Opis Bloga

Clarissa Fray, zwykła przyziemna jakby się wydało na pierwszy rzut oka. Będzie zmuszona borykać się z trudnościami, które wkroczą w jej życie niespodziewanie. Będzie musiała się przyzwyczaić do tego kim jest.

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział #9

                   Przez pewien czas było bardzo spokojnie . . . nawet można by powiedzieć,że zbyt spokojnie.Clary nie widziała swojego brata od czasu kiedy musiała mu powiedzieć,że jednym z Darów Anioła jest Jezioro Lyn .Ale przecież mówi się,że spokój to cisza przed burzą,a ta zapowiadała się potężna.
                        Wszyscy przeszli bramą stworzoną przez Magnusa Bane'a - Wysokiego Czarownika Brooklynu.W Sali Porozumień odbywało się spotkanie.Clary musiała na nie iść z racji tego,że była córką Valentine'a,choć niektórzy nie chcieli,aby była obecna przy naradzie,ponieważ mogłaby zdradzić,ale Konsul nie zważając na głosy sprzeciwu pozwolił jej zostać.Podczas spotkania okazało się,że za tydzień będzie zaćmienie księżyca,a co za tym idzie można będzie wezwać Anioła.Valentine ma już wszystkie Dary Anioła,ale wszyscy myślą,że brakuje mu Lustra,bo nikt nie wie czym ono jest.Oczywiście Hodge i Konsul nie mogli powiedzieć Clave czym jest Lustro,ponieważ było zagrożenie.Valentine mógł przekupić radę.Jej ojciec miał dar przekonywania ludzi,więc to nie byłoby dla niego najmniejszym problemem Clary czuła się niekomfortowo,bo musiała ciągle kłamać.Nie nawidziła tego,choć z czasem przychodziło jej to coraz łatwiej.Bała się,że jej zdrada wyjdzie na jaw,bo przecież jak to się mówi kłamstwo ma krótkie nogi.Córka Valentine'a dowiedziała się o większości jego zamiarów,ale wciąż nie miała pojęcia po co chce wezwać Razjela.O co chce go prosić ? Na pewno nie pokój na świecie i o to,żeby przyziemnym albo Nephilim żyło się lepiej . To na pewno było coś złego.Po naradzie każdy miał zamiar udać się do swoich domów,w których czekały na nich ich pociechy.Po chwili od wyjścia z Sali Porozumień na drodze zaczęły pojawiać się demony.Były ohydne.Niektóre miały dodatkowe odnóża,a niektóre nawet dwie głowy.Były też takie,które miały ogromne kształty i ich dotyk potrafił sparaliżować na dwie sekundy.Nie obeszło się bez Wielkich Demonów oraz takich,które przybierają kształt tego czego najbardziej się boisz.Gdy nie umrzesz ze strachu wykończą cię swoimi ogromnymi szponami.Gdyby spojrzeć w górę można by dostrzec wiele uskrzydlonych demonów,których skrzydła były większe od nich samych.Dlaczego nie zadziałały Demoniczne Wierze ?! 
Clary chciała się rzucić w wir walki,lecz przypomniała sobie o Max'ie,który był sam w domu Penhallów.Puściła się pędem w stronę domu,lecz nagle na jej drodze stanął demon ze skrzydłami.To był Deston.Chciała się na niego rzucić,lecz on wzbił się lekko w górę i zniknął z jej pola widzenia.Dziewczyna chciała wznowić bieg,ale poczuła jak traci ziemię z pod nóg.Uświadomiła sobie,że jest niesiona przez demona.W pierwszej chwili chciała go przebić Serafickim Ostrzem ,ale zdecydowała,że to by było głupie ,bo znajduje się wysoko w górze i takiego upadku by nie przeżyła.Rozglądała się nerwowo po okolicy i już wiedziała gdzie leci Deston.Jako cel obrał sobie Jezioro Lyn.Rudowłosa dobrze wiedziała co tam się stanie,ale po co ona tam miała być ?!
Gdy demon odstawił Clary delikatnie na ziemię ona widząc,że chce odlecieć wykrzyknęła Wobakiel ! Po chwili skrzydlate stworzenie już leżało pod jej stopami.Usłyszała za sobą klaskanie,więc szybko się odwróciła.Zobaczyła swojego brata,który bije brawo i ojca,który zaczął zajmować się tworzeniem jakiegoś kręgu.
-Nie możecie przyzwać Anioła ?! - wykrzyknęła .
-A to niby dlaczego,Clarisso ? - odezwał się Valentine swoim lekko zachrypniętym głosem.
Przez chwilę zastanawiała się nad sensowną odpowiedzią,ale do głowy nie napłynęła żadna.
-Bo na pewno nie chcesz prosić go o pokój na świecie-warknęła.
-Masz rację,poproszę,a właściwie zażądam czegoś znacznie lepszego - powiedział beznamiętnym tonem .
-Czego ? 
-Dowiesz się w swoim czasie.
Rudowłosa przez chwilę patrzyła na ojca,później swój wzrok przeniosła na nie odzywającego się Jonathana,którego spojrzenie było szkliste,jakby widział coś czego ani ona ani Valentine nie mogą dostrzec.Nie myśląc wydobyła z pochwy Serafickie ostrze,wypowiedziała imię i po chwili stała przy ojcu z ostrzem wycelowanym w jego serce.Valentine się zaśmiał.
-Nie zrobisz tego Clarisso.Nie potrafisz tego zrobić.Nie zabijesz własnego ojca -szydził.
Nie minęła chwila jak osunęła się na kolana.Nie miała siły przez przeszywający ból jaki poczuła w nodze.Spojrzała w prawą stronę i zobaczyła swojego brata trzymającego zakrwawione ostrze.Oczywiście krew na ostrzu pochodziła z jej nogi.Zastanawiała się teraz tylko nad jednym . Zabije ją ? 

Hejka ! Oto i nowy rozdział wedle życzeń ♥
Mam nadzieję,że rozdział się spodoba i nikogo nie 
rozczaruję ;)
Jak zwykle zachęcam do komentowania,bo to mnie mega
motywuje.
I chcę uprzedzić,że następne rozdziały bd się pojawiały
już regularnie co tydzień,co poniedziałek.
Bo rozumiecie teraz szkoła itd.itp.jednym słowem - nudy i zadania ;c
Ale myślę,że co poniedziałek nie bd źle.
Kooocham was :*

