcesz zrobić?
-Dobrze wiesz - uśmiechnął się. - Pragnę żebyś rządziła razem ze mną światem.
-Ale przyziemni, Nephilim i podziemni ucierpią - stwierdziła.
-Niekoniecznie.Jeśli się poddadzą przeżyją,a jeśli postanowią walczyć . . . nie pokonają mnie. Z każdym dniem rosnę w siłę, a Clave się rozpada.
-Chcę się spotkać z moimi przyjaciółmi i muszę wiedzieć, że Simon żyje - zażądała.
-Niestety, ale nie mogę ci na to pozwolić, siostrzyczko. A co do tego szczura, to żyje - powiedział po chwili namysłu.
-A jeśli bym ci powiedziała,że się do ciebie przyłączę - zapytała z nadzieją w głosie.
-Zrobiłabyś to ? Zostawiła ich wszystkich ? Twoich przyjaciół Nephilim ?
-Tak - powiedziała pewnie - ale chcę się spotkać z Izzy.
-Och. . . chodzi o twój plan, prawda ? - zapytał wyszczerzając zęby w uśmiechu.
-Plan ? Jaki plan ? Nie mam żadnego planu ! - spanikowała.
-Czyżby ? Chcesz się wkraść w moje łaski. Clary, Clary, Clary nawet ty nie jesteś taka głupia żeby myśleć,że ci się uda. Jesteś gotowa opuścić wszystkich bliskich ? Wszystkich, których znałaś ? Całe swoje życie?
-Tak-powiedziała drżącym głosem.
-Dobrze-powiedział w zamyśleniu. -Ale musisz mi to udowodnić-zażądał.
-Jak ? -zapytała przerażona dziewczyna.
- Musisz zabić Simona . . .
środa, 15 października 2014
Rozdział #17
Aleca obudził głośny krzyk i płacz. Chłopak nie był zadowolony z tego, że musi zwlec się z łóżka żeby sprawdzić co się dzieje. Ale kto byłby szczęśliwy jakby musiał wygramolić się z ciepłego łóżeczka o 3 nad ranem? No właśnie. Zaświecił lampkę stojącą na mahoniowym stoliku nocnym. Zamrugał kilka razy żeby przyzwyczaić oczy do światła. Gdy krzyki i płacz dalej nie ustępowały, a wręcz się nasilały Alec szybkim krokiem przemierzył pokój i wyszedł na korytarz. Wytężył słuch i po chwili zorientował się, że te odgłosy dochodzą z pokoju sąsiedniego pokoju, który należał do Clary. Popędził w stronę drzwi jej pokoju i otworzył je. Jego oczy od razu spoczęły na szamoczącej się na łóżku dziewczynie.-Nie proszę! Zostaw mnie! Ja nie chcę! - krzyczała przez sen.
Chłopak bez namysłu pobiegł do jej łóżka i pochylił się nad nią. Zaczął nią trząść i powtarzać żeby się obudziła, ale to nie skutkowało. Coraz bardziej przerażony Nocny Łowca widząc, że jego próby obudzenia Clary nie przynoszą najmniejszego efektu wziął z łazienki jakąś małą miseczkę, nalał do niej wody i wrócił do rudowłosej. Dotknął jej czoła, które wręcz paliło. Bez chwili zwłoki wylał Nocną Łowczynię wodę, aby oszczędzić jej męki. Ten sen . . . ten koszmar na pewno nie był przyjemny. Z rozmyśleń wyrwała go Clary, która podniosła się do pozycji siedzącej. Widać było, że była wystraszona, jej oddech był przyspieszony. Zaczęła rozglądać się po pokoju w zdezorientowaniu. Alec nie myśląc długo przytulił ją i zaczął szeptać jej do ucha, że to tylko sen i że nic jej nie grozi. Ręką masował jej kojąco plecy. Widać było, że ledwo powstrzymuje łzy, które nagromadziły się w kącikach jej zielonych oczów. Zaraz później zaniosła się płaczem. Gdy po 10. minutach się opanowała Alec zaczął ją wypytywać o to co jej się śniło. Rudowłosa opowiedziała mu cały sen, w którym spotkała Jonathana. W pewnej chwili Alec zauważył, że to brzmi bardzo realistycznie, ale to się nie zdarzyło, a to był tylko koszmar.
-Alec, ja nie chcę z nim nigdzie iść . . . - przerwała niezręczną ciszę panującą od 5. minut.
-Wiesz, że mu na to nie pozwolimy. Gdy będzie trzeba oddamy swoje życie żeby cię chronić - jego wargi wygięły się w lekkim uśmiechu.
-Jesteście dla mnie tacy dobrzy . . . jesteście dla mnie jak rodzina . . . nigdy nie pozwolę żeby którekolwiek z was zaryzykowało swoje własne życie dla mnie.
-Nawet Jace? -spytał z niedowierzaniem młody Lightwood.
Zachichotała, a on dołączył do niej chwilę później.
-Nawet Jace - potwierdziła wciąż chichocąc.
Rozmawiali jeszcze długo. Gdy spojrzeli na zegarek nie mogli uwierzyć, że była już 6. Przegadali ze sobą dobre 3 godziny. Nie było już sensu kłaść się z powrotem do łóżka, bo zaraz było śniadanie i trening. Clary doprowadziła swój wygląd do porządku, choć jeszcze miała lekko czerwone oczy. Uczesała swoje rude włosy w luźnego koczka, ubrała się w strój bojowy i zeszła na dół na śniadanie, które zazwyczaj przygotowuje Maryse. Ale, gdy rudowłosa zbiegła do kuchni przy blacie zamiast Maryse zobaczyła jej córkę, Isabelle, która przewspaniale gotowała. Sarkazm. Nie zrozumcie źle Clary kochała Izy jak własną siostrę, ale nie chciała przedwcześnie odejść z tego świata. Wolała zginąć w walce z demonami jak na Nocnego Łowce przystoi.
-Hej Clary! - krzyknęła od razu Izy.- Jesteś głodna? Właśnie robię śniadanie.
-Cześć. Dzięki, ale nie jestem głodna. Dużo zjadłam na kolację. - uśmiechnęła się przepraszająco mając nadzieję, że jej uwierzy.- A poza tym spieszę się na trening.
-Jak sobie chcesz - westchnęła Isabelle.
Zielonooka odwróciła się na pięcie i opuściła w pośpiechu kuchnię.Bała się trochę o kuchnię, bo przecież mogła ulec zniszczeniu biorąc pod uwagę to, że Izy właśnie coś tam gotuje. Pochłonięta swoimi myślami wpadła na kogoś. Spojrzała w górę i zobaczyła, że to Magnus.
-Hej Magnus - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
-Clary, miło cię widzieć - również się uśmiechnął.
- Moim obowiązkiem jest cię ostrzec żebyś nie wchodził do kuchni.
-Znowu? Czemu pozwalacie jej tak często gotować? - udawał oburzenie, ale po chwili oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
Po krótkiej rozmowie rozeszli się każdy w swoją stronę. Przed oczami dziewczyny w końcu pojawiły się drzwi sali treningowej. Pchnęła je i weszła do środka. Przy ścianie stał jakiś chłopak opierając się o nią.
-Kim jesteś?! - warknęła wyciągając sztylet. Była gotowa do rzutu.
-Spokojnie. Od dzisiaj będę cię trenował - zaśmiał się gardłowo.
Zmarszczyła brwi. Przecież nie miała do tej pory trenera innego niż Izy, Alec albo Jace. Zaczęła, więc zadawać chłopakowi masę pytań.
-Jestem Nathan - powiedział z zadziornym uśmiechem, gdy skończyła mówić.
-Clary - podała mu swoją dłoń.
Przystąpili do treningu. Gdy skończyli było już dawno po 10. Grzecznie podziękowała Nathan'owi za trening i opuściła salę. Jak zwykle podreptała do swojego pokoju w celu wzięcia gorącego prysznicu.
Gdy wyszła spod prysznica rozczesała swoje włosy, związała je w kucyk i zmęczona rzuciła się na łóżko. Zaczęła myśleć o swoim życiu, o Jonathanie, o swojej matce, która została pozbawiona przez Bane'a wspomnień. Chciała, aby to zrobił. Jocelyn nie chciała przechodzić tego koszmaru od nowa. Chciała żyć normalnie, nie myśląc o tym jakie zagrożenia czyhają na nią za rogiem.
Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu widniało "Simon". Clary ucieczyła się z tego, bo już dawno nie rozmawiali. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, ale ona stała się nocnym Łowcom i już nie rozmawiali często ani nie widywali się częściej niż raz na dwa tygodnie.
-Hej Clary. Może się spotkamy dzisiaj? - powiedział szybko zanim zdążyła się odezwać.
-Okay. Gdzie i o której godzinie? -spytała z entuzjazmem.
-Hmmm . . . może w naszym ulubionym miejscu? Pasuje ci za godzinkę?
-Idealnie. Do zobaczenia - powiedziała po czym się rozłączyła.
Ma godzinę. Wystarczająco czasu. Zdąży.
Boże! Dziewczyno ty nie zdążysz! - wrzasnęła Izy, która już buszowała w szafie rudowłosej. Clary cichutko zachichotała. Na co jej przyjaciółka odwróciła się w jej stronę i posłała jej mordercze spojrzenie, ale po chwili znów wróciła do swojej poprzedniej czynności. Clary leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Nagle poczuła dziwny powiew powietrza. Otworzyła oczy i zobaczyła, że koło niej leżą obcisłe, czarne rzecz jasna legginsy i cukierkowy sweterek. Uśmiech zszedł z jej twarzy gdy go zobaczyła.
-Żartujesz sobie? Mam to ubrać? - spytała zrezygnowana.
-Coś mówiłaś?
-Tak . . . -Isabelle posłała jej swoje spojrzenie mówiące "Nie radzę tego mówić" - mówiłam, że masz fajny styl i zawsze mogę na ciebie liczyć - uśmiechnęła się sztucznie.
Po kilku minutach jazdy metrem dotarła na małą polankę obok której znajdowało się piękne jeziorko. Przy brzegu zielonooka zauważyła Simona, który siedział na kocu w kratkę. Obok znajdował się koszyk piknikowy. Nagle obrócił się w jej stronę. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że w tej chwili jest bardzo poważny.
-Musimy porozmawiać, Clarisso . . . - oho . . . Simon zawsze używał jej pełnego imienia, gdy był na nią zły, albo miał coś ważnego do powiedzenia . . .
Chłopak bez namysłu pobiegł do jej łóżka i pochylił się nad nią. Zaczął nią trząść i powtarzać żeby się obudziła, ale to nie skutkowało. Coraz bardziej przerażony Nocny Łowca widząc, że jego próby obudzenia Clary nie przynoszą najmniejszego efektu wziął z łazienki jakąś małą miseczkę, nalał do niej wody i wrócił do rudowłosej. Dotknął jej czoła, które wręcz paliło. Bez chwili zwłoki wylał Nocną Łowczynię wodę, aby oszczędzić jej męki. Ten sen . . . ten koszmar na pewno nie był przyjemny. Z rozmyśleń wyrwała go Clary, która podniosła się do pozycji siedzącej. Widać było, że była wystraszona, jej oddech był przyspieszony. Zaczęła rozglądać się po pokoju w zdezorientowaniu. Alec nie myśląc długo przytulił ją i zaczął szeptać jej do ucha, że to tylko sen i że nic jej nie grozi. Ręką masował jej kojąco plecy. Widać było, że ledwo powstrzymuje łzy, które nagromadziły się w kącikach jej zielonych oczów. Zaraz później zaniosła się płaczem. Gdy po 10. minutach się opanowała Alec zaczął ją wypytywać o to co jej się śniło. Rudowłosa opowiedziała mu cały sen, w którym spotkała Jonathana. W pewnej chwili Alec zauważył, że to brzmi bardzo realistycznie, ale to się nie zdarzyło, a to był tylko koszmar.
-Alec, ja nie chcę z nim nigdzie iść . . . - przerwała niezręczną ciszę panującą od 5. minut.
