Opis Bloga

Clarissa Fray, zwykła przyziemna jakby się wydało na pierwszy rzut oka. Będzie zmuszona borykać się z trudnościami, które wkroczą w jej życie niespodziewanie. Będzie musiała się przyzwyczaić do tego kim jest.

piątek, 26 września 2014

Rozdział #14

             Magnus przechadzał się właśnie małym, spokojnym, zielonym laskiem. Bardzo lubił tu przychodzić ze względu na spokój, którego nikt mu nie przeszkadzał, więc mógł się odprężyć i pomyśleć w spokoju. Zawsze do jego głowy napływały wspomnienia. Chwile, które spędził z Ragnor'em Fell'em były niezapomniane. Gdy przypominał sobie jak razem wylądowali w ptasich odchodach, jak Magnus wypił o wiele za dużo i uciekał na latającym dywanie i jak udawał na pustyni kaktusa. O tym jak poznał niewłaściwego dla niego chłopaka. O jego zamiłowaniu do pewnego głośnego instrumentu. Ach . . . to były dobre czasy. Czarownik zawsze szybko się zakochiwał. Pamiętał dokładnie to jak pierwszy raz zobaczył Alec'a Lightwood'a. Alec spodobał mu się od razu. Te jego oczy . . . piękne niebieskie oczy. Oooch. 
             Magnus długo jeszcze się przechadzał zanim postanowił wrócić do domu. Było już ciemno. Magnus był już w drodze do domu. Nie chciał się tam przenosić za pomocą bramy ani nie chciał jechać metrem. Było ciepło, więc postanowił pójść na nogach.Niestety to nie okazało się dobrym pomysłem . . . 
Gdy przechodził przez pustą uliczkę usłyszał za sobą ciche, ledwo słyszalne kroki. To nie mógł być przyziemny ani żaden demon oni są za głośni. To na pewno Nocny Łowca. Ale dlaczego Nocny Łowca szedł właśnie tą samą uliczką co on? Ciekawość Magnusa zwyciężyła i postanowił się odwrócić. Przed sobą zobaczył nastolatka o bardzo jasnych włosach. Wysoki Czarownik Brooklynu dobrze wiedział z kim ma do czynienia. Chłopak był bardzo podobny do swojego ojca. Co prawda nie był tak szeroki w barkach, a rysy twarzy miał ostre. Jego oczy były czarne i nie dało się z nich nic wyczytać. Był to oczywiście nie kto inny jak Jonathan Christopher Morgenstern. Magnus już uniósł w górę nadgarstek, aby otworzyć sobie bramę, lecz Morgenstern jakby czytając w jego myślach przycisnął go do ściany. Czarownik odczuł silny ból pleców.
-Nawet nie próbuj . . . podziemny - syknął z nieukrywaną pogardą.
-Czego chcesz?! - niemalże krzyknął podziemny.
-Ciebie. Chcę żebyś był moim czarownikiem. Słyszałem, że ty jesteś najlepszy - powiedział Jonathan już odrobinę spokojniej, lecz jego mięśnie były napięte, a on bardzo skupiony. 

-Nigdzie z tobą nie pójdę! - krzyknął Bane.
-Albo pójdziesz po dobroci, albo twojemu kochasiowi może się coś stać - zaśmiał się arogancko.
Magnus westchnął i zrezygnowany postanowił pomóc Morgensternowi. Robił to dla Alec'a i miał nadzieję, że mu to wybaczy. Nie miał wyjścia. Postanowił wykonywać wszystkie rozkazy jego oprawcy. Alec'owi nie mogło się nic stać. On jest zbyt ważny dla kochającego brokat mężczyzny. Brokat był następny za młodym Lightwood'em. Z rozmyśleń wyrwał go przeszywający ból.
-Mówiłem coś ! - ryknął rozzłoszczony brat Clary.
Magnus spojrzał na miejsce ogromnego bólu, który wydawał się rosnąć. Zobaczył, że w jego brzuchu jest miecz, który jest okręcany wokół własnej osi tak, aby sprawić mu ból.Na rękojeści ma spadającą gwiazdę. Znak rodu Morgensternów. Znak Lucyfera, Jutrzenki. Miecz był czarny. Jeśli ktoś choćby przez przypadek wszedł w jego posiadanie jak najszybciej by się go pozbył. Morgenstern wyciągnął miecz z jego brzucha.
Magnus bał się jak nigdy. Ale nie bał się o siebie. Bał się o to, że już nigdy nie zobaczy Alec'a, a ten nigdy nie dowie się jakie uczucie żywi do niego Bane.