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział #8

                 Clary obudziły promienie słońca.Nie chętnie otworzyła oczy i powlekła się do łazienki.Gdy już miała zamiar wychodzić ktoś zapukał do jej pokoju.Wyszła więc i podeszła do drzwi pokoju.Jak się okazało w drzwiach stał nie kto inny jak Jace.Na jego widok dziewczyna wywróciła dyskretnie oczami.
-Gotowa ? -spytał z entuzjazmem.
-Niby na co ? -odburknęła .
-Jak to na co ?! A trening ? 
-Dzisiaj nie mam treningów,bo nie mam z kim go mieć . . . ,a Hodge powiedział,że dzisiaj sala treningowa jest zajęta . . . 
-Jak myślisz przez kogo ? - puścił jej oczko.
Clary westchnęła i ubrała się w strój bojowy,bo Jace oświadczył,że jeśli nie pójdzie z nim na trening nie da jej spokoju.Ona doskonale wiedziała co to oznacza,więc próbowała się sprzeciwiać,ale po chwili uznała,że nie ma sensu i spełniła "prośbę" blondyna i poszła z nim na trening.
Po skończonym treningu chłopak nie mógł wyjść z podziwu.Clary co prawda nie zdołała go pokonać,ale walczyła jak zawodowiec.Niektórzy Nephilim nie walczą w ten sposób nawet jeśli są Łowcami przez całe życie,a ona była nim zaledwie niecały miesiąc.
Gdy wychodzili z sali Hodge ich zatrzymał i poinformował,że za chwilę w bibliotece odbędzie się narada i że mają na nią przyjść.Hodge odszedł,a oni udali się do swoich pokojów żeby wziąć szybki prysznic i się przebrać.Po dziesięciu minutach już stali pod ogromnymi drzwiami.Jace otworzył je jednym mocnym pchnięciem.W pomieszczeniu znajdowała się cała rodzina Lightwood'ów,Konsul i Hodge.Konsul na wstępie powiedział,że sprawa tyczy się Jonathana Christophera Morgensterna.Clary lekko się wystraszyła,że ktoś się zorientował,że dla niego szpieguje,lecz to co powiedział mężczyzna wyprowadziło ją z tego przekonania.
-Jonathan Morgenstern jest niebezpieczny i sądzimy,że razem z Valentinem chcą wezwać anioła Razjela-gdy to mówił na jego twarzy pojawiły się drobne zmarszczki wyrażające niepokój.
-A czy do tego nie potrzeba im Kielicha,Miecza i Lustra ? -zapytała Clary z udawanym spokojem.
-Obawiam się Clarisso,że twój ojciec ma już Kielich i Miecz.Wczoraj zaatakowano siedzibę Cichych Braci i skradziono Miecz Anioła.
-Może pan mi nie przypominać,że Valentine jest moim ojcem ?! - prawie wykrzyknęła oburzona.-I przecież nikt nie wie gdzie jest Lustro .Skąd Valentine może to wiedzieć ?
-Wiemy czym jest Lustro,więc Valentine również może to wiedzieć-wtrącił Hodge.-Lustrem jest jezioro Lyn.
Wszyscy byli w szoku.Najwidoczniej wiedzieli o tym Konsul i Hodge.Później odbyła się dyskusja na temat : "Jak powstrzymać Valentine'a ?" i "Po co miałby przywoływać Anioła Razjela ?!".Po skończonych dyskusjach Clary wyszła na spacer żeby się odświeżyć i wszystko przemyśleć.Postanowiła,że pójdzie do parku.Gdy dotarła na miejsce usiadła na jednej z ławek i zaczęła myśleć jak ma oszukać brata,że nie wie czym jest Lustro .Chciała już wracać,bo zrobiło się jej zimno.Wstawała już z ławki i nagle poczuła na swoich plecach ciepły oddech.Po chwili ktoś się odezwał.Clary zastygła w bezruchu,gdy usłyszała głos Jonathana.
-Cześć siostrzyczko.
Clary mogła niemal poczuć jak się uśmiecha.Nie miała odwagi się odwrócić,lecz po chwili to zrobiła.Jonathana nigdzie nie było.Pomyślała,że wpada w paranoję.Powoli opadła na ławkę i odwróciła głowę.Uświadomiła sobie,że przed nią siedzi jej brat.A jednak jej się nie wydawało.Zobaczył w jej oczach zdezorientowanie i lekki strach.Podobało mu się to,że się go boi.
-Jak tam ? -puścił jej oczko.-Coś nowego? Jakieś wieści ? -uniósł jedną brew do góry.
Clary chciała mu powiedzieć,że nic się nie działo,że nic ciekawego nigdy się nie dzieje w Instytucie,ale z jej ust wyszło zupełnie coś innego.
-Czemu nie wiedziałam nic o wezwaniu Anioła ?! -wykrzyknęła niemal w twarz swojego brata.Był lekko zmieszany.Clary szybko zatkała swoje usta i przeklęła się w myślach za to co powiedziała.
-A jednak coś się działo - powiedział z cwanym uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna znów chciała mu powiedzieć NIE,ale z jej ust znowu wyszło coś co było zgodne z prawdą.Ponownie przytknęła do swoich ust rękę ,tym razem mocniej na co Jonathan zachichotał.
-Siostrzyczko nie wysilaj się -powiedział zdejmując jej ręce z twarzy.-i tak mi powiesz wszystko co chcę.Przysięgłaś na Anioła Razjela.Nawet jak nie będziesz chciała mówić i tak powiesz-zaśmiał się .
Clary wstała z ławki i chciała odejść,lecz zanim zdołała postawić krok brat szarpnął ją za nadgarstek z taką siłą,że zderzyła się z jego umięśnionym torsem.Chciała od niego odskoczyć,ale on jej na to nie pozwolił zamykając w stalowym uścisku.
-Chętnie posłucham co masz mi do powiedzenia-szepnął wprost do jej ucha na co Clary zadrżała.
-Nie mam ci nic do po . . . Jezioro jest lustrem -Nie wieżyła,że to powiedziała.Jonathan uśmiechnął się wrednie i powiedział swoje "A nie mówiłem ?".Rudowłosa zamknęła oczy chcąc żeby w końcu sobie poszedł,lecz poczuła coś ciepłego na swoich ustach.Stała tam jak wryta po czym szybko otworzyła oczy i zobaczyła jak Jonathan przyciska mocno swoje wargi do jej .Zebrała całą swoją siłę i go odepchnęła na co on zachichotał.
-Co to miało być ?! - wrzasnęła jeszcze bardziej zmieszana i zdegustowana jego zachowaniem.
-O co ci chodzi ? -zadrwił.
-Nigdy więcej tego nie rób - wrzasnęła ile miała siły.Jonathan tylko na to zachichotał.Clary zastanawiała się przez chwilę czemu jak się nie uśmiecha to chichocze.Opadła zdenerwowana na ławkę i zaczęła cicho łkać.Jej brat słysząc to znów uśmiechnął się wrednie i skorzystał z okazji.Usiadł obok siostry i objął ją ramieniem.Z początku protestowała i nie chciała żeby ktoś widział ją jak płacze,a już w szczególności jej brat.W końcu uległa i wtuliła się w jego tors cichutko płacząc.
-Nie chcę więcej szpiegować-powiedziała przez łzy.
-Przysięgam na Anioła Razjela,że nie będziesz musiała dla nas szpiegować dopóki nie odbędzie się rytuał .
Clary odskoczyła od niego jak oparzona uświadamiając sobie co właśnie się stało.Odeszła szybko i przez chwilę się dziwiła,że nikt nie chce jej zatrzymać.Zaczęła iść w stronę Instytutu nie wiedząc,że Jonathan ułożył w swojej głowie diaboliczny plan,ale tego nie wiedział nikt.Nawet Valentine . . .  
                                              

Zapraszam do komentowania to motywuje !  



niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział #7

        Brat powiedział jej co dokładnie ma robić i co mówić kiedy pójdzie do Instytutu.Następnego dnia Clary została odprowadzona przez Jonathana niemalże przed same wrota,ale stwierdził,że musi się szybko zmyć żeby nikt go nie widział,bo wtedy "ich" plan nie wypali.Dziewczyna widziała tylko jego cień znikający za budynkiem naprzeciwko.Uniosła swoją stelę i powiedziała : 
-W imieniu Clave proszę o pozwolenie na wejście . . . 
Drzwi otworzyły się niemalże natychmiastowo.Nie wiedziała gdzie iść,więc zdecydowała,że będzie szła przed siebie.Doszła do foyer,w którym słychać było nerwowe rozmowy.Otworzyła drzwi i słyszała urywki rozmów o tym kto może odwiedzać Instytut,ponieważ goście są tu rzadko.Gdy zobaczyli kto stoi w drzwiach od razu ucichli i patrzyli na nią w osłupieniu.Jace oprzytomniał jako pierwszy i zadał pytanie,którego Clary się spodziewała.
-Co ? Skąd się tu wzięłaś ? - spytał z niedowierzaniem w głosie.
-Uciekłam.Ledwo co mi się udało.Jonathan miał mnie trenować,jak już potrafiłam się obronić kopnęłam go w brzuch.Nie spodziewał się tego,więc zaczęłam biec i biegłam długo.Byłam w jakimś lesie.Jonathan wysłał jakichś Nocnych Łowców żeby mnie znaleźli,ale im się nie udało.Gdy dobiegłam do jakiegoś miasteczka na murze stworzyłam sobie bramę i pomyślałam o Instytucie - opowiadała historyjkę,którą przygotował Jonathan.Nienawidziła udawać ani kłamać,ale nie miała dużego wyboru.Nie chciała całego swojego życia spędzić z bratem i ojcem.Nie nawidziła ich i się ich bała.Zrobiłaby wszystko żeby tylko stamtąd uciec.Przysięgła na anioła . . . tej przysięgi nie może złamać żaden Nocny Łowca choćby nie wiadomo czego dotyczyła.Clary miała się spotkać z Jonathanem za tydzień i zdać mu relację z tego co się działo w Instytucie.Choć wiedziała,że brat jej nie skrzywdzi,bo jest mu potrzebna bała się go bardziej niż Valentine'a,którego widziała bardzo rzadko.Opowiadał jej czasami historie Nocnych Łowców i kazał czytać jakieś książki.Clary nie życzyłaby takiego ojca jak Valentine nawet najgorszemu wrogo.Jej ojciec był zły z natury,nie umiał być dobry.W jej myślach wciąż pojawiała się zimna,nie wyrażająca żadnych uczuć twarz.Wiedział,że Clary potrafi tworzyć nowe runy,więc uczył ją wszystkiego co sam wiedział na temat run.Chciał żeby jego córka była potężną bronią,którą tylko on może władać.
Wszyscy byli zszokowani,ale jednocześnie pełni podziwu i Clary wydawało się,że na ich twarzach widzi ulgę . . . Wszyscy opowiadali jej po kolei co się działo podczas jej nieobecności.Choć znali się bardzo krótko polubili się nawzajem.Ale Clary czekało teraz cięższe zadanie.Nie mogła się w nikim zakochać.Musiała się zaprzyjaźnić z większością mieszkańców Instytutu,aby zdobyć ich zaufanie.Bóg jeden wie jak bardzo nie chciała być szpiegiem swojego brata.
Jace wydawał się być opiekuńczy i troskliwy w stosunku do Clary,ale nie mogła sobie pozwolić na to żeby obdarzyć go uczuciem,więc go znienawidziła.Rudowłosa wiedziała,że od nienawiści do miłości droga niedaleka,ale zawsze jakaś.Nie chciała okłamywać bliskiej sobie osoby.Była zimna i oschła w stosunku do Jace'a,czasami sarkastyczna.Mówiono,że mają podobne charaktery z powodu na ilości sarkazmu w słowach.
-Nad czym myślisz,siostrzyczko ?
Gdy usłyszała czyjś głos tuż przy swoim uchu podskoczyła na miejscu.Zamknęła oczy po czym ujrzała na wprost siebie Jonathana.Co on tu robi ? Nikt nie może zobaczyć ich przecież razem.
-Możesz nie mówić do mnie za każdym razem "siostrzyczko" ?! -powiedziała zirytowana.Ale jej brat uśmiechnął się do niej protekcjonalnie.
-Przecież jesteś moją małą siostrzyczką-powiedział po czym pocałował ją w policzek.Clary szybko od niego odskoczyła,a on zaśmiał się tym swoim specyficznym śmiechem,który dziewczyna wzięła za uroczy,ale po chwili się skarciła za swoje myśli.Widziała jak dziewczyna przechodząca obok zaułku rzuciła jej zazdrosne i pełne jadu spojrzenie.Na pewno chciałaby żeby Jonathan ją pocałował . . . Nieważne.Jonathan chciał żebym mu zdała relację z tego co się dzieje w Instytucie i także,że nie chce być jego szpiegiem.On patrzył na nią ironicznie gdy to mówiła.Ale gdy wspomniała o Jace'ie w jego oczach ujrzała mroczny błysk.Gdy skończyła opowieść o tym jak on stara się być dla niej miły jej brat w końcu się odezwał.
-Musisz go w sobie rozkochać i złamać mu serce - zachichotał.Najwyraźniej uważał to za bardzo zabawne.Manipulowanie ludźmi i ich uczuciami na pewno było dla niego zabawne,bo przecież był w połowie demonem.W jego żyłach płynęła nie tylko krew Morgensternów,Fairchaildów i Razjela,ale także krew Lilith-matki czarowników.Wielkiego demona.
                                                       

Hej ! Mam nadzieję,że rozdział się spodobał.
Nie miałam na niego pomysłu i jest tak właściwie o niczym,
ale zachęcam do oceniania i komentowania. :)
Obiecuję,że następny rozdział postaram się napisać lepiej ;*