-Wiesz, że mu na to nie pozwolimy. Gdy będzie trzeba oddamy swoje życie żeby cię chronić - jego wargi wygięły się w lekkim uśmiechu.
-Jesteście dla mnie tacy dobrzy . . . jesteście dla mnie jak rodzina . . . nigdy nie pozwolę żeby którekolwiek z was zaryzykowało swoje własne życie dla mnie.
-Nawet Jace? -spytał z niedowierzaniem młody Lightwood.
Zachichotała, a on dołączył do niej chwilę później.
-Nawet Jace - potwierdziła wciąż chichocąc.
Rozmawiali jeszcze długo. Gdy spojrzeli na zegarek nie mogli uwierzyć, że była już 6. Przegadali ze sobą dobre 3 godziny. Nie było już sensu kłaść się z powrotem do łóżka, bo zaraz było śniadanie i trening. Clary doprowadziła swój wygląd do porządku, choć jeszcze miała lekko czerwone oczy. Uczesała swoje rude włosy w luźnego koczka, ubrała się w strój bojowy i zeszła na dół na śniadanie, które zazwyczaj przygotowuje Maryse. Ale, gdy rudowłosa zbiegła do kuchni przy blacie zamiast Maryse zobaczyła jej córkę, Isabelle, która przewspaniale gotowała. Sarkazm. Nie zrozumcie źle Clary kochała Izy jak własną siostrę, ale nie chciała przedwcześnie odejść z tego świata. Wolała zginąć w walce z demonami jak na Nocnego Łowce przystoi.
-Hej Clary! - krzyknęła od razu Izy.- Jesteś głodna? Właśnie robię śniadanie.
-Cześć. Dzięki, ale nie jestem głodna. Dużo zjadłam na kolację. - uśmiechnęła się przepraszająco mając nadzieję, że jej uwierzy.- A poza tym spieszę się na trening.
-Jak sobie chcesz - westchnęła Isabelle.
Zielonooka odwróciła się na pięcie i opuściła w pośpiechu kuchnię.Bała się trochę o kuchnię, bo przecież mogła ulec zniszczeniu biorąc pod uwagę to, że Izy właśnie coś tam gotuje. Pochłonięta swoimi myślami wpadła na kogoś. Spojrzała w górę i zobaczyła, że to Magnus.
-Hej Magnus - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie.
-Clary, miło cię widzieć - również się uśmiechnął.
- Moim obowiązkiem jest cię ostrzec żebyś nie wchodził do kuchni.
-Znowu? Czemu pozwalacie jej tak często gotować? - udawał oburzenie, ale po chwili oboje wybuchnęli gromkim śmiechem.
Po krótkiej rozmowie rozeszli się każdy w swoją stronę. Przed oczami dziewczyny w końcu pojawiły się drzwi sali treningowej. Pchnęła je i weszła do środka. Przy ścianie stał jakiś chłopak opierając się o nią.
-Kim jesteś?! - warknęła wyciągając sztylet. Była gotowa do rzutu.
-Spokojnie. Od dzisiaj będę cię trenował - zaśmiał się gardłowo.
Zmarszczyła brwi. Przecież nie miała do tej pory trenera innego niż Izy, Alec albo Jace. Zaczęła, więc zadawać chłopakowi masę pytań.
-Jestem Nathan - powiedział z zadziornym uśmiechem, gdy skończyła mówić.
-Clary - podała mu swoją dłoń.
Przystąpili do treningu. Gdy skończyli było już dawno po 10. Grzecznie podziękowała Nathan'owi za trening i opuściła salę. Jak zwykle podreptała do swojego pokoju w celu wzięcia gorącego prysznicu.
Gdy wyszła spod prysznica rozczesała swoje włosy, związała je w kucyk i zmęczona rzuciła się na łóżko. Zaczęła myśleć o swoim życiu, o Jonathanie, o swojej matce, która została pozbawiona przez Bane'a wspomnień. Chciała, aby to zrobił. Jocelyn nie chciała przechodzić tego koszmaru od nowa. Chciała żyć normalnie, nie myśląc o tym jakie zagrożenia czyhają na nią za rogiem.
Z rozmyśleń wyrwał ją dźwięk telefonu. Na wyświetlaczu widniało "Simon". Clary ucieczyła się z tego, bo już dawno nie rozmawiali. Kiedyś byli najlepszymi przyjaciółmi, ale ona stała się nocnym Łowcom i już nie rozmawiali często ani nie widywali się częściej niż raz na dwa tygodnie.
-Hej Clary. Może się spotkamy dzisiaj? - powiedział szybko zanim zdążyła się odezwać.
-Okay. Gdzie i o której godzinie? -spytała z entuzjazmem.
-Hmmm . . . może w naszym ulubionym miejscu? Pasuje ci za godzinkę?
-Idealnie. Do zobaczenia - powiedziała po czym się rozłączyła.
Ma godzinę. Wystarczająco czasu. Zdąży.
Boże! Dziewczyno ty nie zdążysz! - wrzasnęła Izy, która już buszowała w szafie rudowłosej. Clary cichutko zachichotała. Na co jej przyjaciółka odwróciła się w jej stronę i posłała jej mordercze spojrzenie, ale po chwili znów wróciła do swojej poprzedniej czynności. Clary leżała na łóżku z zamkniętymi oczami. Nagle poczuła dziwny powiew powietrza. Otworzyła oczy i zobaczyła, że koło niej leżą obcisłe, czarne rzecz jasna legginsy i cukierkowy sweterek. Uśmiech zszedł z jej twarzy gdy go zobaczyła.
-Żartujesz sobie? Mam to ubrać? - spytała zrezygnowana.
-Coś mówiłaś?
-Tak . . . -Isabelle posłała jej swoje spojrzenie mówiące "Nie radzę tego mówić" - mówiłam, że masz fajny styl i zawsze mogę na ciebie liczyć - uśmiechnęła się sztucznie.
Po kilku minutach jazdy metrem dotarła na małą polankę obok której znajdowało się piękne jeziorko. Przy brzegu zielonooka zauważyła Simona, który siedział na kocu w kratkę. Obok znajdował się koszyk piknikowy. Nagle obrócił się w jej stronę. Wyraz jego twarzy wskazywał na to, że w tej chwili jest bardzo poważny.
-Musimy porozmawiać, Clarisso . . . - oho . . . Simon zawsze używał jej pełnego imienia, gdy był na nią zły, albo miał coś ważnego do powiedzenia . . .
Miłego czytania ;)
I proszę was o zostawienie komentarza.
Dziękuję Maja Łośniak za pomoc :)
niedziela, 5 października 2014
Rozdział #16
-Jace! Dziwię się, że twoje ego mieści się w tej kuchni . . . -westchnęła zrezygnowana Jessica.
-To wszystko prawda - uśmiechnął się blondyn. - Jestem tak przystojny, że gdyby nie zaklęcia ochronne to ten instytut dawno stałby w płomieniach - powiedział z poważną miną.
Wszyscy obecni zaczęli się śmiać i trzymać za bolące od śmiechu brzuchy. Jace patrzył na nich wszystkich po kolei z pod byka co tylko potęgowało salwę śmiechu u każdego z nich. Gdy już się opanowali Isabelle zwróciła się do Jessici.
-Na długo przyjechałaś? Byłoby super gdybyś została na stałe.
-Hmmm . . . myślę, że troszkę tu zabawię - powiedziała z uśmiechem.
Ze schodów słychać było ciche stukanie butów. Jessica zmarszczyła brwi.
-Ktoś jeszcze tu mieszka? - spytała zdziwiona.
W tej samej chwili do kuchni weszła Clary. Jej oczom ukazała się dziewczyna w jej wieku. Miała piękne, długie, kasztanowe włosy. Jej piwne oczy z uwagą przypatrywały się rudowłosej. Była wysoka i zgrabna. Miała na sobie wysokie szpilki, obcisłe, czarne leginsy i zielony top.
-Clary, poznaj moją . . . parabatai, Jessicę - odezwała się po chwili niezręcznej ciszy Isabell.
Zielonooka wyglądała na zaskoczoną, lecz po chwili została mocno uściskana przez nowo poznaną dziewczynę. Śmiali się i rozmawiali do późna. Gdy było już dawno po północy zgodnie stwierdzili, że trzeba iść spać.
Następnego dnia Clary obudziła się wcześnie. Zdziwiła się, bo przecież wczoraj zasnęła późno. Chciała jeszcze usnąć, ale nie mogła. Postanowiła więc, że pójdzie potrenować. Zrobiła poranną toaletę i ubrała się w strój bojowy. Po pięciu minutach zatrzymała się pod drzwiami sali treningowej. Otworzyła je i zobaczyła, że ktoś już trenuje. Najwidoczniej nie tylko ona nie mogła spać . . . Świetnie walczyła, jej ruchy były precyzyjne i zwinne. W pewnym momencie spojrzała w kierunku rudowłosej. Ich spojrzenia się spotkały.
-Co tu robisz tak wcześnie, Clarisso? - zapytała Jessica.
-Clary. Nie mogłam spać. Ty też jak widzę . . . Możemy potrenować razem? - spytała z nadzieją w głosie.
-Pewnie, że tak ! - odparła uradowana Jess.
Dziewczyny trenowały długo, ale nie odczuwały tego jak szybko czas leci. Skończyły trenować po upływie czterech godzin. Każda z nich poszła w przeciwnym kierunku.
Popołudnie minęło znośnie. Żadnego zgłoszenia o atakach demonów ani nic podobnego. Ale wieczorem Clary, Jace, Jessica, Isabelle i Alec mieli wybrać się do Pandemonium, aby zapolować na jakieś demony. Robili to często. Dziewczyny przygotowywały się w pokoju Isabelle, a Alec i Jace czekali na nich na zewnątrz Instytutu. Clary została ubrana w czarną, krótką sukienkę, która oczywiście zasłaniała jej runy. Isabelle musiała ubrać dłuższą, czerwoną, bo miała na ciele więcej run niż Clary. Natomiast Jessica ubrała się w niebieską, neonową sukienkę, która jak na gust rudowłosej odkrywała zbyt wiele jej kobiecych wdzięków.
Jak na razie nikt nie dostrzegł żadnego demona, więc wszyscy postanowili się zabawić. Clary podeszła do baru i usiadła na stołku. Zamówiła coś do picia i przeskanowała otoczenie w poszukiwaniu wrogów. Gdy tak przejeżdżała wzrokiem po spoconym i zmęczonym tłumie nagle dostrzegła znajomą jej osobę. Jej serce zaczęło szybciej bić, a jej oddech stał się nie równomierny. Wróciła wzrokiem do miejsca gdzie go zobaczyła, lecz nie widziała nikogo podejrzanego. Zaczęła się powoli uspokajać. Po chwili poczuła na swojej szyi ciepło. Chciała się odwrócić, ale ktoś jej to skutecznie uniemożliwił.
-Witaj ponownie,siostrzyczko.
Clary mogła niemal poczuć jak się uśmiecha. Jej serce znów przyspieszyło swoje bicie, a on zaśmiał się gardłowo na to jak się go bała. Podobało mu się to. Podobało mu się, że wszyscy się go boją. Nawet jego siostra. Odwrócił stołek barowy tak, że Clary siedziała do niego przodem. Próbowała uciec, ale on nie dał jej na to szansy i zamknął jej nadgarstki w stalowym uścisku. Dziewczyna starała się wypatrzyć kogoś kto mógłby jej pomóc. Zobaczyła tylko jedną osobę - Jace'a. Ale nie było szans na to żeby on zauważył, że ona ma kłopoty. Był zajęty flirtowaniem ze śliczną, długonogą blondynką, która miała na sobie skąpą, różową, neonową sukienkę, która ledwo zasłaniała jej tyłek. Mogła poczuć na sobie wzrok swojego brata, który wypalał dziurę w jej twarzy. Szybko się do niego odwróciła.