Hej ! Na początku chciałabym przeprosić za tak krótki rozdział . . . 
Obiecuje, że następny postaram się zrobić dłuższy.
Sebastian chce żeby Magnus był jego czarownikiem ?
Nwm jak to wyjdzie, piszę na spontana. Nie mam żadnych pomysłów.
Jedzie ktoś do multikina na Where We Are Tour - One Direction ? 
Ja jadę (jak się uda) :*
Jeszcze raz przepraszam za taki krótki rozdział i zachęcam do komentowania. Kocham was <3

wtorek, 23 września 2014

Rozdział #13

Clary była zdziwiona jego widokiem tutaj, ale przecież mógł być w drodze do Instytutu żeby odwiedzić Aleca, który najwyraźniej wpadł mu w oko i chyba ze wzajemnością, choć Alec wzbrania się przed tym uczuciem. Czarownik zniknął, ale ona była na sto procent pewna, że to był on. W poszarpanych ubraniach udała się w drogę do Instytutu. Miała nadzieję, że nic więcej się nie stanie. 
Gdy dotarła pod bramy Instytutu odetchnęła z ulgą. Postanowiła, że szybko przemknie do swojego pokoju tak żeby nikt jej nie widział, ale niestety jej się to nie udało. Na końcu korytarza stała Isabelle, która żywo gestykulowała tłumacząc coś małemu Max'owi. Na jego twarzy było widoczne tyko znudzenie. Clary mimowolnie zachichotała co przykuło uwagę Izzy, która spojrzała na nią groźnie, lecz po chwili jej twarz wyrażała tylko zaniepokojenie i troskę. 
-Co ci się stało Clary?! - wykrzyknęła czarnowłosa rzucając się jej na szyję.
Clary próbowała wydostać się z żelaznego uścisk, lecz na próżno. Dziewczyna, która uwiesiła się jej na szyi nie miała zamiaru jej puścić. Po chwili rudowłosa westchnęła i opowiedziała Izzy co jej się przytrafiło, ale nie wspomniała o Jonathanie.  Powiedziała, że wracała z meczu i napadły na nią demony, a ona nie miała się jak bronić i wtedy uratował ją Magnus. Izzy zaciągnęła ją do jej pokoju i rozkazała się iść umyć. Clary po skończonej kąpieli opuściła toaletę i na łóżku zobaczyła świeże ubrania, które przygotowała jej przyjaciółka. Gdy skończyła się ubierać zeszła na dół na kolację i oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy Jace'a typu "Demony szaleją za tobą bardziej niż chłopaki", "A gdzie jest twoja łasica?", "Szkoda, że łasicy nie było z tobą . . . (wzdycha)".Clary miała przygotowany w głowie plan. Trzeba wywabić Jace'a z kuchni na chwilkę, aby mogła zrealizować swoją małą zemstę. Napisała pod stołem sms'a do Aleca, który był w swoim pokoju. "Napisz do Jace'a, żeby poszedł do ciebie, bo masz sprawę. Muszę coś zrobić jak go nie bd . . .". Alec odpisał tylko "Nie ma sprawy :) ".
Po chwili po kuchni rozniósł się dźwięk otrzymanego sms'a. Jace od razu wyszedł z kuchni. Clary od razu pobiegła do szafki, wyciągnęła coś z niej i wrzuciła to do herbaty Jace'a. Wszyscy obecni patrzeli na nią zdezorientowani, lecz widząc co trzyma w ręce od razu zrozumieli i wysyłali jej porozumiewawcze uśmiechy. Jace wrócił po dwóch minutach. Za nim dreptał Alec. Parabatai niebieskookiego usiadł i upił duży łyk swojej herbaty. Nagle zaczął kaszleć i pluć. Na jego twarzy pojawił się grymas. 
- Dziewczyny w bikini hmm ? - Rzucił do Aleca,który teraz nie mógł opanować śmiechu. 
Nawet Maryse i Robert nie mogli powstrzymać się od wybuchnięcia gromkim śmiechem. Jace zaczął patrzeć na wszystkich z pod byka, ale oni widząc to zaczęli śmiać się jeszcze bardziej. Chłopak zaczął każdemu grozić, ale oni nie zwracali na to uwagi.
Następnego dnia Alec, Isabelle, Clary i Jace postanowili wybrać się nad jezioro. Zabrali ze sobą wielki kosz piknikowy i duży koc. Rozłożyli go na ziemi i zaczęli wyciągać na niego jedzenie. Alec zapakował dużo słodyczy z czego był dumny, ale to co się później stało sprawiło, że był z siebie jeszcze bardziej dumny. 
Siedzieli tam już dobrą godzinę i jakoś nie mieli ochoty wracać do Instytutu. Dzień był piękny i słoneczny, a w powietrzu unosił się zapach smakołyków. Nagle z jeziora zaczęły wychodzić kaczki na co wszyscy (oprócz Jace'a) zaczęli się śmiać i karmić je. Na twarzy blondyna widoczny był tylko strach i niechęć do tych stworzeń. Kiedy Izzy, Clary i Alecowi zabrakło jedzenia na dokarmianie kaczek one niespodziewanie zwróciły się w stronę Jace'a i zaczęły iść stadkiem w jego kierunku. On przerażony zaczął odsuwać się jak najdalej od nich, lecz one mu na to nie pozwalały. Pozostali patrzyli na to z ogromnym bananem na twarzy, choć wiedzieli dlaczego Jace tak bardzo boi się kaczek. Po chwili złotooki leżał na ziemi, a po nim skakały i dziobały go kaczki. On krzyczał, ale to nie pomagało mu odpędzić ich od siebie. W końcu mu się to udało i kaczki odleciały z głośnym skrzeczeniem. Chłopak był bardzo przestraszony, a właściwie on nie był przestraszony. On był przerażony. Clary myślała, że jego oczy zaraz wyjdą z orbit. Trząsł się i skomlał z bólu. W około było pełno piór. Alec podszedł do Jace'a i starając się stłumić śmiech narysował Iratze swojemu parabatai. Jace nie mógł powstrzymać się od komentarzy, że on od zawsze powtarzał, że kaczki to samo zło. No i w końcu mógł to udowodnić. 