środa, 20 sierpnia 2014

Rozdział #6

                                 Rudowłosa po chwili znalazła się w pięknym dworze.Wiele zdobień było wykonanych ze złota.Sebastian pociągnął ją za rękę i zaczął prowadzić długim,krętym korytarzem.Po drodze mijali wiele pokoi,ale jej brat nic nie mówił tylko szedł szybkim krokiem trzymając ją za nadgarstek.W końcu zatrzymali się przed jednymi z drzwi.Jonathan zapukał,ale nie czekał na odpowiedź tylko wparował do pomieszczenia,które wyglądało jak jakiś gabinet.Na środku stało wielkie,ciemne biurko,na którym leżał stos papierów i czarna lampka.Za biurkiem stało duże,wygodne krzesło ze skórzanym obiciem.Na krześle siedział barczysty mężczyzna o ostrych rysach twarzy.Miał białe włosy.Gdy stanęliśmy przed biurkiem mężczyzna podniósł na nas wzrok.Clary przez chwilę zauważyła w nich dziwny błysk,lecz chwilę później jego oczy nie wyrażały nic.Jego twarz ponownie stała się pusta i bez wyrazu.
-Clarissa . . . -powiedział delektując się brzmieniem jej imienia.-Hmm . . . ja nie wybrałbym takiego imienia dla ciebie.
-Tak . . . ,gdyby to od ciebie zależało pewnie też nazwałbyś mnie Jonathanem-warknęła.
-Jak odnosisz się do ojca ? Należy mi się szacunek.
-Ojca ? Nigdy nie byłeś i nie będziesz moim ojcem.A co do szacunku to na pewno ty na niego nie zasługujesz.
-Nie martw się,nauczymy cię dobrych manier.A tymczasem Jonathanie odprowadź Clarissę do jej pokoju.Jutro jej pierwszy trening.Musi być wypoczęta-powiedział rozkazującym tonem.
-Oczywiście ojcze-powiedział pokornie jej brat i wyprowadził ją z gabinetu.
Znów szli długim korytarzem.Po pięciu minutach zatrzymali się przed wielkimi,podwójnymi drzwiami.Jonathan otworzył je jednym,silnym pchnięciem i wszedł prowadząc przed sobą siostrę.Pokazywał jej,gdzie co jest.Clary była zachwycona,ale nie okazywała tego.Gdy jej brat wychodził powiedział.
-Nie masz już jak uciec.Nawet nie próbuj.Okna są zapieczętowane silnymi runami blokującymi-puścił jej oczko i wyszedł zamykając za sobą wielkie drzwi.Clary postanowiła się umyć,bo czuła się bardzo brudna.Była obolała,więc wzięła krótką kompiel,owinęła się ręcznikiem i weszła do pokoju.Obok wielkiego łóżka z baldachimem,na szafce nocnej Clary zobaczyła tacę z kanapkami.Nagle poczuła jak bardzo jest głodna.Nie jadła nic od dwóch dni,ale przecież nie może jeść w ręczniku.Ktoś może wejść w każdej chwili.Podeszła do szafy.Gdy otworzyła drzwi złapała się ich mocniej żeby nie upaść.W szafie były markowe sukienki na każdą okazję.Rudowłosa nienawidziła sukienek.Wygrzebała krótką,sięgającą do połowy ud koszulkę nocną.Była fioletowa z białą koronką i leciutkim wcięciem na lewym udzie.Dziewczyna nie miała dużego wyboru,więc postanowiła ją założyć.Ruszyła w stronę tacy z kanapkami i po chwili nie było już na niej ani jednej kanapki.Poczuła zmęczenie i zasnęła.Śniły jej się hordy atakujących ją demonów.Rozrywały ją na strzępy.Kawałek po kawałku.Na ziemi było mnóstwo krwi.Jej krwi.Po chwili usłyszała głos.
-Spokojnie siostrzyczko.Już dobrze.Już dobrze.
Clary otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą Jonathana głaskającego ją po głowie.Odsunęła się od niego szybko na drugi koniec łóżka.
-Zostaw mnie w spokoju.Po co tu przyszedłeś.Wyjdź! -krzyknęła.
-Krzyczałaś przez sen-powiedział nie zważając na to,że się na niego drze.-Co ci się śniło ? -spytał z ciekawością w głosie.
-Nie twój interes ! -warknęła na brata.
-Jak chcesz,ale pamiętaj,że mi możesz powiedzieć wszystko.
Clary się zaśmiała,położyła się na łóżku i już po chwili wpadła w objęcia Morfeusza.Następnego dnia obudził ją brat mówiąc,że muszą zacząć trening.Dziewczyna chciała się ubrać w strój bojowy,ale Jonathan rozwalił się na jej łóżku i najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść z pokoju.Obserwował uważnie każdy jej ruch.Czuła na sobie spojrzenie jego czarnych jak węgiel oczu.Wyjęła strój bojowy z szafy i poszła do łazienki się przebrać.Gdy wyszła na łóżku nadal leżał rozwalony jej brat przeciągając się.Spostrzegł swoją siostrę i uśmiechnął się do niej.
-Ślicznie ci w stroju bojowym,ale szkoda,że ściągnęłaś koszulkę nocną.Sam wybierałem.Podoba ci się ? 
Dziewczyna zgromiła go spojrzeniem i podeszła do stojącej w kącie pokoju toaletki.Uczesała się w luźnego koka i popatrzyła wyczekująco na brata.On wstał i poszli razem w stronę sali treningowej.Jonathan pokazywał jej różnego rodzaju broń,mówiąc przy tym do czego służy.Następnie kazał Clary zrobić rozgrzewkę.Gdy rudowłosa zrobiła to co jej kazał.Wyciągnął z pochwy miecz i powiedział,że nazywa się seraficki.Żeby go aktywować trzeba go nazwać imieniem jednego z aniołów,ale nigdy nie można nazwać miecza Razjel.Uczył Clary walki wręcz,rzucania sztyletami,posługiwania się łukami.Zajęło im to ponad dwie godziny.Jonathan zarządził pięciominutową przerwę,podczas której próbował rozmawiać z siostrą,ale ona nie była chętna do rozmowy z nim.Po przerwie uczyła się wykopów,obrotów i skoków.
-Niezła jesteś-powiedział Jonathan po skończonym treningu.
Clary się nie odezwała.Przestała z nim rozmawiać.Bała się go,ale nie okazywała tego,bo to przyniosłoby mu satysfakcję.Minęły już trzy miesiące odkąd tu jest i nie zamieniła z nikim ani słowa.Jej szkolenie dobiegało końca.W końcu stała się jedną z nephilim i otrzymała runę wzroku na prawej ręce.Clary zdała sobie sprawę,że nie ma sensu nie odzywanie się do Jonathana,gdy on tak usilnie stara się do niej dotrzeć.Może na prawdę mu na niej zależało ? Może chciał mieć siostrę,z którą może trenować,rozmawiać o wszystkim i pomagać jej jak tylko może.Pewnego dnia do jej pokoju wszedł Jonathan.
-Chcesz się stąd wyrwać ? Mam dla ciebie propozycję.Ojciec się zgodził.
-O co ci znowu chodzi ? Jak chcesz kogoś podręczyć to lepiej idź to zrób komuś innemu-powiedziała patrząc na niego spod byka.
-Bardzo chętnie,ale nie po to tu przyszedłem.Wracasz do Instytutu w Nowym Yorku.
-COOO ?! -wykrzyknęła zdumiona i uradowana za razem.
-Ale będziesz dla nas szpiegowała.Ja będę udawał Sebastiana Verlaca,a ty musisz przysiądz na anioła,że nie zdradzisz nas i zrobisz wszystko co zechcę.Przysięgnij tylko na anioła Clary,a wrócisz do domu.Zauważyłem,że nie jesteś do mnie i do ojca nastawiona zbyt entuzjastycznie,więc ci tego oszczędzę.
Entuzjazm zielonookiej zniknął tak szybko jak się pojawił.
-Nie będę dla ciebie szpiegowała ! -wrzasnęła.-Nie zdradzę ich !
-To trudno.To jest twoja jedyna szansa żeby wrócić.
Clary wygoniła Jonathana z pokoju mówiąc,że musi się zastanowić.Gdy podjęła decyzję poszła go szukać.Znalazła go w oranżerii.Siedział na ziemi z przymkniętymi powiekami.
-I co ? -spytał jakby od niechcenia.
-Zgoda.Przysięgam na anioła,że was nie zdradzę i będę szpiegowała dla was.
Jonathan uradowany podbiegł do niej i ujął jej twarz dwoma rękami po czym pocałował ją w policzek.
-Zuch dziewczyna-wyszeptał.
                                                