-Nikt ci nie pomoże - szepnął do jej ucha.-Jesteś moją siostrą, Clary. Moją krwią. Krwią Morgensternów. Dzieckiem Jutrzenki. Chodź ze mną. Razem będziemy zasiadać na tronie i rządzić całym światem - wygłosił swoją mowę.
-Nie chcę! Nie jestem twoją krwią! Ty masz krew demona! Krew Lilith! - choć zabrzmiało to dziecinnie było to w stu procentach poważne.
Z tłumu dobiegło głośne wołanie. Zielonooka odwróciła się w tamtym kierunku i zobaczyła Aleca, który coś do niej krzyczał.
-Jeszcze się spotkamy - powiedział miękko Jonathan i zniknął.
-Clary nic ci nie jest?! - wykrzyknął spanikowany Alec.-Coś ci zrobił?!
Nie mogła wydusić z siebie słowa, była jak sparaliżowana. Zdołała się tylko zmusić żeby pokręcić głową. Alec podszedł do niej bliżej i ją mocno uścisnął. Clary nie mogła już hamować łez, które zbierały się w kącikach jej oczów. Pozwoliła im popłynąć. Alec pocieszająco gładził jej plecy i szeptał do ucha, że już wszystko dobrze i że już jest bezpieczna. Ale Clary wiedziała, że następne spotkanie z jej bratem odbędzie się niedługo.
-To wszystko prawda - uśmiechnął się blondyn. - Jestem tak przystojny, że gdyby nie zaklęcia ochronne to ten instytut dawno stałby w płomieniach - powiedział z poważną miną.
Wszyscy obecni zaczęli się śmiać i trzymać za bolące od śmiechu brzuchy. Jace patrzył na nich wszystkich po kolei z pod byka co tylko potęgowało salwę śmiechu u każdego z nich. Gdy już się opanowali Isabelle zwróciła się do Jessici.
-Na długo przyjechałaś? Byłoby super gdybyś została na stałe.
-Hmmm . . . myślę, że troszkę tu zabawię - powiedziała z uśmiechem.
Ze schodów słychać było ciche stukanie butów. Jessica zmarszczyła brwi.
-Ktoś jeszcze tu mieszka? - spytała zdziwiona.
W tej samej chwili do kuchni weszła Clary. Jej oczom ukazała się dziewczyna w jej wieku. Miała piękne, długie, kasztanowe włosy. Jej piwne oczy z uwagą przypatrywały się rudowłosej. Była wysoka i zgrabna. Miała na sobie wysokie szpilki, obcisłe, czarne leginsy i zielony top.
-Clary, poznaj moją . . . parabatai, Jessicę - odezwała się po chwili niezręcznej ciszy Isabell.
Zielonooka wyglądała na zaskoczoną, lecz po chwili została mocno uściskana przez nowo poznaną dziewczynę. Śmiali się i rozmawiali do późna. Gdy było już dawno po północy zgodnie stwierdzili, że trzeba iść spać.
Następnego dnia Clary obudziła się wcześnie. Zdziwiła się, bo przecież wczoraj zasnęła późno. Chciała jeszcze usnąć, ale nie mogła. Postanowiła więc, że pójdzie potrenować. Zrobiła poranną toaletę i ubrała się w strój bojowy. Po pięciu minutach zatrzymała się pod drzwiami sali treningowej. Otworzyła je i zobaczyła, że ktoś już trenuje. Najwidoczniej nie tylko ona nie mogła spać . . . Świetnie walczyła, jej ruchy były precyzyjne i zwinne. W pewnym momencie spojrzała w kierunku rudowłosej. Ich spojrzenia się spotkały.
-Co tu robisz tak wcześnie, Clarisso? - zapytała Jessica.
-Clary. Nie mogłam spać. Ty też jak widzę . . . Możemy potrenować razem? - spytała z nadzieją w głosie.
-Pewnie, że tak ! - odparła uradowana Jess.
Dziewczyny trenowały długo, ale nie odczuwały tego jak szybko czas leci. Skończyły trenować po upływie czterech godzin. Każda z nich poszła w przeciwnym kierunku.
Popołudnie minęło znośnie. Żadnego zgłoszenia o atakach demonów ani nic podobnego. Ale wieczorem Clary, Jace, Jessica, Isabelle i Alec mieli wybrać się do Pandemonium, aby zapolować na jakieś demony. Robili to często. Dziewczyny przygotowywały się w pokoju Isabelle, a Alec i Jace czekali na nich na zewnątrz Instytutu. Clary została ubrana w czarną, krótką sukienkę, która oczywiście zasłaniała jej runy. Isabelle musiała ubrać dłuższą, czerwoną, bo miała na ciele więcej run niż Clary. Natomiast Jessica ubrała się w niebieską, neonową sukienkę, która jak na gust rudowłosej odkrywała zbyt wiele jej kobiecych wdzięków.
Jak na razie nikt nie dostrzegł żadnego demona, więc wszyscy postanowili się zabawić. Clary podeszła do baru i usiadła na stołku. Zamówiła coś do picia i przeskanowała otoczenie w poszukiwaniu wrogów. Gdy tak przejeżdżała wzrokiem po spoconym i zmęczonym tłumie nagle dostrzegła znajomą jej osobę. Jej serce zaczęło szybciej bić, a jej oddech stał się nie równomierny. Wróciła wzrokiem do miejsca gdzie go zobaczyła, lecz nie widziała nikogo podejrzanego. Zaczęła się powoli uspokajać. Po chwili poczuła na swojej szyi ciepło. Chciała się odwrócić, ale ktoś jej to skutecznie uniemożliwił.
-Witaj ponownie,siostrzyczko.
Clary mogła niemal poczuć jak się uśmiecha. Jej serce znów przyspieszyło swoje bicie, a on zaśmiał się gardłowo na to jak się go bała. Podobało mu się to. Podobało mu się, że wszyscy się go boją. Nawet jego siostra. Odwrócił stołek barowy tak, że Clary siedziała do niego przodem. Próbowała uciec, ale on nie dał jej na to szansy i zamknął jej nadgarstki w stalowym uścisku. Dziewczyna starała się wypatrzyć kogoś kto mógłby jej pomóc. Zobaczyła tylko jedną osobę - Jace'a. Ale nie było szans na to żeby on zauważył, że ona ma kłopoty. Był zajęty flirtowaniem ze śliczną, długonogą blondynką, która miała na sobie skąpą, różową, neonową sukienkę, która ledwo zasłaniała jej tyłek. Mogła poczuć na sobie wzrok swojego brata, który wypalał dziurę w jej twarzy. Szybko się do niego odwróciła.
-Nikt ci nie pomoże - szepnął do jej ucha.-Jesteś moją siostrą, Clary. Moją krwią. Krwią Morgensternów. Dzieckiem Jutrzenki. Chodź ze mną. Razem będziemy zasiadać na tronie i rządzić całym światem - wygłosił swoją mowę.
-Nie chcę! Nie jestem twoją krwią! Ty masz krew demona! Krew Lilith! - choć zabrzmiało to dziecinnie było to w stu procentach poważne.
Z tłumu dobiegło głośne wołanie. Zielonooka odwróciła się w tamtym kierunku i zobaczyła Aleca, który coś do niej krzyczał.
-Jeszcze się spotkamy - powiedział miękko Jonathan i zniknął.
-Clary nic ci nie jest?! - wykrzyknął spanikowany Alec.-Coś ci zrobił?!
Nie mogła wydusić z siebie słowa, była jak sparaliżowana. Zdołała się tylko zmusić żeby pokręcić głową. Alec podszedł do niej bliżej i ją mocno uścisnął. Clary nie mogła już hamować łez, które zbierały się w kącikach jej oczów. Pozwoliła im popłynąć. Alec pocieszająco gładził jej plecy i szeptał do ucha, że już wszystko dobrze i że już jest bezpieczna. Ale Clary wiedziała, że następne spotkanie z jej bratem odbędzie się niedługo.
Przepraszam,że robię takie krótkie rozdziały,ale mi takie wychodzą ;/
Dziękuję wam, że to czytacie . . . jesteście wspaniali
Jeśli macie jakieś propozycje co do następnych rozdziałów piszcie śmiało.
Może z któregoś skorzystam.
Spis różnych fanfików <---- polecam
środa, 1 października 2014
Rozdział #15
Clary obudziła się około dwunastej. Była zaskoczona, że nikt jej nie obudził. Przecież miała mieć dzisiaj trening o dziesiątej. Spanikowała i zaczęła myśleć jak ma się wytłumaczyć. Zerwała się z łóżka i wbiegła do łazienki. Wzięła prysznic i ubrała się przez wcześniej zabrane ze sobą ubrania. Po powrocie do pokoju usiadła przed swoją toaletką i uczesała się w niedbałego koczka. Lekko pomalowała tuszem rzęsy i ruszyła w stronę gabinetu Hodge'a. Nie zastała go tam, ale wiedziała gdzie najprawdopodobniej teraz jest. Gdy stanęła w drzwiach biblioteki myśli o tym jaka ona jest wielka i ile książek się tu mieści znów powróciły. Dziewczyna zawsze o tym myślała, gdy wchodziła do ogromnej biblioteki na środku, której stało biurko podtrzymywane przez dwa anioły, które wyglądały na zmęczone unoszeniem ciężkiego przedmiotu. Clary zaczęła przyglądać się książkom. Okładka jednej z nich przykuła jej uwagę. Okładka była ze skóry, a jej krańce były ozdobione złotą nitką. Na okładce widniał złoty napis : "Wojownicy Boży". Rudowłosa otworzyła książkę na pierwszej stronie, a jej oczom ukazał się obraz anioła Razjela wyłaniającego się z jeziora. W obu rękach trzymał przedmioty nazywane Darami Anioła.
-Interesujące, że zaciekawiła cię akurat ta książka - po pomieszczeniu rozniósł się gruby głos.
-Dlaczego? - zapytała z niekrytą ciekawością.
-Nikt za zwyczaj nawet jej nie zauważa. Ma ona specjalne właściwości. Widzą ją tylko nieliczni. Do tej pory poznałem tylko dwie osoby z takimi umiejętnościami.
-Kto to taki ? - jej ciekawska natura wzięła znów górę.
-Ty i Jace . . tylko wy jesteście w stanie odczytać wszystko co się tam znajduje. Niektórzy widzą tylko czyste strony, a jeszcze inni w ogóle nie widzą księgi. Choć słyszałem, że jeszcze jedna osoba jest w stanie to zrobić, ale musi spełniać pewne warunki.
Clary spojrzała na niego wyczekująco. Chciała wiedzieć kto jeszcze poza nią i blondynem mógł odczytać to co znajduje się w księdze i jakie musi spełnić warunki? Hodge milczał, lecz po chwili jego dźwięczny głos znów rozniósł się po bibliotece.
-Twój brat. Jonathan. Ale żeby to zrobić musi najpierw spożyć krew anioła i wypowiedzieć jakieś słowa. Nie pytaj jakie. Nie wiem, Clary.
Dziewczyna odłożyła szybko książkę na swoje miejsce, gdy usłyszała imię swojego brata. Nagle przed nią pojawił się zwitek papieru. Ognista Wiadomość. Co do tego Clary nie miała wątpliwości. Ale kto i po co wysyłałby do niej Ognistą Wiadomość?! Schyliła się i podniosła z pod swoich stóp karteczkę. Jej szczenka samoistnie powędrowała do ziemi, gdy odczytała pojedyncze słowo, zapisane starannym pismem w starożytnej grece u szczytu strony.
-Kto mógłby to . . . -nie zdążyła dokończyć zdania, bo jej to przerwano.
-Jonathan Christopher Morgenstern - wyszeptał jakby starając się samego siebie w tym upewnić. Clary po chwili zastanowienia coś zrozumiała. Zrozumiała kto był nadawcą i kto zwiastował swoje przybycie. Był niebezpieczny i jego siostra się go bała, lecz starała się tego nie okazywać żeby nie dawać mu satysfakcji, a co najważniejsze żeby nie wiedział, że ma nad nią jakąś kontrolę. Stała długo z otwartymi szeroko oczami i nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Co tym razem wymyślił jej brat? Czego on znowu od niej chce?! Przecież obiecał jej, że da jej spokój. Och. . . przecież on jest demonem . . . dla niego kłamstwo przychodziło znacznie zbyt łatwo. Prawda?