Oto i kolejny rozdział. Dodałabym wcześniej, ale ostatnio
mam straszną obsesję na punkcie chłopaków z One Direction :*
Są tu jakieś Directionerki ? :D (ja nie jestem Directionerką jak by co)
Rozdział jest . . . hmm postanowiłam podręczyć troszkę Jace'a .
Mam pytanko do was ;) 
Bierzecie może udział w wydarzeniu na fb : "Urodziny Jamiego !!!" ?
Tak z czystej ciekawości pytam. Ja biorę i już nawet zrobiłam 
kartkę z napisem "Happy Birthday Jamie" troszkę się namęczyłam, 
ale jak on to zobaczy to warto no nie ? ;**
No to co ? Komentujcie, oceniajcie i podsuwajcie pomysły jak coś 
wam wpadnie do głowy fajnego.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał .

Ps.Jak znacie jakieś fajne fan fiction o 1D (np.Harry bad boy, poznaje
cichą dziewczynę, którą chce wyrwać :D coś z takiego) to proszę o linki.

niedziela, 21 września 2014

MISTRZOWIE ŚWIATA !!!

Yeah ! 
Jejku ! Nie mogę się opanować! Wygraliśmy ! Jesteśmy Mistrzami Świata ! Nie mogę w to uwierzyć ! OMFG !
Dziękujemy chłopcy za wspaniałą grę ! <3 

Polska 3 : 1 Brazylia 

Cieszycie się ?! Bo ja mega, mega bardzo się cieszę ! <3 <3 :***

 Nie mogę w to uwierzyć . . . Przez pierwszego seta ryczałam, że nie mam gdzie oglądać . . .na szczęście babcia zaproponowała, że mogę u niej oglądać, bo chyba bym ryczała dalej . . . :**