środa, 13 sierpnia 2014

Rozdział #5

           Dziewczyna zemdlała.Obudziła się w jakimś pomieszczeniu.Gdy się rozejrzała zobaczyła,że całe pomieszczenie jest białe.Łóżko,na którym leżała miało białą pościel,ale poręcze były z drewna.Ściany były białe jak śnieg.W sali nie było nikogo oprócz niej.Jak się po chwili zorientowała leżała w skrzydle szpitalnym.Chociaż jej bardziej to pomieszczenie kojarzyło się z oddziałem zamkniętym w zakładzie psychiatrycznym.Kiedyś tam była odwiedzając przyjaciółkę,która jak uznali jej rodzice zwariowała.Z rozmyślań wyrwał ją czyjś głos.
-Już się obudziłaś ? Już myśla . . . myśleliśmy,że coś ci się stało.Spałaś aż dwa dni.Hodge mówi,że to przez portal,który stworzyłaś.To cię osłabiło.Runa była potężna.
-Ale co z Jonathanem  ? Co z moją mamą ? -dopytywała drżącym głosem.Starała się go opanować, lecz na próżno.Jace przysiadł obok niej i przytulił ją do siebie.
-Jonathan na pewno będzie cię szukał z rozkazu ojca,a twojej matce raczej nic nie grozi z ich strony.Valentine jest zakochany w Jocelyn dzięki czemu jej nie skrzywdzi.Hodge powiedział,że będziesz mogła rozpocząć szkolenie na Nocnego Łowcę jeśli zechcesz-spojrzał na jej prawy nadgarstek i zobaczył runę wzroku.-Ale chyba potrzebujesz tylko przypomnienia-powiedział z lekkim uśmiechem.-Widocznie ktoś cię wyszkolił wcześniej.
-Ale ja nie pamiętam żadnego szkolenia . . . zaraz . . . mój ojciec mówił,że coś jednak zapamiętałam z jego szkolenia.
-Ktoś wymazał ci wszystkie wspomnienia związane ze Światem Cieni.Twoja matka najwidoczniej chciała żebyś żyła jak przyziemna.Ale spokojnie,wiemy kto wymazał ci wspomnienia i już z nim rozmawialiśmy.To Magnus Bane,chłopak mojego parabatai-powiedział widząc jej spojrzenie.
-Przywróci mi wspomnienia ? -naciskała Clary.
-Niestety,ale Magnus nie może tego zrobić.Ale wspomnienia zaczną wracać.Nie martw się-dodał z pocieszeniem w głosie.Pocałował ją w czoło i wyszedł.Clary długi czas siedziała w bezruchu zaskoczona tym co blondyn właśnie zrobił.Po chwili jednak uśmiechnęła się i zasnęła.
Obudziły ją odgłosy walki.Przez chwilę myślała,że ciągle śni,lecz do sali wbiegł Jace i kazał jej się ukryć.Clary spełniła posłusznie prośbę chłopaka i schowała się pod łóżkiem.Gdy Jace wybiegł Clary usłyszała ciche pukanie do drzwi.Zobaczyła tylko buty.Duże,czarne buty.Nie wydawały żadnego odgłosu.Nagle Clary zobaczyła buty tuż przed swoimi oczami.Drgnęła lekko.
-Nie wiedziałem,że aż tak źle cię tu traktują siostrzyczko-powiedział ironicznie głos.Clary doskonale zdawała sobie sprawę do kogo należał.Jonathan szybkim ruchem ręki odrzucił łóżko i Clary skuliła się w jeszcze mniejszy kłębek.Jej brat się zaśmiał i pociągnął ją za nadgarstek do góry.Clary cała drżała ze strachu i z zimna.
-Czego ode mnie chcesz ?! -wykrzyknęła nagle.Jej głos był tak piskliwy,że Jonathan drgnął.
-Jesteś moją siostrą,twoje miejsce jest z naszą rodziną.Z naszą matką-powiedział to z pogardą-i z naszym ojcem-Valentinem.
Jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.Clary pomyślała,że jej brat jest bardzo przystojny,ale szybko odgoniła od siebie tą myśl.
-Nigdzie z tobą nie pójdę-wiedziałem,że tak będzie brzmiała twoja odpowiedź,więc mam dla ciebie małą zachętę siostrzyczko.
Pstryknął palcami i nagle w drzwiach stanęły cztery osoby.Trzech Nocnych Łowców trzymało mocno . . . Jace.On starał im się wyrwać,ale na próżno.Mieli przewagę liczebną i byli od niego o wiele starsi.
-Zostaw go ! -krzyknęła głosem pełnym rozpaczy,ale także determinacji.
-Wybór należy do ciebie Clary.Jeśli pójdziesz ze mną Jace'owi nic się nie stanie.Jeśli będziesz stawiała opór twój ukochany zginie.
-Clary nie słuchaj go ! -warknął Jace.-I tak mnie zabije,nawet jeśli pójdziesz.Clary nie idź z nim ! 
-Bardzo chętnie Herondale,ale jeśli bym pozwolił cię zabić Clary by mnie znienawidziła,a tego bym nie chciał.-odparł bez chwili zastanowienia Jonathan.
-Dobrze pójdę z tobą,ale najpierw wypuść Jace'a.-odparła pewnie.
Brat Clary zaklaskał w dłonie i pochwalił ją za dobrą decyzję.Znów pstryknął palcami.Clary zobaczyła jak Nocni Łowcy puszczają Jace'a.
-Otwórz bramę,siostro-wyszeptał Jonathan.
Clary złapała za stelę i z lekkim wahaniem stworzyła bramę.Brat złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą.
                                                        
 No to mamy kolejny rozdział :)
Miłego czytana :D 

Nie zapomnijcie skomentować ;D

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział #4

                Clary obudziła się,przez chwilę była zamroczona,zatrzepotała kilka razy powiekami,a obraz zaczął się wyostrzać.Nie była w swoim pokoju na Brooklynie tylko w wielkim,bogato zdobionym pokoju,w którym było mało okien.W pokoju były trzy pary dużych drzwi z czego jedne były podwójne.Na łóżku ktoś siedział.To był jej brat.Jonathan.
-Witaj,siostrzyczko.Nareszcie się obudziłaś.Martwiliśmy się z ojcem,że coś ci się stało,ale na szczęście jesteś już z nami-powiedział radośnie,a ostatnie wyrazy powiedział tak lekko jakby codziennie się widywali.-Wspomnienia,które twoja matka kazała czarownikowi wymazać zaczną wracać po pewnym czasie.Znowu będziemy razem.Jak rodzina.
Clary zaczęła się powoli odsuwać od Jonathana,ale on szepnął miękko żeby się nie bała i odgarnął kosmyk włosów,który opadał jej na twarz i zatknął go jej za ucho.Clary wzdrygnęła się na ten gest.Jonathan powiedział jej jeszcze tylko żeby się przebrała i przyszła do jadalni na śniadanie.I wyszedł zamykając za sobą drzwi.
Clary miała na sobie czarny top i niebieskie krótkie spodenki.Rozglądnęła się po pokoju.Podeszła do pierwszych drzwi i je pchnęła.Okazało się,że pomieszczenie jest garderobą,która została zapełniona ubraniami z jej rozmiarem.Dziewczyna nie miała ochoty ubierać się w nic z tej garderoby więc wyszła i zamknęła za sobą drzwi.Podeszła do kolejnych i je otworzyła.Tym razem znajdowała się w łazience.Także wyszła i zamknęła za sobą drzwi.Zaczęła szukać drogi,którą mogłaby uciec.Okazało się,że jej pokój jest bardzo nisko,więc otworzyła je i wyskoczyła.Gdy znalazła się na ziemi zorientowała się,że jest w półprzysiadzie.Bez chwili wahania podniosła się i zaczęła biec.Biegła długo.Na szczęście nikt jej nie gonił i mogła chwilę odpocząć.Po krótkim odpoczynku ruszyła dalej.Po długim i równomiernym marszu znalazła się w jakimś mieście.Było to duże miasto i nie miała pojęcia gdzie się znajduje.
                                                                            