Resztę dnia spędziła w swoim pokoju. Mimo wielu prób wywabienia jej z pokoju nikomu się nie udało. Małymi kroczkami zbliżał się wieczór, a ona wciąż leżała na łóżku rozmyślając o wiadomości, którą otrzymała od swojego brata. Myślała nad tym jakby potoczyło się jej życie gdyby nie Valentine, który nagle zapragnął być ojcem, choć wszyscy dobrze wiemy co tak na prawdę nim kierowało. Na środku pokoju nagle rozbłysło zielono-niebiesko-pomarańczowo-żółte światło, a z niego wyszedł nie kto inny jak . . .
-Witaj, siostrzyczko. Zbyt długo się nie widzieliśmy -rzucił złośliwie.-Tęskniłaś?
-Dobrze wiesz . . . że nie ! - podniosła głos w nadziei, że ktoś usłyszy jej głos i przybiegnie jej na ratunek, bo choć była świetna w walce nie potrafiła by go pokonać.
-Auć. Zabolało - złapał się za serce (a przynajmniej miejsce, w którym powinien je mieć) udając, że na prawdę moja odpowiedź coś dla niego znaczyła. Ale nie oszukujmy się. Wiemy jak było, prawda? Jego nie obchodziły absolutnie niczyje uczucia ani nie liczył się z niczyim zdaniem. Robił co chciał i nie obchodziło go co powiedzą o nim ludzie.
-Po co tu przyszedłeś?! - wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła w nadziei, że ktoś za chwilę tu wparuje i rozprawi się z Jonathanem.
-Nie fatyguj się - odpowiedział z kpiną w głosie - jesteśmy sami w Instytucie. Twoi mali przyjaciele dostali zgłoszenie o ataku demonów na obrzeżach miasta-powiedział to wyraźnie zadowolony. Zbliżył się do Clary niebezpiecznie blisko i pochylił się do jej ucha.
-Obserwuję cię, Clary. Obserwuję cię w świetle i w ciemności. Widzę cię -na jego ustach pojawił się jeden z jego słynnych uśmieszków.
Clary wypuściła ze świstem powietrze kiedy zorientowała się, że przez jakiś czas nie oddychała. Jonathan zachichotał, a ona stała jak wryta nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu.
-Interesujące, że zaciekawiła cię akurat ta książka - po pomieszczeniu rozniósł się gruby głos.
-Dlaczego? - zapytała z niekrytą ciekawością.
-Nikt za zwyczaj nawet jej nie zauważa. Ma ona specjalne właściwości. Widzą ją tylko nieliczni. Do tej pory poznałem tylko dwie osoby z takimi umiejętnościami.
-Kto to taki ? - jej ciekawska natura wzięła znów górę.
-Ty i Jace . . tylko wy jesteście w stanie odczytać wszystko co się tam znajduje. Niektórzy widzą tylko czyste strony, a jeszcze inni w ogóle nie widzą księgi. Choć słyszałem, że jeszcze jedna osoba jest w stanie to zrobić, ale musi spełniać pewne warunki.
Clary spojrzała na niego wyczekująco. Chciała wiedzieć kto jeszcze poza nią i blondynem mógł odczytać to co znajduje się w księdze i jakie musi spełnić warunki? Hodge milczał, lecz po chwili jego dźwięczny głos znów rozniósł się po bibliotece.
-Twój brat. Jonathan. Ale żeby to zrobić musi najpierw spożyć krew anioła i wypowiedzieć jakieś słowa. Nie pytaj jakie. Nie wiem, Clary.
Dziewczyna odłożyła szybko książkę na swoje miejsce, gdy usłyszała imię swojego brata. Nagle przed nią pojawił się zwitek papieru. Ognista Wiadomość. Co do tego Clary nie miała wątpliwości. Ale kto i po co wysyłałby do niej Ognistą Wiadomość?! Schyliła się i podniosła z pod swoich stóp karteczkę. Jej szczenka samoistnie powędrowała do ziemi, gdy odczytała pojedyncze słowo, zapisane starannym pismem w starożytnej grece u szczytu strony.
Erchomai
Nadchodzę.
Słowo napisane było jakimś złotym atramentem. Hodge patrzył na nią pytającym wzrokiem. Clary podeszła do niego i podała mu wiadomość. Mężczyzna zaklął cicho pod nosem i niespokojnie wodził wzrokiem po pomieszczeniu jakby ktoś ich obserwował, znał każdy ich ruch i każdą myśl przebiegającą przez ich głowy. Clary nie wiedziała od kogo mogłaby dostać Ognistą Wiadomość o takiej treści. Pismo było staranne i eleganckie, ale ona nie wiedziała kto to napisał. Z pewnością był to Nocny Łowca. -Kto mógłby to . . . -nie zdążyła dokończyć zdania, bo jej to przerwano.
-Jonathan Christopher Morgenstern - wyszeptał jakby starając się samego siebie w tym upewnić. Clary po chwili zastanowienia coś zrozumiała. Zrozumiała kto był nadawcą i kto zwiastował swoje przybycie. Był niebezpieczny i jego siostra się go bała, lecz starała się tego nie okazywać żeby nie dawać mu satysfakcji, a co najważniejsze żeby nie wiedział, że ma nad nią jakąś kontrolę. Stała długo z otwartymi szeroko oczami i nadal nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. Co tym razem wymyślił jej brat? Czego on znowu od niej chce?! Przecież obiecał jej, że da jej spokój. Och. . . przecież on jest demonem . . . dla niego kłamstwo przychodziło znacznie zbyt łatwo. Prawda?
Resztę dnia spędziła w swoim pokoju. Mimo wielu prób wywabienia jej z pokoju nikomu się nie udało. Małymi kroczkami zbliżał się wieczór, a ona wciąż leżała na łóżku rozmyślając o wiadomości, którą otrzymała od swojego brata. Myślała nad tym jakby potoczyło się jej życie gdyby nie Valentine, który nagle zapragnął być ojcem, choć wszyscy dobrze wiemy co tak na prawdę nim kierowało. Na środku pokoju nagle rozbłysło zielono-niebiesko-pomarańczowo-żółte światło, a z niego wyszedł nie kto inny jak . . .
-Witaj, siostrzyczko. Zbyt długo się nie widzieliśmy -rzucił złośliwie.-Tęskniłaś?
-Dobrze wiesz . . . że nie ! - podniosła głos w nadziei, że ktoś usłyszy jej głos i przybiegnie jej na ratunek, bo choć była świetna w walce nie potrafiła by go pokonać.
-Auć. Zabolało - złapał się za serce (a przynajmniej miejsce, w którym powinien je mieć) udając, że na prawdę moja odpowiedź coś dla niego znaczyła. Ale nie oszukujmy się. Wiemy jak było, prawda? Jego nie obchodziły absolutnie niczyje uczucia ani nie liczył się z niczyim zdaniem. Robił co chciał i nie obchodziło go co powiedzą o nim ludzie.
-Po co tu przyszedłeś?! - wrzasnęła najgłośniej jak tylko potrafiła w nadziei, że ktoś za chwilę tu wparuje i rozprawi się z Jonathanem.
-Nie fatyguj się - odpowiedział z kpiną w głosie - jesteśmy sami w Instytucie. Twoi mali przyjaciele dostali zgłoszenie o ataku demonów na obrzeżach miasta-powiedział to wyraźnie zadowolony. Zbliżył się do Clary niebezpiecznie blisko i pochylił się do jej ucha.
-Obserwuję cię, Clary. Obserwuję cię w świetle i w ciemności. Widzę cię -na jego ustach pojawił się jeden z jego słynnych uśmieszków.
Clary wypuściła ze świstem powietrze kiedy zorientowała się, że przez jakiś czas nie oddychała. Jonathan zachichotał, a ona stała jak wryta nie zdolna do jakiegokolwiek ruchu.
Strasznie was przepraszam, że nie dodałam wcześniej rozdziału, ale
w weekend nie zbyt miałam czas, a później nauka na sprawdziany
itd. przepraszam jeszcze raz i mam nadzieję, że mnie zrozumiecie i mi wybaczycie i nie powiesicie mnie za to co tu napisałam . . .
I oczywiście jak zwykle zachęcam do komentowania.
Nawet nie wiecie jak bardzo mnie to motywuje :)
piątek, 26 września 2014
Rozdział #14
Magnus przechadzał się właśnie małym, spokojnym, zielonym laskiem. Bardzo lubił tu przychodzić ze względu na spokój, którego nikt mu nie przeszkadzał, więc mógł się odprężyć i pomyśleć w spokoju. Zawsze do jego głowy napływały wspomnienia. Chwile, które spędził z Ragnor'em Fell'em były niezapomniane. Gdy przypominał sobie jak razem wylądowali w ptasich odchodach, jak Magnus wypił o wiele za dużo i uciekał na latającym dywanie i jak udawał na pustyni kaktusa. O tym jak poznał niewłaściwego dla niego chłopaka. O jego zamiłowaniu do pewnego głośnego instrumentu. Ach . . . to były dobre czasy. Czarownik zawsze szybko się zakochiwał. Pamiętał dokładnie to jak pierwszy raz zobaczył Alec'a Lightwood'a. Alec spodobał mu się od razu. Te jego oczy . . . piękne niebieskie oczy. Oooch.
Magnus długo jeszcze się przechadzał zanim postanowił wrócić do domu. Było już ciemno. Magnus był już w drodze do domu. Nie chciał się tam przenosić za pomocą bramy ani nie chciał jechać metrem. Było ciepło, więc postanowił pójść na nogach.Niestety to nie okazało się dobrym pomysłem . . .
Gdy przechodził przez pustą uliczkę usłyszał za sobą ciche, ledwo słyszalne kroki. To nie mógł być przyziemny ani żaden demon oni są za głośni. To na pewno Nocny Łowca. Ale dlaczego Nocny Łowca szedł właśnie tą samą uliczką co on? Ciekawość Magnusa zwyciężyła i postanowił się odwrócić. Przed sobą zobaczył nastolatka o bardzo jasnych włosach. Wysoki Czarownik Brooklynu dobrze wiedział z kim ma do czynienia. Chłopak był bardzo podobny do swojego ojca. Co prawda nie był tak szeroki w barkach, a rysy twarzy miał ostre. Jego oczy były czarne i nie dało się z nich nic wyczytać. Był to oczywiście nie kto inny jak Jonathan Christopher Morgenstern. Magnus już uniósł w górę nadgarstek, aby otworzyć sobie bramę, lecz Morgenstern jakby czytając w jego myślach przycisnął go do ściany. Czarownik odczuł silny ból pleców.
-Nawet nie próbuj . . . podziemny - syknął z nieukrywaną pogardą.
-Czego chcesz?! - niemalże krzyknął podziemny.
-Ciebie. Chcę żebyś był moim czarownikiem. Słyszałem, że ty jesteś najlepszy - powiedział Jonathan już odrobinę spokojniej, lecz jego mięśnie były napięte, a on bardzo skupiony.
-Nigdzie z tobą nie pójdę! - krzyknął Bane.
-Albo pójdziesz po dobroci, albo twojemu kochasiowi może się coś stać - zaśmiał się arogancko.
Magnus westchnął i zrezygnowany postanowił pomóc Morgensternowi. Robił to dla Alec'a i miał nadzieję, że mu to wybaczy. Nie miał wyjścia. Postanowił wykonywać wszystkie rozkazy jego oprawcy. Alec'owi nie mogło się nic stać. On jest zbyt ważny dla kochającego brokat mężczyzny. Brokat był następny za młodym Lightwood'em. Z rozmyśleń wyrwał go przeszywający ból.
-Mówiłem coś ! - ryknął rozzłoszczony brat Clary.