Już jest nasz ! I nikt nam go nie zabierze ! Jeju . . . jak Michał dostał go to myślałam, że eksploduję ze szczęścia ! <3 NASI GÓRĄ ! I  NIE JESTEŚMY GORSI OD BRAZYLII JAK TO ONI MÓWILI ! YEAH !!! <3

czwartek, 18 września 2014

Rozdział #12

Clary obudziła się w znanym jej miejscu. To tu wylądowała przed tym, gdy uciekła przed Jonathanem przez portal. Jace leżał w łóżku obok niej. Spał, więc postanowiła go nie budzić, ale gdy go zobaczyła w środku skakała z radości , że nic mu się nie stało. Nie wybaczyłaby sobie gdyby Jace zginął przez kogoś kto był jej rodziną . . . niestety nie mogła zmienić tego w żadem sposobem. Krew jaka PŁYNĘŁA w Valentinie płynęła także w Clary i jej bracie Jonathanie, który miał dodatkowo krew demona. Czasami dziewczyna zastanawiała się kim by teraz była, gdyby nie spotkała na swojej drodze jej KOCHANEJ, SPOKOJNEJ i NICZYM NIE WYRÓŻNIAJĄCEJ SIĘ rodzinki. Wcześniej jej marzeniem było zostać siatkarką. Kochała to z całego serca. Ten moment, w którym wychodziła na boisko . . . te emocje i wrażenia. Brakuje jej tego, dlatego też postanowiła, że jak tylko wyjdzie ze skrzydła szpitalnego Instytutu pójdzie na mecz. Ostatnio rozpoczęły się Mistrzostwa Świata (yay ♥). Z zamyśleń wyrwał ją głos Hodge'a.
-No nareszcie się obudziłaś - Miłe przywitanie. Prawda? - Martwiliśmy się o ciebie. Leżałaś tak 3 dni. Jace opowiedział nam wszystko co się stało nad jeziorem i wszyscy byli zszokowani . . . 
Clary uśmiechnęła się i opowiedziała swoją wersję historii, bo Jace'a przecież nie było tam cały czas. A może był i się wszystkiemu przyglądał? Nie. Wcześniej go tam nie było. Nie wybaczyłaby sobie gdyby coś się stało któremuś z Lightwod'ów albo Jace'owi przez nią, abo jej znaną już rodzinę. Ludzie rozpoznają ją na ulicach i albo kierują w kierunku dziewczyny dziwne pytania albo patrzą na nią jakby była czymś niezwykłym i niebezpiecznym za razem.  Powoli ją to irytowało.
Minął tydzień zanim mogła opuścić Instytut. Isabelle nie chciała jej wypuścić mówiąc, że rudowłosa jest jeszcze słaba po tym co się wydarzyło. Jak Clary myślała tak zrobiła i od razu kupiła sobie bilet na mecz. Grała Polska przeciwko Brazylii. Cały mecz przebiegł strasznie emocjonująco. Dziewczyna z zapałem kibicowała biało-czerwonym. Mecz zakończył się wygraną Polski (3:2).Zielonooka skakała na trybunach nie zdając sobie sprawy, że jest wśród przyziemnych. Poczuła się jak jedna z nich. Poszła do toalety i postanowiła narysować sobie runę niewidzialności, aby iść na konferencję, która miała się odbyć pół godziny po meczu. Polscy siatkarze wypowiadali się na temat wyniku oraz drużyny, z którą stoczyli bój o wygraną. Brazylia była mistrzem świata w siatkówce, a przegrali z Polską! To niesamowite. Clary wypatrywała drużyny Brazylii, ale nie zauważyła żadnego zawodnika. Ale heca nie przyszli na konferencję.
Clary wracała już do Instytutu pustą ulicą. Gdy była już kilometr od celu nagle na ulicę wyskoczyła chmara obrzydliwie wyglądających demonów. Clary nie miała broni i chciała rzucić się do ucieczki, ale oślizgłe macki jednego z nich zacisnęły się boleśnie na jej ramieniu. Stwór zbliżał się do niej szybko. 
-Pozdrowienia od braciszka - wycharczał.
Clary zamarła w bezruchu. Przecież on obiecał dać jej spokój!!! Co z nim jest nie tak?! No tak . . . wszystko! Przecież to Jonathan on jest zły i nigdy nie przestanie taki być, ale może też ukrywać swoje uczucia w głębi serca . . . o ile jakieś miał. Gdy dziewczyna nie miała już sił, aby się obronić zobaczyła w ciemności błysk. Clary zamknęła oczy i pytała się w myślach czy to sobie wyobraziła czy tam ktoś jest. Poczuła, że uścisk demona na jej ramieniu zniknął. Otworzyła oczy i zobaczyła jak reszta demonów pada martwa, gdy ich czarnych ciał dotykają niebieskie iskry. Obróciła się w stronę źródła niebieskich iskier i zobaczyła mężczyznę, który miał na sobie chyba z tonę brokatu i był ubrany niecodziennie. Miał na sobie różową koszulę z krótkim rękawem, na której pisało " I'm your sweet drem ". Zaśmiała się z tego napisu, ale oczywiście w myślach. Na  nogach miał rurki o niezidentyfikowanym kolorze, a na jego stopach znajdowały się ogromne żółte buty w zielone groszki. To był oczywiście MAGNUS . . . 