-Jonathanie,przyprowadź Clarissę-zażądał Valentine.
Chłopak posłusznie wstał i szybkim krokiem przemierzył korytarz.Gdy w końcu dotarł do pokoju siostry zapukał mocno w drzwi.Żadnego odzewu.Zapukał ponownie i to samo.Krzyknął,że wchodzi i pchnął mocno drzwi.Jego siostry nigdzie nie było.Rozejrzał się po pokoju ponownie i jego uwagę przykuło otwarte na oścież okno.Podszedł do niego i wyjrzał.Przerażony Jonathan pobiegł do jadalni i ledwo mogąc złapać oddech powiedział,że jego siostra chyba uciekła.Valentine wstał szybko zza stołu i wrzasnął tak głośno,że Jonathanowi zapiszczało w uszach.
-Miałeś ją pilnować-wycedził przez zaciśnięte zęby ojciec.
-Ojcze . . . -zaczął,ale nie zdążył dokończyć,bo Valentine mu przerwał.
-Jonathanie-powiedział czerwony z gniewu.-Masz ją odnaleźć za wszelką cenę.Jeśli jej nie znajdziesz . . . lepiej żebyś nie wiedział co się z tobą stanie -zagroził.
Jonathan opuścił jadalnię i miał zamiar szybko znaleść siostrę.Najbliższe miasto było niedaleko,więc miał zamiar zacząć w nim poszukiwania siostry.
                                                                        

Clary znalazła w kieszeni spodenek swój telefon.Od razu zadzwoniła do Jace'a ,którego numer otrzymała przed wejściem do Instytutu.
-Clary ? -powiedział zmartwiony głos.-Wszystko w porządku ? Gdzie jesteś ?-dopytywał.
Dziewczyna obróciła się i zobaczyła za sobą znak z nazwą miasta.Szybko podała ją Jacowi,który kazał jej poczekać.
Po niespełna dziesięciu minutach koło niej stał jakiś chłopak.Nie widziała kim był chłopak,bo zachodzące już słońce kładło swoje ostatnie promienie,w których ktoś stał.Jace.Pomyślała Clary,lecz nie ruszyła się z miejsca.Postać zaczęła się do niej zbliżać i w końcu ujrzała jego twarz.Pisnęła,a chłopak się odezwał.
-Nie ładnie tak uciekać,siostrzyczko.Nasz ojciec wpadł w furię i kazał mi cię znaleść.Prawie mi się za to oberwało-dodał.
-Czy musisz cały czas podkreślać,że jestem twoją siostrą ?-wyparowała.
-Chodź ze mną po dobroci Clary-powiedział i wyciągnął rękę w jej stronę.
-Nigdzie z tobą nie pójdę-wykrzyknęła,a w tym samym momencie ktoś za nią stanął.
-Jak mówi nie to znaczy nie.Niech to w końcu do ciebie dotrze Jonathanie-powiedział pewny siebie głos,który rozpoznała natychmiastowo.Zaczęła się cofać chowając się za nim.
-No proszę-zaśmiał się brat Clary.-Przybył książę na białym rumaku,aby ocalić swoją wybrankę.Przed jej własnym bratem-ostatnie zdanie wypowiedział z dumą.
Clary szepnęła Jacowi do ucha,aby dał jej Stelę.Chłopak posłusznie sięgnął do paska i podał jej Stelę.Podbiegła szybko do najbliższego muru i zaczęła rysować nieznane sobie runy.W końcu pojawił się niebieski portal,który wyglądał jakby był zrobiony z wody.Do jej uszu dobiegł szczęk metalu.Obróciła się i zobaczyła,że Jace walczy z jej bratem.Krzyknęła do Jace'a,który kopnął Jonathana w brzuch,a ten upadł na plecy.
-Szybko-ponagliła go.W jednej chwili obok niej pojawił się Jace.Popatrzył na nią wyraźnie zmieszany.Po czym na jej słowa żeby myślał o Instytucie rzucił się w wir niebieskiego portalu.Clary trzymała go za rękę.Odwróciła się jeszcze na chwilę po to by zobaczyć jak jej brat biegnie w ich stronę krzycząc coś czego już nie mogła usłyszeć.Obraz się rozmazał i Clary znalazła się w Instytucie klęcząc na zimnej posadzce.
                                                          

DEDYK DLA : EVA 
Mam nadzieję,że spodoba się tobie 
i innym czytelnikom. :*
 Zachęcam do komentowania ;)




środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział #3

                       Clary dowiedziała się wiele o Jonathanie-pierwszym Nocnym Łowcy,który otrzymał od Anioła Razjela trzy przedmioty:Kielich Anioła,Miecz Anioła oraz Lustro Anioła.Opowiedziano jej o Clave,czyli o czymś w rodzaju urzędu,który zajmuje się bardzo ważnymi sprawami.Stacjonuje on w Idrisie,stolicy Nocnych Łowców.Znajduje się tam tylko jedno miasto - Alicante i nie może dostać się do niego żaden demon,to wszystko dzięki Demonicznym Wieżom.Wytłumaczono jej na jakiej zasadzie działa ostrze,które widziała u Jace'a.Ostrze nazywało się Seraficzne i wykonane było z adamasu,który rzekomo pochodził z nieba.Pokazano jej Stellę i działanie magicznych run.Clary często patrzyła na Jace'a,który odwzajemniał jej spojrzenia.
                      Gdy siedzieli i rozmawiali do Instytutu nagle ktoś wparował.To była . . . .Czy to była . . . to była Joselyn.Ale jak ? Skąd wiedziała,że Clary jest tutaj ?
-Mamo . . . -zaczęła niepewnie,ale matka nawet na nią nie spojrzała tylko zwróciła się do Isabelle,Aleca i Jace'a.
-Jakim prawem zabieracie ją do Instytutu ?!Na pewno powiedzieliście jej już wszystko o Nephilim,prawda ?! -zagrzmiała.
Isabelle i Alec zaniemówili.Pierwszy odezwał się Herondale.
-Kim pani jest ? Wygląda pani jak żona . . .
Clary nigdy się nie dowiedziała czyja żona,bo Joselyn przerwała chłopakowi najwidoczniej nie chcąc,aby jej córka dowiedziała się czyją żoną była.
-Jesteś Herondale,prawda ? Jestem matką Clary i nie życzę sobie żebyście jej opowiadali cokolwiek o demonach i Nephilim.
-A więc to prawda ? To jego córka ?
Matka Clary wyglądała jakby zaraz miała się rzucić na chłopca,ale z trudem się powstrzymywała żeby nie zrobić nic głupiego.Jace to zauważył,ale nie wyglądał na speszonego ani na przestraszonego.
-Co . . . ? -wykrztusiła Clary.
-Clary!-warknęła na córkę.-Idziemy . A ty-zwróciła się do Jace'a.-i twoi przyjaciele macie zostawić mnie i moją córkę w spokoju.
Wzięła Clary za nadgarstek i pociągnęła ją za sobą.
Clary bardzo długo się dopytywała o co chodziło,czyją była żoną,czyją ona jest córką i dlaczego jej nie powiedziała,że nie należy do świata przyziemnych ! Ale matka jakby nie zwracała na to uwagi mówiąc,że starała się ją chronić nie mówiąc jej niebezpiecznej prawdy.Joselyn w końcu pękła pod naciskami córki i zaczęła opowiadać.
-Od twojego ojca,Valentine'a uciekłam,gdy miałaś 10 lat.Poprosiłam Wysokiego Czarownika Brooklynu-Magnusa Bane'a o to,aby nałożył na ciebie czar.Abyś zapomniała o swoim ojcu i bracie Jonathanie.Wychowałam cię w przyziemnym świecie i przestałam być Nocnym Łowcą.Luke mi pomagał przez to wszystko przebrnąć.Valentine szuka nas odkąd uciekłam zabierając cię ze sobą.
-Dlaczego uciekłaś od Valentine'a ? 
-Uciekłam,bo zamienił Jonathana w potwora.Gdy byłam w ciąży podawał mi sproszkowaną krew demona,a ja nieświadomie ją przyjmowałam.
-Mój brat jest demonem ? -zapytała przerażona.
-Tylko w połowie-odparła matka.
Dziewczyna zadawała więcej pytań,ale matka zdawała się ich nie słyszeć.Po długim milczeniu matka zaczęła niespodziewanie.
-Valentine cię świetnie wytrenował.Uczył cię jak być najlepszym wojownikiem.
-Ale jego nauki na niewiele się zdały-odezwał się nieznany Clary głos .Obróciła się szybko i zobaczyła wysokiego,postawnego mężczyznę o ciemnych oczach i wręcz białych włosach,które otaczały jego głowę niczym aureola.
-Valentine. . . - Joselyn zamarła,z trudnością odwróciła się by go zobaczyć. 
-We własnej osobie-powiedział dobitnie uśmiechając się .
-Clary-szepnęła jej matka do ucha.-Uciekaj do Instytutu.
Dziewczyna zaczęła biec,lecz ni  stąd ni zowąd przed nią pojawił się chłopak,który wyglądał identycznie jak Valentine.
-Gdzieś się wybierasz,siostrzyczko ? -zapytał wyszczerzając zęby.
Clary obejrzała się na matkę,która ledwo stała na ziemi ze strachu i zaskoczenia.Nagle słychać było szybkie kroki.Jonathan zmarszczył brwi kiedy ujrzał trójkę Nocnych Łowców.To byli Lightwood'owie i Jace,który podbiegł do brata Clary trzymając w ręce jarzące się jasnym światłem serafickie ostrze.Mierzył nim prosto w serce Jonathana,który zbytnio się tym nie przejął.Po chwili oboje chłopcy trzymali serafickie ostrza.
-Zostaw ją-powiedział pewnie Jace.
-Kogo ? Och,chodzi ci o moją siostrę,nieprawdaż ? Przykro mi,ale Clarissa niestety zmuszona będzie cię opuścić.
Jace i Jonathan zaczęli walczyć,a Clary korzystając z okazji chciała uciec.Gdy już zaczynała biec w stronę,z której przybiegli Nocni Łowcy,lecz czyjaś żelazna ręka zacisnęła się na jej talii,próbowała się wyrwać lecz bezskutecznie.Usłyszała nad sobą głos,szepczący jej do ucha.
-Spokojnie,Clarisso.Nie skrzywdzę cię-to był Valentine.
-Puść mnie-krzyczała,lecz to nie poskutkowało.Zaczęła kopać i się szarpać.
-Uspokój się - szepnął ponownie.-Musisz się uspokoić.
Clary czując na swojej szyi ciepły oddech zamachnęła się łokciem i uderzyła ojca w nos,z którego zaczęła cieknąć krew.
-Może jednak coś pamiętasz z moich treningów-wykrzywił się w grymasie.
Jace nadal walczył z Jonathanem,a moja matka leżała na ziemi.
-Co jej zrobiłeś ?! -krzyknęła łamiącym się głosem.Podbiegła do matki i nad nią uklęknęła.
-Nic jej nie będzie.To runa snu.Zaczął się zbliżać powoli,jakby nie chciał jej spłoszyć.Nagle słychać było nawoływania dużej grupy ludzi.Gdy Clary ich zobaczyła wiedziała,że są to Nocni Łowcy,ponieważ mieli stroje bojowe,a pokryci byli runami.Jace i Jonathan przestali walczyć.Jonathan podbiegł do mojej matki i podniósł ją z ziemi .Valentine podszedł szybkim,ale spokojnym krokiem do Clary i wziął ją w objęcia swoich stalowych ramion.Gdy grupka Nephilim dobiegła na miejsce nie było już ani Valentine'a,Jocelyn,Jonathana ani Clary.


                                                                

Mam nadzieję,że nikogo nie zanudziłam :)
Rozdziały postaram się dodawać dość często .
Zachęcam do komentowania.



sobota, 2 sierpnia 2014

Rozdział #2

           Joselyn wyszła z pokoju Clary pospiesznie i zadzwoniła do Luka,który był przyjacielem jej matki od kiedy pamiętała.
-Luke-powiedziała Joselyn drżącym głosem.-Tak,stało się.Słyszałam jak Clary wymawia jego imię,a gdy ją zapytałam zaczęła się wymigiwać i mówić,że się przesłyszałam.-chwila ciszy.-Nie,nie przesłyszałam się,jestem tego pewna.Okay . .  .rozumiem,ale boję się o nią.Valentine szukał jej długo,a teraz,gdy może wiedzieć gdzie jesteśmy . . . -urwała i odłożyła telefon na stół.Clary szybko udała się do swojego pokoju i nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała.
-Clary-rozległ się głos jej matki.Clary wiedziała o co chodzi.Matka na pewno będzie chciała dowiedzieć się wszystkiego co jej córka widziała i gdzie usłyszała to imię,ale matka słowem nie wspomniała o Valentinie.Wołała ją na obiad,ale dziewczyna  nie była wcale głodna.Do drzwi zadzwonił dzwonek i w drzwiach stanął jej wybawiciel.To był oczywiście Simon.
-Mamo idziemy z Simonem na miasto-powiedziała,ale wybiegła zanim matka zdążyła otworzyć usta.
-Musimy porozmawiać ! -krzyknęła Joselyn,ale drzwi już trzasnęły i Clary nie było.
                                                                    

             Clary i Simon wyszli już od niego z domu,gdy Clary usłyszała gdzieś z oddali głos:
-Tam jest ! -krzyknął czarnowłosy chłopak.Clary obróciła się szybko i zobaczyła,że w jej kierunku biegną trzy postacie ubrane na czarno,te same,które widziała wcześniej.
-Simon!Biegnij-wykrzyczała szybko.Po chwili zdezorientowany Simon był ciągnięty za rękaw przez swoją najlepszą przyjaciółkę przez ruchliwą ulicę.Gdy się obróciła zobaczyła,że pościg za nią nadal trwa.Simon się obrócił i powiedział zdyszany.
-Clary wszystko okay ? Dlaczego uciekamy ? Przecież nikt nas nie goni.
Clary obróciła się i zobaczyła ciągle goniące ją trzy osoby i powiedziała do Simona zmęczona i zirytowana.
-Musimy im uciec.Gonią nas.Są coraz bliżej-wydyszała.
-Kto ?!-dopytywał.
-Ci ludzie ubrani na czarno.
-Ja nikogo nie widzę-stwierdził,ale Clary nadal widziała owe postacie.W tym momencie zdała sobie sprawę,że Simon ich nie widzi,ale ona tak.Czyżby była chora psychicznie ? Przemknęło jej przez myśl.Nie,nie to nie możliwe,widziałam ich wczoraj-zganiła się szybko za takie myśli.Pościg za nimi zwolnił,najwidoczniej widząc,że nie wiele zdziała.Clary i Simon się pożegnali i dziewczyna zaczęła wracać do swojego domu.W pewnej chwili drogę zagrodził jej blondwłosy chłopak,był sam.Clary stanęła jak wryta i zdała sobie sprawę,że sparaliżował ją strach.
-Nie bój się -zaczął ostrożnie chłopak.
-Goniliście mnie-wykrztusiła dziewczyna.
-Goniliśmy cię,ale bez zamiaru skrzywdzenia cię.Chcieliśmy wiedzieć dlaczego nas widzisz ? Nie powinnaś widzieć nas i tego,co cię napadło.Słyszałaś wszystko,prawda ? 
Clary pokiwała w odpowiedzi na ostatnie pytanie i dodała po chwili,że ona nie wie nic o żadnym Valentinie,a on jest mordercą,bo zabił tego chłopaka i zaczęła się powoli i ostrożnie cofać,jakby bała się,że się przewróci.Trafiła na mur.
-To nie był człowiek.Na pewno mi nie uwierzysz,ale to był demon.Demony mogą przybierać różne postacie.Nie możesz ufać nikomu,nawet najbliższym.
-Jesteś stuknięty-krzyknęła.Zauważyła,że ludzie przystają,aby popatrzeć z kim ona rozmawia.Czyżby nie widzieli jej rozmówcy ? 
-Nie jesteś przyziemną,możliwe,że jesteś jedną z Nephilim.
-Nephilim  ? -spojrzała na niego jak na kogoś kto przed chwilą uciekł z zakładu psychiatrycznego.
-Jesteśmy również nazywani Nocnymi Łowcami.Nephilim zajmują się zabijaniem demonów,które zagrażają przyziemnym.Przyziemni są zwykłymi ludźmi,którzy nie widzą Świata Cieni-dodał widząc jej wyraz twarzy.
Clary była skołowana.Czy on mówił prawdę?Zachowywał się dziwnie i mówił o rzeczach niespotykanych.Ale była w niej część,która uwierzyła w to co przed chwilą powiedział blondyn.
-Nazywam się Jace Herondale i jestem Nocnym Łowcą.Od teraz będę cię chronił przed niebezpieczeństwem ryzykując własnym życiem.Tym właśnie zajmują się Nephilim.
-Clary Fray-przedstawiła się .
-Pójdziesz ze mną do Instytutu ? Przedstawię cię wszystkim i wytłumaczysz im wszystko osobiście.
-Mama będzie się o mnie martwiła-powiedziała niepewnie.
-Zadzwonisz do niej z Instytutu-powiedział zachęcająco.
Clary się zgodziła i już chwile później znajdowała się w Instytucie,jak nazwał go Jace.Wnętrze było piękne choć proste.Wszyscy zebrali się wokół niej zaciekawieni.Clary powiedziała im to samo co powiedziała Jacowi.A oni zalewali ją mnóstwem pytań.