Magnus spojrzał na miejsce ogromnego bólu, który wydawał się rosnąć. Zobaczył, że w jego brzuchu jest miecz, który jest okręcany wokół własnej osi tak, aby sprawić mu ból.Na rękojeści ma spadającą gwiazdę. Znak rodu Morgensternów. Znak Lucyfera, Jutrzenki. Miecz był czarny. Jeśli ktoś choćby przez przypadek wszedł w jego posiadanie jak najszybciej by się go pozbył. Morgenstern wyciągnął miecz z jego brzucha.
Magnus bał się jak nigdy. Ale nie bał się o siebie. Bał się o to, że już nigdy nie zobaczy Alec'a, a ten nigdy nie dowie się jakie uczucie żywi do niego Bane.
Magnus długo jeszcze się przechadzał zanim postanowił wrócić do domu. Było już ciemno. Magnus był już w drodze do domu. Nie chciał się tam przenosić za pomocą bramy ani nie chciał jechać metrem. Było ciepło, więc postanowił pójść na nogach.Niestety to nie okazało się dobrym pomysłem . . .
Gdy przechodził przez pustą uliczkę usłyszał za sobą ciche, ledwo słyszalne kroki. To nie mógł być przyziemny ani żaden demon oni są za głośni. To na pewno Nocny Łowca. Ale dlaczego Nocny Łowca szedł właśnie tą samą uliczką co on? Ciekawość Magnusa zwyciężyła i postanowił się odwrócić. Przed sobą zobaczył nastolatka o bardzo jasnych włosach. Wysoki Czarownik Brooklynu dobrze wiedział z kim ma do czynienia. Chłopak był bardzo podobny do swojego ojca. Co prawda nie był tak szeroki w barkach, a rysy twarzy miał ostre. Jego oczy były czarne i nie dało się z nich nic wyczytać. Był to oczywiście nie kto inny jak Jonathan Christopher Morgenstern. Magnus już uniósł w górę nadgarstek, aby otworzyć sobie bramę, lecz Morgenstern jakby czytając w jego myślach przycisnął go do ściany. Czarownik odczuł silny ból pleców.
-Nawet nie próbuj . . . podziemny - syknął z nieukrywaną pogardą.
-Czego chcesz?! - niemalże krzyknął podziemny.
-Ciebie. Chcę żebyś był moim czarownikiem. Słyszałem, że ty jesteś najlepszy - powiedział Jonathan już odrobinę spokojniej, lecz jego mięśnie były napięte, a on bardzo skupiony.
-Nigdzie z tobą nie pójdę! - krzyknął Bane.
-Albo pójdziesz po dobroci, albo twojemu kochasiowi może się coś stać - zaśmiał się arogancko.
Magnus westchnął i zrezygnowany postanowił pomóc Morgensternowi. Robił to dla Alec'a i miał nadzieję, że mu to wybaczy. Nie miał wyjścia. Postanowił wykonywać wszystkie rozkazy jego oprawcy. Alec'owi nie mogło się nic stać. On jest zbyt ważny dla kochającego brokat mężczyzny. Brokat był następny za młodym Lightwood'em. Z rozmyśleń wyrwał go przeszywający ból.
-Mówiłem coś ! - ryknął rozzłoszczony brat Clary.
Magnus spojrzał na miejsce ogromnego bólu, który wydawał się rosnąć. Zobaczył, że w jego brzuchu jest miecz, który jest okręcany wokół własnej osi tak, aby sprawić mu ból.Na rękojeści ma spadającą gwiazdę. Znak rodu Morgensternów. Znak Lucyfera, Jutrzenki. Miecz był czarny. Jeśli ktoś choćby przez przypadek wszedł w jego posiadanie jak najszybciej by się go pozbył. Morgenstern wyciągnął miecz z jego brzucha.
Magnus bał się jak nigdy. Ale nie bał się o siebie. Bał się o to, że już nigdy nie zobaczy Alec'a, a ten nigdy nie dowie się jakie uczucie żywi do niego Bane.
Hej ! Na początku chciałabym przeprosić za tak krótki rozdział . . .
Obiecuje, że następny postaram się zrobić dłuższy.
Sebastian chce żeby Magnus był jego czarownikiem ?
Nwm jak to wyjdzie, piszę na spontana. Nie mam żadnych pomysłów.
Jedzie ktoś do multikina na Where We Are Tour - One Direction ?
Ja jadę (jak się uda) :*
Jeszcze raz przepraszam za taki krótki rozdział i zachęcam do komentowania. Kocham was <3
wtorek, 23 września 2014
Rozdział #13
Clary była zdziwiona jego widokiem tutaj, ale przecież mógł być w drodze do Instytutu żeby odwiedzić Aleca, który najwyraźniej wpadł mu w oko i chyba ze wzajemnością, choć Alec wzbrania się przed tym uczuciem. Czarownik zniknął, ale ona była na sto procent pewna, że to był on. W poszarpanych ubraniach udała się w drogę do Instytutu. Miała nadzieję, że nic więcej się nie stanie.
Gdy dotarła pod bramy Instytutu odetchnęła z ulgą. Postanowiła, że szybko przemknie do swojego pokoju tak żeby nikt jej nie widział, ale niestety jej się to nie udało. Na końcu korytarza stała Isabelle, która żywo gestykulowała tłumacząc coś małemu Max'owi. Na jego twarzy było widoczne tyko znudzenie. Clary mimowolnie zachichotała co przykuło uwagę Izzy, która spojrzała na nią groźnie, lecz po chwili jej twarz wyrażała tylko zaniepokojenie i troskę.
-Co ci się stało Clary?! - wykrzyknęła czarnowłosa rzucając się jej na szyję.
Clary próbowała wydostać się z żelaznego uścisk, lecz na próżno. Dziewczyna, która uwiesiła się jej na szyi nie miała zamiaru jej puścić. Po chwili rudowłosa westchnęła i opowiedziała Izzy co jej się przytrafiło, ale nie wspomniała o Jonathanie. Powiedziała, że wracała z meczu i napadły na nią demony, a ona nie miała się jak bronić i wtedy uratował ją Magnus. Izzy zaciągnęła ją do jej pokoju i rozkazała się iść umyć. Clary po skończonej kąpieli opuściła toaletę i na łóżku zobaczyła świeże ubrania, które przygotowała jej przyjaciółka. Gdy skończyła się ubierać zeszła na dół na kolację i oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy Jace'a typu "Demony szaleją za tobą bardziej niż chłopaki", "A gdzie jest twoja łasica?", "Szkoda, że łasicy nie było z tobą . . . (wzdycha)".Clary miała przygotowany w głowie plan. Trzeba wywabić Jace'a z kuchni na chwilkę, aby mogła zrealizować swoją małą zemstę. Napisała pod stołem sms'a do Aleca, który był w swoim pokoju. "Napisz do Jace'a, żeby poszedł do ciebie, bo masz sprawę. Muszę coś zrobić jak go nie bd . . .". Alec odpisał tylko "Nie ma sprawy :) ".
Po chwili po kuchni rozniósł się dźwięk otrzymanego sms'a. Jace od razu wyszedł z kuchni. Clary od razu pobiegła do szafki, wyciągnęła coś z niej i wrzuciła to do herbaty Jace'a. Wszyscy obecni patrzeli na nią zdezorientowani, lecz widząc co trzyma w ręce od razu zrozumieli i wysyłali jej porozumiewawcze uśmiechy. Jace wrócił po dwóch minutach. Za nim dreptał Alec. Parabatai niebieskookiego usiadł i upił duży łyk swojej herbaty. Nagle zaczął kaszleć i pluć. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Dziewczyny w bikini hmm ? - Rzucił do Aleca,który teraz nie mógł opanować śmiechu.
Nawet Maryse i Robert nie mogli powstrzymać się od wybuchnięcia gromkim śmiechem. Jace zaczął patrzeć na wszystkich z pod byka, ale oni widząc to zaczęli śmiać się jeszcze bardziej. Chłopak zaczął każdemu grozić, ale oni nie zwracali na to uwagi.
Następnego dnia Alec, Isabelle, Clary i Jace postanowili wybrać się nad jezioro. Zabrali ze sobą wielki kosz piknikowy i duży koc. Rozłożyli go na ziemi i zaczęli wyciągać na niego jedzenie. Alec zapakował dużo słodyczy z czego był dumny, ale to co się później stało sprawiło, że był z siebie jeszcze bardziej dumny.
Siedzieli tam już dobrą godzinę i jakoś nie mieli ochoty wracać do Instytutu. Dzień był piękny i słoneczny, a w powietrzu unosił się zapach smakołyków. Nagle z jeziora zaczęły wychodzić kaczki na co wszyscy (oprócz Jace'a) zaczęli się śmiać i karmić je. Na twarzy blondyna widoczny był tylko strach i niechęć do tych stworzeń. Kiedy Izzy, Clary i Alecowi zabrakło jedzenia na dokarmianie kaczek one niespodziewanie zwróciły się w stronę Jace'a i zaczęły iść stadkiem w jego kierunku. On przerażony zaczął odsuwać się jak najdalej od nich, lecz one mu na to nie pozwalały. Pozostali patrzyli na to z ogromnym bananem na twarzy, choć wiedzieli dlaczego Jace tak bardzo boi się kaczek. Po chwili złotooki leżał na ziemi, a po nim skakały i dziobały go kaczki. On krzyczał, ale to nie pomagało mu odpędzić ich od siebie. W końcu mu się to udało i kaczki odleciały z głośnym skrzeczeniem. Chłopak był bardzo przestraszony, a właściwie on nie był przestraszony. On był przerażony. Clary myślała, że jego oczy zaraz wyjdą z orbit. Trząsł się i skomlał z bólu. W około było pełno piór. Alec podszedł do Jace'a i starając się stłumić śmiech narysował Iratze swojemu parabatai. Jace nie mógł powstrzymać się od komentarzy, że on od zawsze powtarzał, że kaczki to samo zło. No i w końcu mógł to udowodnić.
Gdy dotarła pod bramy Instytutu odetchnęła z ulgą. Postanowiła, że szybko przemknie do swojego pokoju tak żeby nikt jej nie widział, ale niestety jej się to nie udało. Na końcu korytarza stała Isabelle, która żywo gestykulowała tłumacząc coś małemu Max'owi. Na jego twarzy było widoczne tyko znudzenie. Clary mimowolnie zachichotała co przykuło uwagę Izzy, która spojrzała na nią groźnie, lecz po chwili jej twarz wyrażała tylko zaniepokojenie i troskę.
-Co ci się stało Clary?! - wykrzyknęła czarnowłosa rzucając się jej na szyję.
Clary próbowała wydostać się z żelaznego uścisk, lecz na próżno. Dziewczyna, która uwiesiła się jej na szyi nie miała zamiaru jej puścić. Po chwili rudowłosa westchnęła i opowiedziała Izzy co jej się przytrafiło, ale nie wspomniała o Jonathanie. Powiedziała, że wracała z meczu i napadły na nią demony, a ona nie miała się jak bronić i wtedy uratował ją Magnus. Izzy zaciągnęła ją do jej pokoju i rozkazała się iść umyć. Clary po skończonej kąpieli opuściła toaletę i na łóżku zobaczyła świeże ubrania, które przygotowała jej przyjaciółka. Gdy skończyła się ubierać zeszła na dół na kolację i oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy Jace'a typu "Demony szaleją za tobą bardziej niż chłopaki", "A gdzie jest twoja łasica?", "Szkoda, że łasicy nie było z tobą . . . (wzdycha)".Clary miała przygotowany w głowie plan. Trzeba wywabić Jace'a z kuchni na chwilkę, aby mogła zrealizować swoją małą zemstę. Napisała pod stołem sms'a do Aleca, który był w swoim pokoju. "Napisz do Jace'a, żeby poszedł do ciebie, bo masz sprawę. Muszę coś zrobić jak go nie bd . . .". Alec odpisał tylko "Nie ma sprawy :) ".