No heej :D
SUPRISE !!! New rozdział !!!
Tak mnie naszła ochota na napisanie i oto jest.
Mam nadzieję, że jakoś to wyszło . . . i ten mecz haha
sorki, ale kocham siatkówkę i jaram się dalej, że nasi wygrali <3
Oceniajcie ! Komentujcie ! :*


poniedziałek, 15 września 2014

Rozdział #11

          Clary zamarła w bezruchu. Patrzyła z przerażeniem na ciało chłopaka leżące nie opodal jej.Następnie przeniosła swój wzrok na Jonathana. Patrzyła na niego wrogo,w oczach miała tylko nienawiść i smutek. Po chwili zauważyła,że jakiś metr od niej jest coś napisane na piasku. Zaczęła się czołgać w tamtą stronę. Na piasku zobaczyła imię JONATHAN. Bez namysłu wyciągnęła rękę i przejechała dłonią po napisie.W jego miejscu napisała CLARISSA. Nie wiedziała dlaczego to zrobiła,bo jaki w tym sens? I dlaczego na piasku jest napisane imię jej brata, a nie ojca? Nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi, więc podpełznęła na swoje wcześniejsze miejsce. Valentine był zajęty czytaniem jakiejś formułki z ogromnej księgi, którą trzymał w obu rękach. Rudowłosa rozglądała się jeszcze za Jonathanem, ale nigdzie go nie było. Nagle Valentine skończył recytować formułkę i jezioro stało się tak wzburzone jak morze podczas sztormu. Woda uciekała ze środka wielkiego jeziora, a Nocna Łowczyni była zdezorientowana i wystraszona, bo była niemalże pewna tego dlaczego jezioro się rozstąpiło. To proste, to musiało się dziać za sprawą Anioła Razjela. I tak też właśnie było. Dziewczyna podniosła wcześniej spuszczony na ziemię wzrok na środek jeziora. Zrobiła to z ciekawości i zarazem strachu przed nieznanym. Jej oczom ukazała się smukła postać ubrana na biało. Mężczyzna miał nieskazitelną twarz i był niezwykle przystojny, ale to przecież w końcu anioł . . . Nie uraczył jej choćby przelotnym spojrzeniem. Jego wzrok od pierwszej chwili skupiony był na osobie Valentine'a stojącej przed nim. Pierwszy przemówił Razjel.
-Jak śmiesz wzywać Anioła Razjela,Nocny Łowco ?! - powiedział z nieukrywanym oburzeniem w głosie.
-Wybacz,Razjelu - stwórco rasy Nephilim za to,że cię wzywam - powiedział udając skruszonego.Ukłonił się. Clary wiedziała, że takiemu człowiekowi nie może być przykro i to przez to co on sam zrobił. Zastanawiała się dlaczego jest takim człowiekiem ? Dlaczego tak bardzo pragnie władzy i sławy? Czy to jest w krwi ? Oby nie ! 
-Zaprzestań udawania Valentine. Wezwałeś mnie tylko i wyłącznie dla pragnienia władzy. Nie interesujesz się nawet własną córką. Własną krwią. Pragniesz, abym spełnił twoje życzenie . . . a raczej żądanie . Czyż nie tak właśnie jest ? 
-Czcigodny Razjelu to prawda ,lecz mam swoje powody .Pragnę zniszczenia dzieci nocy, Lilith , dzieci księżyca i Faerie. Nie są godne stąpania po tej ziemi . Są wpół demonami.
-Śmierć twojego ojca nie doprowadziła cię to tego kim się stałeś, Valentine. To twoje wybory i złe decyzję cię tu doprowadziły. Teraz za nie zapłacisz.