                                                     

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział #1

             Clary z Simonem wybrali się do kina na film "Burning Fire",w którym było dużo wybuchów,krwi i śmierci.Clary cieszyła się z tego,że takie rzeczy nie dzieją się naprawdę i że opowiadane przy ognisku historie nie są prawdziwe.Gdy Clary wracała do domu wąską uliczką usłyszała za sobą kroki,więc przyspieszyła.Osobą idącą za nią był niebiesko włosy chłopak.Po chwili chłopak powalił ją na ziemię.Clary krzyknęła z bólu i w tej samej chwili ponad jego ramieniem zobaczyła chłopaka o blond włosach,dziewczynę o czarnych włosach i jak myślała Clary,brata czarnowłosej,ponieważ miał te same włosy i takie same oczy jak ona.Clary próbowała zrzucić z siebie niebiesko włosego,ale to nie przyniosło żadnego efektu,więc krzyknęła:
-Pomocy ! Pomóżcie mi ! Zróbcie coś ! Weźcie go ze mnie ! - zaczęła krzyczeć jak opętana patrząc na trójkę ludzi ubranych w czarne stroje.
Spojrzeli po sobie po czym blondyn wyciągnął coś ostrego z za pasa i szepnął "Wadriel".Ostrze zaczęło jarzyć się białym światłem.Czarnowłosy chłopak wraz z jego siostrą odciągnęli go od Clary i przygwoździli do ściany.Chłopak uśmiechnął się diabelsko i powiedział głosem zwycięzcy.
-On powrócił-zaintonował.-Valentine wrócił wraz ze swoim synem.Szukają żony i córki Valentine'a,a ja tylko wyświadczam mu przysługę próbując . . .
-Zrobić krzywdę przyziemnej-przerwał mu blondyn.
-Nie,nie wiesz ,Jasie Herondale kim jest ta dziewczyna . . . to córka Valentine'a,z którą jego żona uciekła.Dziewczyna miała wtedy 10 lat.Valentine szukał jej długo.Ja chciałem wyświadczyć mu drobną przysługę.
Jace Herolande wbił ostrze w klatkę piersiową chłopaka,a ja krzyknęłam.Wszyscy popatrzyli po sobie po czym zaczęli się do mnie zbliżać.Nie pozwoliłam im na to,zaczęłam uciekać.Gdy się obróciłam zobaczyłam,że nikt mnie nie goni.
         Wróciłam zszokowana do domu i od razu położyłam się na łóżku.Rozmyślałam o tym co powiedział ten niebiesko włosy chłopak o Valtanine,czy jakkolwiek miał na imię mężczyzna,o którym mówił.Mówił,że chciał wyświadczyć mu przysługę oddając mnie w jego ręce.W końcu dałam sobie z tym spokój i powiedziałam sobie w duchu,że to pomyłka.Przecież mój ojciec walczy dzielnie na wojnie w Afganistanie.Przeturlałam się na bok i usnęłam.Śnił mi się Jace Herondale,który wyglądał jak anioł śmierci.Śniła o tym,że go całuje i że jest z nim szczęśliwa,tworzy z nim dom,rodzinę,mają dziecko,dziewczynkę,która nazywa się Seraphina.Seraphina . . . ?! Dosyć dziwne imię dla dziewczynki,ale do owej dziewczynki imię pasowało jak ulał .Dziewczynka była mała,chudziutka i miała błąd włosy i duże,zielone oczy.Dziecko sypało kwiaty ,a ja stałam przed ołtarzem razem z . . . czy to był . . . ? Tak,to był Jace.
Obudziłam się zlana potem.Poszłam do łazienki i wzięłam szybki i wręcz lodowaty prysznic.Popatrzyłam na zegarek.Była 4 : 30 .
         Clary nie wiedziała co z sobą zrobić,więc zaczęła rysować.Nim się obejrzała minęły 2 godziny,a do jej pokoju weszła Jocelyn.
-Czemu nie śpisz ? Jest 6 : 30,od jak dawna jesteś na nogach ?
-Od jakichś dwóch godzin-rzuciła córka Jocelyn.
-Czy coś się stało Clary ? -zapytała z niepokojem w głosie.
-Wszystko w porządku mamo.
Jocelyn najwidoczniej uwierzyła,bo wyszła z pokoju mówiąc coś czego Clary nie dosłyszała.Myślała teraz już tylko o jednym .O chłopaku,który miał błąd włosy,był bardzo przystojny,a jednak zabił tego chłopaka co na mnie napadł.Zaraz . . . chwila,moment . . . czy to zdarzyło się na prawdę ? To było jak wyciągnięte ze snu,lecz nie była do końca przekonana tym stwierdzeniem powiedziała do siebie cicho.
-To był tylko sen,Clary.Tylko sen.Nie jesteś córką,żadnego Valtanine,czy Valentine.Twój ojciec jest żołnierzem,a to był tylko sen .Oni nie zabili tego niebieskowłosego chłopaka to mi się przyśniło-powiedziała pewnie,choć nie do końca w to wierzyła.
W chwili,gdy skończyła do siebie mówić otworzyły się drzwi i do pokoju ponownie weszła jej matka.
-Czy wspomniałaś coś o imieniu Valentine-zapytała zszokowana i przerażona za razem.
Clary nie wiedziała co ma powiedzieć,więc milczała,a po chwili zaczęła przekonywać matkę,że się przesłyszała,ale ona zdawała się nie być przekonaną.

                      

Shoutbox