Po chwili po kuchni rozniósł się dźwięk otrzymanego sms'a. Jace od razu wyszedł z kuchni. Clary od razu pobiegła do szafki, wyciągnęła coś z niej i wrzuciła to do herbaty Jace'a. Wszyscy obecni patrzeli na nią zdezorientowani, lecz widząc co trzyma w ręce od razu zrozumieli i wysyłali jej porozumiewawcze uśmiechy. Jace wrócił po dwóch minutach. Za nim dreptał Alec. Parabatai niebieskookiego usiadł i upił duży łyk swojej herbaty. Nagle zaczął kaszleć i pluć. Na jego twarzy pojawił się grymas.
- Dziewczyny w bikini hmm ? - Rzucił do Aleca,który teraz nie mógł opanować śmiechu.
Nawet Maryse i Robert nie mogli powstrzymać się od wybuchnięcia gromkim śmiechem. Jace zaczął patrzeć na wszystkich z pod byka, ale oni widząc to zaczęli śmiać się jeszcze bardziej. Chłopak zaczął każdemu grozić, ale oni nie zwracali na to uwagi.
Następnego dnia Alec, Isabelle, Clary i Jace postanowili wybrać się nad jezioro. Zabrali ze sobą wielki kosz piknikowy i duży koc. Rozłożyli go na ziemi i zaczęli wyciągać na niego jedzenie. Alec zapakował dużo słodyczy z czego był dumny, ale to co się później stało sprawiło, że był z siebie jeszcze bardziej dumny.
Siedzieli tam już dobrą godzinę i jakoś nie mieli ochoty wracać do Instytutu. Dzień był piękny i słoneczny, a w powietrzu unosił się zapach smakołyków. Nagle z jeziora zaczęły wychodzić kaczki na co wszyscy (oprócz Jace'a) zaczęli się śmiać i karmić je. Na twarzy blondyna widoczny był tylko strach i niechęć do tych stworzeń. Kiedy Izzy, Clary i Alecowi zabrakło jedzenia na dokarmianie kaczek one niespodziewanie zwróciły się w stronę Jace'a i zaczęły iść stadkiem w jego kierunku. On przerażony zaczął odsuwać się jak najdalej od nich, lecz one mu na to nie pozwalały. Pozostali patrzyli na to z ogromnym bananem na twarzy, choć wiedzieli dlaczego Jace tak bardzo boi się kaczek. Po chwili złotooki leżał na ziemi, a po nim skakały i dziobały go kaczki. On krzyczał, ale to nie pomagało mu odpędzić ich od siebie. W końcu mu się to udało i kaczki odleciały z głośnym skrzeczeniem. Chłopak był bardzo przestraszony, a właściwie on nie był przestraszony. On był przerażony. Clary myślała, że jego oczy zaraz wyjdą z orbit. Trząsł się i skomlał z bólu. W około było pełno piór. Alec podszedł do Jace'a i starając się stłumić śmiech narysował Iratze swojemu parabatai. Jace nie mógł powstrzymać się od komentarzy, że on od zawsze powtarzał, że kaczki to samo zło. No i w końcu mógł to udowodnić.
Oto i kolejny rozdział. Dodałabym wcześniej, ale ostatnio
mam straszną obsesję na punkcie chłopaków z One Direction :*
Są tu jakieś Directionerki ? :D (ja nie jestem Directionerką jak by co)
Rozdział jest . . . hmm postanowiłam podręczyć troszkę Jace'a .
Mam pytanko do was ;)
Bierzecie może udział w wydarzeniu na fb : "Urodziny Jamiego !!!" ?
Tak z czystej ciekawości pytam. Ja biorę i już nawet zrobiłam
kartkę z napisem "Happy Birthday Jamie" troszkę się namęczyłam,
ale jak on to zobaczy to warto no nie ? ;**
No to co ? Komentujcie, oceniajcie i podsuwajcie pomysły jak coś
wam wpadnie do głowy fajnego.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał .
Ps.Jak znacie jakieś fajne fan fiction o 1D (np.Harry bad boy, poznaje
cichą dziewczynę, którą chce wyrwać :D coś z takiego) to proszę o linki.
niedziela, 21 września 2014
MISTRZOWIE ŚWIATA !!!
Yeah !
Jejku ! Nie mogę się opanować! Wygraliśmy ! Jesteśmy Mistrzami Świata ! Nie mogę w to uwierzyć ! OMFG !
Dziękujemy chłopcy za wspaniałą grę ! <3
Polska 3 : 1 Brazylia
Cieszycie się ?! Bo ja mega, mega bardzo się cieszę ! <3 <3 :***
Nie mogę w to uwierzyć . . . Przez pierwszego seta ryczałam, że nie mam gdzie oglądać . . .na szczęście babcia zaproponowała, że mogę u niej oglądać, bo chyba bym ryczała dalej . . . :**
Już jest nasz ! I nikt nam go nie zabierze ! Jeju . . . jak Michał dostał go to myślałam, że eksploduję ze szczęścia ! <3 NASI GÓRĄ ! I NIE JESTEŚMY GORSI OD BRAZYLII JAK TO ONI MÓWILI ! YEAH !!! <3
Jejku ! Nie mogę się opanować! Wygraliśmy ! Jesteśmy Mistrzami Świata ! Nie mogę w to uwierzyć ! OMFG !
Dziękujemy chłopcy za wspaniałą grę ! <3
Polska 3 : 1 Brazylia
Cieszycie się ?! Bo ja mega, mega bardzo się cieszę ! <3 <3 :***
Nie mogę w to uwierzyć . . . Przez pierwszego seta ryczałam, że nie mam gdzie oglądać . . .na szczęście babcia zaproponowała, że mogę u niej oglądać, bo chyba bym ryczała dalej . . . :**
Już jest nasz ! I nikt nam go nie zabierze ! Jeju . . . jak Michał dostał go to myślałam, że eksploduję ze szczęścia ! <3 NASI GÓRĄ ! I NIE JESTEŚMY GORSI OD BRAZYLII JAK TO ONI MÓWILI ! YEAH !!! <3
czwartek, 18 września 2014
Rozdział #12
Clary obudziła się w znanym jej miejscu. To tu wylądowała przed tym, gdy uciekła przed Jonathanem przez portal. Jace leżał w łóżku obok niej. Spał, więc postanowiła go nie budzić, ale gdy go zobaczyła w środku skakała z radości , że nic mu się nie stało. Nie wybaczyłaby sobie gdyby Jace zginął przez kogoś kto był jej rodziną . . . niestety nie mogła zmienić tego w żadem sposobem. Krew jaka PŁYNĘŁA w Valentinie płynęła także w Clary i jej bracie Jonathanie, który miał dodatkowo krew demona. Czasami dziewczyna zastanawiała się kim by teraz była, gdyby nie spotkała na swojej drodze jej KOCHANEJ, SPOKOJNEJ i NICZYM NIE WYRÓŻNIAJĄCEJ SIĘ rodzinki. Wcześniej jej marzeniem było zostać siatkarką. Kochała to z całego serca. Ten moment, w którym wychodziła na boisko . . . te emocje i wrażenia. Brakuje jej tego, dlatego też postanowiła, że jak tylko wyjdzie ze skrzydła szpitalnego Instytutu pójdzie na mecz. Ostatnio rozpoczęły się Mistrzostwa Świata (yay ♥). Z zamyśleń wyrwał ją głos Hodge'a.
-No nareszcie się obudziłaś - Miłe przywitanie. Prawda? - Martwiliśmy się o ciebie. Leżałaś tak 3 dni. Jace opowiedział nam wszystko co się stało nad jeziorem i wszyscy byli zszokowani . . .
Clary uśmiechnęła się i opowiedziała swoją wersję historii, bo Jace'a przecież nie było tam cały czas. A może był i się wszystkiemu przyglądał? Nie. Wcześniej go tam nie było. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś się stało któremuś z Lightwod'ów albo Jace'owi przez nią, abo jej znaną już rodzinę. Ludzie rozpoznają ją na ulicach i albo kierują w kierunku dziewczyny dziwne pytania albo patrzą na nią jakby była czymś niezwykłym i niebezpiecznym za razem. Powoli ją to irytowało.
Minął tydzień zanim mogła opuścić Instytut. Isabelle nie chciała jej wypuścić mówiąc, że rudowłosa jest jeszcze słaba po tym co się wydarzyło. Jak Clary myślała tak zrobiła i od razu kupiła sobie bilet na mecz. Grała Polska przeciwko Brazylii. Cały mecz przebiegł strasznie emocjonująco. Dziewczyna z zapałem kibicowała biało-czerwonym. Mecz zakończył się wygraną Polski (3:2).Zielonooka skakała na trybunach nie zdając sobie sprawy, że jest wśród przyziemnych. Poczuła się jak jedna z nich. Poszła do toalety i postanowiła narysować sobie runę niewidzialności, aby iść na konferencję, która miała się odbyć pół godziny po meczu. Polscy siatkarze wypowiadali się na temat wyniku oraz drużyny, z którą stoczyli bój o wygraną. Brazylia była mistrzem świata w siatkówce, a przegrali z Polską! To niesamowite. Clary wypatrywała drużyny Brazylii, ale nie zauważyła żadnego zawodnika. Ale heca nie przyszli na konferencję.
Clary wracała już do Instytutu pustą ulicą. Gdy była już kilometr od celu nagle na ulicę wyskoczyła chmara obrzydliwie wyglądających demonów. Clary nie miała broni i chciała rzucić się do ucieczki, ale oślizgłe macki jednego z nich zacisnęły się boleśnie na jej ramieniu. Stwór zbliżał się do niej szybko.
-Pozdrowienia od braciszka - wycharczał.
Clary zamarła w bezruchu. Przecież on obiecał dać jej spokój!!! Co z nim jest nie tak?! No tak . . . wszystko! Przecież to Jonathan on jest zły i nigdy nie przestanie taki być, ale może też ukrywać swoje uczucia w głębi serca . . . o ile jakieś miał. Gdy dziewczyna nie miała już sił, aby się obronić zobaczyła w ciemności błysk. Clary zamknęła oczy i pytała się w myślach czy to sobie wyobraziła czy tam ktoś jest. Poczuła, że uścisk demona na jej ramieniu zniknął. Otworzyła oczy i zobaczyła jak reszta demonów pada martwa, gdy ich czarnych ciał dotykają niebieskie iskry. Obróciła się w stronę źródła niebieskich iskier i zobaczyła mężczyznę, który miał na sobie chyba z tonę brokatu i był ubrany niecodziennie. Miał na sobie różową koszulę z krótkim rękawem, na której pisało " I'm your sweet drem ". Zaśmiała się z tego napisu, ale oczywiście w myślach. Na nogach miał rurki o niezidentyfikowanym kolorze, a na jego stopach znajdowały się ogromne żółte buty w zielone groszki. To był oczywiście MAGNUS . . .
-No nareszcie się obudziłaś - Miłe przywitanie. Prawda? - Martwiliśmy się o ciebie. Leżałaś tak 3 dni. Jace opowiedział nam wszystko co się stało nad jeziorem i wszyscy byli zszokowani . . .
Clary uśmiechnęła się i opowiedziała swoją wersję historii, bo Jace'a przecież nie było tam cały czas. A może był i się wszystkiemu przyglądał? Nie. Wcześniej go tam nie było. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś się stało któremuś z Lightwod'ów albo Jace'owi przez nią, abo jej znaną już rodzinę. Ludzie rozpoznają ją na ulicach i albo kierują w kierunku dziewczyny dziwne pytania albo patrzą na nią jakby była czymś niezwykłym i niebezpiecznym za razem. Powoli ją to irytowało.
Minął tydzień zanim mogła opuścić Instytut. Isabelle nie chciała jej wypuścić mówiąc, że rudowłosa jest jeszcze słaba po tym co się wydarzyło. Jak Clary myślała tak zrobiła i od razu kupiła sobie bilet na mecz. Grała Polska przeciwko Brazylii. Cały mecz przebiegł strasznie emocjonująco. Dziewczyna z zapałem kibicowała biało-czerwonym. Mecz zakończył się wygraną Polski (3:2).Zielonooka skakała na trybunach nie zdając sobie sprawy, że jest wśród przyziemnych. Poczuła się jak jedna z nich. Poszła do toalety i postanowiła narysować sobie runę niewidzialności, aby iść na konferencję, która miała się odbyć pół godziny po meczu. Polscy siatkarze wypowiadali się na temat wyniku oraz drużyny, z którą stoczyli bój o wygraną. Brazylia była mistrzem świata w siatkówce, a przegrali z Polską! To niesamowite. Clary wypatrywała drużyny Brazylii, ale nie zauważyła żadnego zawodnika. Ale heca nie przyszli na konferencję.
Clary wracała już do Instytutu pustą ulicą. Gdy była już kilometr od celu nagle na ulicę wyskoczyła chmara obrzydliwie wyglądających demonów. Clary nie miała broni i chciała rzucić się do ucieczki, ale oślizgłe macki jednego z nich zacisnęły się boleśnie na jej ramieniu. Stwór zbliżał się do niej szybko.
-Pozdrowienia od braciszka - wycharczał.
Clary zamarła w bezruchu. Przecież on obiecał dać jej spokój!!! Co z nim jest nie tak?! No tak . . . wszystko! Przecież to Jonathan on jest zły i nigdy nie przestanie taki być, ale może też ukrywać swoje uczucia w głębi serca . . . o ile jakieś miał. Gdy dziewczyna nie miała już sił, aby się obronić zobaczyła w ciemności błysk. Clary zamknęła oczy i pytała się w myślach czy to sobie wyobraziła czy tam ktoś jest. Poczuła, że uścisk demona na jej ramieniu zniknął. Otworzyła oczy i zobaczyła jak reszta demonów pada martwa, gdy ich czarnych ciał dotykają niebieskie iskry. Obróciła się w stronę źródła niebieskich iskier i zobaczyła mężczyznę, który miał na sobie chyba z tonę brokatu i był ubrany niecodziennie. Miał na sobie różową koszulę z krótkim rękawem, na której pisało " I'm your sweet drem ". Zaśmiała się z tego napisu, ale oczywiście w myślach. Na nogach miał rurki o niezidentyfikowanym kolorze, a na jego stopach znajdowały się ogromne żółte buty w zielone groszki. To był oczywiście MAGNUS . . .
No heej :D
SUPRISE !!! New rozdział !!!
Tak mnie naszła ochota na napisanie i oto jest.
Mam nadzieję, że jakoś to wyszło . . . i ten mecz haha
sorki, ale kocham siatkówkę i jaram się dalej, że nasi wygrali <3
Oceniajcie ! Komentujcie ! :*
poniedziałek, 15 września 2014
Rozdział #11
Clary zamarła w bezruchu. Patrzyła z przerażeniem na ciało chłopaka leżące nie opodal jej.Następnie przeniosła swój wzrok na Jonathana. Patrzyła na niego wrogo,w oczach miała tylko nienawiść i smutek. Po chwili zauważyła,że jakiś metr od niej jest coś napisane na piasku. Zaczęła się czołgać w tamtą stronę. Na piasku zobaczyła imię JONATHAN. Bez namysłu wyciągnęła rękę i przejechała dłonią po napisie.W jego miejscu napisała CLARISSA. Nie wiedziała dlaczego to zrobiła,bo jaki w tym sens? I dlaczego na piasku jest napisane imię jej brata, a nie ojca? Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, więc podpełznęła na swoje wcześniejsze miejsce. Valentine był zajęty czytaniem jakiejś formułki z ogromnej księgi, którą trzymał w obu rękach. Rudowłosa rozglądała się jeszcze za Jonathanem, ale nigdzie go nie było. Nagle Valentine skończył recytować formułkę i jezioro stało się tak wzburzone jak morze podczas sztormu. Woda uciekała ze środka wielkiego jeziora, a Nocna Łowczyni była zdezorientowana i wystraszona, bo była niemalże pewna tego dlaczego jezioro się rozstąpiło. To proste, to musiało się dziać za sprawą Anioła Razjela. I tak też właśnie było. Dziewczyna podniosła wcześniej spuszczony na ziemię wzrok na środek jeziora. Zrobiła to z ciekawości i zarazem strachu przed nieznanym. Jej oczom ukazała się smukła postać ubrana na biało. Mężczyzna miał nieskazitelną twarz i był niezwykle przystojny, ale to przecież w końcu anioł . . . Nie uraczył jej choćby przelotnym spojrzeniem. Jego wzrok od pierwszej chwili skupiony był na osobie Valentine'a stojącej przed nim. Pierwszy przemówił Razjel.
-Jak śmiesz wzywać Anioła Razjela,Nocny Łowco ?! - powiedział z nieukrywanym oburzeniem w głosie.
-Wybacz,Razjelu - stwórco rasy Nephilim za to,że cię wzywam - powiedział udając skruszonego.Ukłonił się. Clary wiedziała, że takiemu człowiekowi nie może być przykro i to przez to co on sam zrobił. Zastanawiała się dlaczego jest takim człowiekiem ? Dlaczego tak bardzo pragnie władzy i sławy? Czy to jest w krwi ? Oby nie !
-Zaprzestań udawania Valentine. Wezwałeś mnie tylko i wyłącznie dla pragnienia władzy. Nie interesujesz się nawet własną córką. Własną krwią. Pragniesz, abym spełnił twoje życzenie . . . a raczej żądanie . Czyż nie tak właśnie jest ?
-Czcigodny Razjelu to prawda ,lecz mam swoje powody .Pragnę zniszczenia dzieci nocy, Lilith , dzieci księżyca i Faerie. Nie są godne stąpania po tej ziemi . Są wpół demonami.
-Śmierć twojego ojca nie doprowadziła cię to tego kim się stałeś, Valentine. To twoje wybory i złe decyzję cię tu doprowadziły. Teraz za nie zapłacisz.
-Aniele Razjelu . . . - nie dostał szansy, aby dokończyć to co zamierzał powiedzieć, bo Razjel cisnął w jego stronę jasną iskrę, która osiadła w miejscu, gdzie powinien mieć serce . . . tak, powinien, bo taki potwór jak on na pewno nie ma serca tylko twardy głaz. Iskra przedarła się przez materiał stroju bojowego i słynny Valentine Morgenstern leżał bez ducha na zimnej glebie. (nigdy nie lubiłam tego momentu w książce Cassi, a teraz sama o nim piszę ?Czasami sama siebie nie rozumiem :D )Clary patrzyła na to z przerażeniem. W pewnej chwili w jej stronę zwrócił się Anioł Razjel.
-Zmieniłaś imię na piasku i teraz możesz poprosić mnie o co tylko zechcesz, Clarisso Morgenstern - powiedział zimnym tonem. Barwa jego głosu była specyficzna, piskliwa, a za razem stonowana. Był zimny jak lód. Rudowłosa nie wiedziała o co może poprosić anioła. O pokój na świecie? O zaprzestanie wojen? O to, aby na świecie nie było już nigdy więcej niczego złego i żeby ludzie się kochali bezwarunkowo. A może poprzeć ojca i poprosić o zabicie wszystkich podziemnych? Nie! To nie do pomyślenia! Nigdy . . . a może jednak ? Nie! Nie! I jeszcze raz nie! I w tej chwili jej wzrok spoczął na martwym ciele Jace'a. Już wiedziała o co poprosić. O to, aby najlepszy Nephilim na świecie stojący po właściwej stronie wrócił do żywych i dalej ratował świat przed demonami. Tak właśnie zrobiła poprosiła go o to, aby Jace wrócił z tamtego świata. Pomyślała, że gdyby wróciła do Idrisu i oznajmiła im, że on nie żyje mogłaby podzielić jego los. Ale pomyślała o tym już jak Anioł Razjel zgodził się wykonać jej prośbę . . . a raczej rozkaz, bo musiał to zrobić, bez względu o co prosi. Ale Clary nie wiedziała, że jest obserwowana przez swojego brata, który co chwila wyklinał pod nosem. Śmierć ojca nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Właściwie to miał go już serdecznie dość. Nie lubił, gdy mu się rozkazywało, a on musiał w dodatku je wykonywać. Chociaż niektóre były nawet zabawne. Tak jak zabijanie i torturowanie innych Nephilim albo podziemnych, czasami nawet przyziemnych. Jonathana denerwowało to, że jego ojciec wiecznie szukał tej całej Jocelyn, która była "matką" Jonathana. Oczywiście on nigdy nie uważał jej za matkę, bo przecież jaka matka zostawia swoje dziecko?! Nie ważne jakie by nie było to wciąż jej własne dziecko! A ona go porzuciła i zostawiła z ojcem, który wpajał mu zasadę "Kochać to niszczyć, a być kochanym to być zniszczonym" . Ale Jonathana nigdy nie obchodziła ta zasada, bo przecież on nie kochał . . . nie miał uczuć, a wszystkie emocje starał się okazywać tak jak nauczył go ojciec . . . ale czy aby na pewno nie miał uczuć. Był demonem w połowie, więc może gdzieś tam głęboko na dnie jego zniszczonego serca znajdowała się choć krztyna człowieczeństwa i miłości . . .
-Jak śmiesz wzywać Anioła Razjela,Nocny Łowco ?! - powiedział z nieukrywanym oburzeniem w głosie.
-Wybacz,Razjelu - stwórco rasy Nephilim za to,że cię wzywam - powiedział udając skruszonego.Ukłonił się. Clary wiedziała, że takiemu człowiekowi nie może być przykro i to przez to co on sam zrobił. Zastanawiała się dlaczego jest takim człowiekiem ? Dlaczego tak bardzo pragnie władzy i sławy? Czy to jest w krwi ? Oby nie !
-Zaprzestań udawania Valentine. Wezwałeś mnie tylko i wyłącznie dla pragnienia władzy. Nie interesujesz się nawet własną córką. Własną krwią. Pragniesz, abym spełnił twoje życzenie . . . a raczej żądanie . Czyż nie tak właśnie jest ?
-Czcigodny Razjelu to prawda ,lecz mam swoje powody .Pragnę zniszczenia dzieci nocy, Lilith , dzieci księżyca i Faerie. Nie są godne stąpania po tej ziemi . Są wpół demonami.
-Śmierć twojego ojca nie doprowadziła cię to tego kim się stałeś, Valentine. To twoje wybory i złe decyzję cię tu doprowadziły. Teraz za nie zapłacisz.
-Aniele Razjelu . . . - nie dostał szansy, aby dokończyć to co zamierzał powiedzieć, bo Razjel cisnął w jego stronę jasną iskrę, która osiadła w miejscu, gdzie powinien mieć serce . . . tak, powinien, bo taki potwór jak on na pewno nie ma serca tylko twardy głaz. Iskra przedarła się przez materiał stroju bojowego i słynny Valentine Morgenstern leżał bez ducha na zimnej glebie. (nigdy nie lubiłam tego momentu w książce Cassi, a teraz sama o nim piszę ?Czasami sama siebie nie rozumiem :D )Clary patrzyła na to z przerażeniem. W pewnej chwili w jej stronę zwrócił się Anioł Razjel.
-Zmieniłaś imię na piasku i teraz możesz poprosić mnie o co tylko zechcesz, Clarisso Morgenstern - powiedział zimnym tonem. Barwa jego głosu była specyficzna, piskliwa, a za razem stonowana. Był zimny jak lód. Rudowłosa nie wiedziała o co może poprosić anioła. O pokój na świecie? O zaprzestanie wojen? O to, aby na świecie nie było już nigdy więcej niczego złego i żeby ludzie się kochali bezwarunkowo. A może poprzeć ojca i poprosić o zabicie wszystkich podziemnych? Nie! To nie do pomyślenia! Nigdy . . . a może jednak ? Nie! Nie! I jeszcze raz nie! I w tej chwili jej wzrok spoczął na martwym ciele Jace'a. Już wiedziała o co poprosić. O to, aby najlepszy Nephilim na świecie stojący po właściwej stronie wrócił do żywych i dalej ratował świat przed demonami. Tak właśnie zrobiła poprosiła go o to, aby Jace wrócił z tamtego świata. Pomyślała, że gdyby wróciła do Idrisu i oznajmiła im, że on nie żyje mogłaby podzielić jego los. Ale pomyślała o tym już jak Anioł Razjel zgodził się wykonać jej prośbę . . . a raczej rozkaz, bo musiał to zrobić, bez względu o co prosi. Ale Clary nie wiedziała, że jest obserwowana przez swojego brata, który co chwila wyklinał pod nosem. Śmierć ojca nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Właściwie to miał go już serdecznie dość. Nie lubił, gdy mu się rozkazywało, a on musiał w dodatku je wykonywać. Chociaż niektóre były nawet zabawne. Tak jak zabijanie i torturowanie innych Nephilim albo podziemnych, czasami nawet przyziemnych. Jonathana denerwowało to, że jego ojciec wiecznie szukał tej całej Jocelyn, która była "matką" Jonathana. Oczywiście on nigdy nie uważał jej za matkę, bo przecież jaka matka zostawia swoje dziecko?! Nie ważne jakie by nie było to wciąż jej własne dziecko! A ona go porzuciła i zostawiła z ojcem, który wpajał mu zasadę "Kochać to niszczyć, a być kochanym to być zniszczonym" . Ale Jonathana nigdy nie obchodziła ta zasada, bo przecież on nie kochał . . . nie miał uczuć, a wszystkie emocje starał się okazywać tak jak nauczył go ojciec . . . ale czy aby na pewno nie miał uczuć. Był demonem w połowie, więc może gdzieś tam głęboko na dnie jego zniszczonego serca znajdowała się choć krztyna człowieczeństwa i miłości . . .
Hej :)
Mam nadzieję,że was nie zawiodłam . . .
wiem,że jest mega podobne do oryginału Cassie :/
Jak macie jakieś pomysły odnośnie
następnych rozdziałów piszcie w komentarzach.
następnych rozdziałów piszcie w komentarzach.
Jak pomysł mi się spodoba oczywiście będę pisała o nim ;)
poniedziałek, 8 września 2014
Rozdział #10
Jonathan uśmiechał się do siostry uśmiechem psychopaty.Clary mimowolnie zadrżała.Przypomniała sobie słowa swojego brata "Przysięgam na Anioła Razjela,że nie będziesz musiała dla nas szpiegować dopóki nie odbędzie się rytuał .".Przeraziła się jeszcze bardziej.Była bardziej niż pewna,że za chwilę zginie.Sięgnęła szybko do swojego paska i wyciągnęła stelę,którą dostała od Maryse Lightwood,matki Izabelle i Aleca,a także przybranej matki Jace'a.Stela miała piękne zdobienia.Gdy chciała przyłożyć ją nie daleko miejsca rany poczuła mocny ból ręki.Upuściła stelę.Wiedziała,że ktoś ją kopnął z całej siły.Podniosła oczy do góry będąc pewną kogo tam zobaczy,ale przed jej leżącym ciałem stał jej ojciec,Valentine.Spojrzał na nią protekcjonalnie po czym powiedział.
-Nie powstrzymasz mnie od wezwania Razjela-spojrzał na nią z pogardą i wrócił do przygotowywania miejsca na przybycie Razjela.Clary szukała wzrokiem swojego brata,ale nigdzie nie mogła go dostrzec.Leżała na ziemi dość długo.Była słaba z powodu głębokiej rany zdobiącej jej nogę.Ostatkiem sił doczołgała się do steli,która pod wpływem kopnięcia odleciała daleko.Chwyciła ją i ściskając mocno przyciągnęła do siebie.Była bardzo senna.Wiedziała,że nie może usnąć,bo więcej by się nie obudziła.Zbliżyła stelę do swojej nogi i zaczęła rysować na niej wzór,który pozostawiał za sobą pieczenie.Gdy skończyła rysować runę iratze patrzyła jak czarne kreski pozostawione przez stelę zaczynają znikać.Clary odczuwała o wiele mniejszy ból niż wcześniej.Nie miała siły,aby stanąć przeciwko swojemu ojcu,więc skuliła się w kłębek i czekała z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.W głowie dziewczyny zaczęło pojawiać się mnóstwo myśli.Większość myśli związanych było z Jace'em.Co teraz robi ? Czy z nim wszystko w pożądku ? Czy jest bezpieczny ?
W tym samym czasie :
Jace ubrany w strój bojowy zaczął pędzić w kierunku domku Ragnora Fella,w którym obecnie przebywał Magnus Bane.
-Gdzie ty biegniesz ?! Nie walczysz ?! -usłyszał za sobą znajomy głos.Odwrócił się i zobaczył za sobą Izzy.Nie miał teraz czasu na tłumaczenia,więc powiedział jej tylko,że musi ratować Clary.Izabell coś jeszcze za nim krzyczała,ale on już nie słuchał tylko pędził w kierunku domku Fella.Po 5.minutach był na miejscu.Zapukał dwa razy po czym nie czekając aż ktoś otworzy mu drzwi wparował do środka.Liczyła się każda minuta.Clary może już nie żyć.Przed sobą zobaczył postać.Wiedział,że jest to Magnus,ponieważ w ciemności cały błyszczał,był posypany brokatem od stóp do głów.Dosłownie.Jace szybkim i zwinnym ruchem ręki wyciągnął z kieszeni świecący kamień i zacisnął na nim dłoń.W świetle zaobserwował,że czarownik ma na sobie zielone spodnie i żółtą koszulę w dziwne wzory,a na głowie miał pomarańczowy kapelusz.Styl ubierania się Magnusa był dosyć oryginalny.Wyglądał dziwnie,ale teraz były ważniejsze sprawy do załatwienia.
-Muszę się dostać nad Jezioro Lyn i to szybko ! - krzyknąłem.
Czarownik o nic nie pytając stworzył bramę,a Jace wbiegł w nią niemalże od razu po jej stworzeniu.Po chwili Jace znalazł się w jakimś ciemnym miejscu,więc ponownie wyciągnął kamyk z kieszeni.Stwierdził,że znajduje się w jaskini.Nie wiele myśląc zaczął biec przed siebie.Po około dwóch minutach znajdował się przed Jeziorem Lyn.To co zobaczył wstrząsnęło nim.Na ziemi leżała skulona rudowłosa dziewczyna.Jej ubrania były brudne i w niektórych miejscach podarte.Po chwili zerknął w bok i zobaczył jego.Valentine dalej przygotowywał się do przyzwania Razjela,jak gdyby nie wiedział,że Jace tu jest.Na piasku zobaczył napis.Podszedł bliżej,aby mu się przyjrzeć.To było imię - Valentine.
-Witaj Jace-odezwał się w końcu mężczyzna nie przerywając swojego dotychczasowego zajęcia.
-Valentine -warknął chłopak.
Podszedł do białowłosego mężczyzny z wyciągniętym w jego stronę serafickim ostrzem jarzączym się jasnym światłem.
-Och Jace,tylko mnie nie zabijaj.Zrobię wszystko co chcesz tylko mnie nie zabijaj-zadrwił.-Jonathanie-powiedział swoim dźwięcznym głosem.
Nagle obok nich pojawił się chłopak,który wyglądał jak kopia Valentine'a.Oczy Jace'a się rozszerzyły kiedy poczuł w klatce piersiowej przeszywający ból.
-Clary - wyszeptał cicho,a jego bezwładne ciało opadło na ziemię.
-Nie powstrzymasz mnie od wezwania Razjela-spojrzał na nią z pogardą i wrócił do przygotowywania miejsca na przybycie Razjela.Clary szukała wzrokiem swojego brata,ale nigdzie nie mogła go dostrzec.Leżała na ziemi dość długo.Była słaba z powodu głębokiej rany zdobiącej jej nogę.Ostatkiem sił doczołgała się do steli,która pod wpływem kopnięcia odleciała daleko.Chwyciła ją i ściskając mocno przyciągnęła do siebie.Była bardzo senna.Wiedziała,że nie może usnąć,bo więcej by się nie obudziła.Zbliżyła stelę do swojej nogi i zaczęła rysować na niej wzór,który pozostawiał za sobą pieczenie.Gdy skończyła rysować runę iratze patrzyła jak czarne kreski pozostawione przez stelę zaczynają znikać.Clary odczuwała o wiele mniejszy ból niż wcześniej.Nie miała siły,aby stanąć przeciwko swojemu ojcu,więc skuliła się w kłębek i czekała z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.W głowie dziewczyny zaczęło pojawiać się mnóstwo myśli.Większość myśli związanych było z Jace'em.Co teraz robi ? Czy z nim wszystko w pożądku ? Czy jest bezpieczny ?
W tym samym czasie :
Jace ubrany w strój bojowy zaczął pędzić w kierunku domku Ragnora Fella,w którym obecnie przebywał Magnus Bane.
-Gdzie ty biegniesz ?! Nie walczysz ?! -usłyszał za sobą znajomy głos.Odwrócił się i zobaczył za sobą Izzy.Nie miał teraz czasu na tłumaczenia,więc powiedział jej tylko,że musi ratować Clary.Izabell coś jeszcze za nim krzyczała,ale on już nie słuchał tylko pędził w kierunku domku Fella.Po 5.minutach był na miejscu.Zapukał dwa razy po czym nie czekając aż ktoś otworzy mu drzwi wparował do środka.Liczyła się każda minuta.Clary może już nie żyć.Przed sobą zobaczył postać.Wiedział,że jest to Magnus,ponieważ w ciemności cały błyszczał,był posypany brokatem od stóp do głów.Dosłownie.Jace szybkim i zwinnym ruchem ręki wyciągnął z kieszeni świecący kamień i zacisnął na nim dłoń.W świetle zaobserwował,że czarownik ma na sobie zielone spodnie i żółtą koszulę w dziwne wzory,a na głowie miał pomarańczowy kapelusz.Styl ubierania się Magnusa był dosyć oryginalny.Wyglądał dziwnie,ale teraz były ważniejsze sprawy do załatwienia.
-Muszę się dostać nad Jezioro Lyn i to szybko ! - krzyknąłem.
Czarownik o nic nie pytając stworzył bramę,a Jace wbiegł w nią niemalże od razu po jej stworzeniu.Po chwili Jace znalazł się w jakimś ciemnym miejscu,więc ponownie wyciągnął kamyk z kieszeni.Stwierdził,że znajduje się w jaskini.Nie wiele myśląc zaczął biec przed siebie.Po około dwóch minutach znajdował się przed Jeziorem Lyn.To co zobaczył wstrząsnęło nim.Na ziemi leżała skulona rudowłosa dziewczyna.Jej ubrania były brudne i w niektórych miejscach podarte.Po chwili zerknął w bok i zobaczył jego.Valentine dalej przygotowywał się do przyzwania Razjela,jak gdyby nie wiedział,że Jace tu jest.Na piasku zobaczył napis.Podszedł bliżej,aby mu się przyjrzeć.To było imię - Valentine.
-Witaj Jace-odezwał się w końcu mężczyzna nie przerywając swojego dotychczasowego zajęcia.
-Valentine -warknął chłopak.
Podszedł do białowłosego mężczyzny z wyciągniętym w jego stronę serafickim ostrzem jarzączym się jasnym światłem.
-Och Jace,tylko mnie nie zabijaj.Zrobię wszystko co chcesz tylko mnie nie zabijaj-zadrwił.-Jonathanie-powiedział swoim dźwięcznym głosem.
Nagle obok nich pojawił się chłopak,który wyglądał jak kopia Valentine'a.Oczy Jace'a się rozszerzyły kiedy poczuł w klatce piersiowej przeszywający ból.
-Clary - wyszeptał cicho,a jego bezwładne ciało opadło na ziemię.
Sorki,że taki krótki rozdział . . .
I jak zawsze zachęcam do komentowania ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)