-Aniele Razjelu . . . - nie dostał szansy, aby dokończyć to co zamierzał powiedzieć, bo Razjel cisnął w jego stronę jasną iskrę, która osiadła w miejscu, gdzie powinien mieć serce . . . tak, powinien, bo taki potwór jak on na pewno nie ma serca tylko twardy głaz. Iskra przedarła się przez materiał stroju bojowego i słynny Valentine Morgenstern leżał bez ducha na zimnej glebie. (nigdy nie lubiłam tego momentu w książce Cassi, a teraz sama o nim piszę ?Czasami sama siebie nie rozumiem :D )Clary patrzyła na to z przerażeniem. W pewnej chwili w jej stronę zwrócił się Anioł Razjel.
-Zmieniłaś imię na piasku i teraz możesz poprosić mnie o co tylko zechcesz, Clarisso Morgenstern - powiedział zimnym tonem. Barwa jego głosu była specyficzna, piskliwa, a za razem stonowana. Był zimny jak lód. Rudowłosa nie wiedziała o co może poprosić anioła. O pokój na świecie? O zaprzestanie wojen? O to, aby na świecie nie było już nigdy więcej niczego złego i żeby ludzie się kochali bezwarunkowo. A może poprzeć ojca i poprosić o zabicie wszystkich podziemnych? Nie! To nie do pomyślenia! Nigdy . . . a może jednak ? Nie! Nie! I jeszcze raz nie! I w tej chwili jej wzrok spoczął na martwym ciele Jace'a. Już wiedziała o co poprosić. O to, aby najlepszy Nephilim na świecie stojący po właściwej stronie wrócił do żywych i dalej ratował świat przed demonami. Tak właśnie zrobiła poprosiła go o to, aby Jace wrócił z tamtego świata. Pomyślała, że gdyby wróciła do Idrisu i oznajmiła im, że on nie żyje mogłaby podzielić jego los. Ale pomyślała o tym już jak Anioł Razjel zgodził się wykonać jej prośbę . . . a raczej rozkaz, bo musiał to zrobić, bez względu o co prosi. Ale Clary nie wiedziała, że jest obserwowana przez swojego brata, który co chwila wyklinał pod nosem. Śmierć ojca nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Właściwie to miał go już serdecznie dość. Nie lubił, gdy mu się rozkazywało, a on musiał w dodatku je wykonywać. Chociaż niektóre były nawet zabawne. Tak jak zabijanie i torturowanie innych Nephilim albo podziemnych, czasami nawet przyziemnych. Jonathana denerwowało to, że jego ojciec wiecznie szukał tej całej Jocelyn, która była "matką" Jonathana. Oczywiście on nigdy nie uważał jej za matkę, bo przecież jaka matka zostawia swoje dziecko?! Nie ważne jakie by nie było to wciąż jej własne dziecko! A ona go porzuciła i zostawiła z ojcem, który wpajał mu zasadę "Kochać to niszczyć, a być kochanym to być zniszczonym" . Ale Jonathana nigdy nie obchodziła ta zasada, bo przecież on nie kochał . . .  nie miał uczuć, a wszystkie emocje starał się okazywać tak jak nauczył go ojciec . . . ale czy aby na pewno nie miał uczuć. Był demonem w połowie, więc może gdzieś tam głęboko na dnie jego zniszczonego serca znajdowała się choć krztyna człowieczeństwa i miłości . . . 

Hej :) 
Mam nadzieję,że was nie zawiodłam . . . 
wiem,że jest mega podobne do oryginału Cassie :/
Jak macie jakieś pomysły odnośnie
 następnych rozdziałów piszcie w komentarzach.
Jak pomysł mi się spodoba oczywiście będę pisała o nim ;)

poniedziałek, 8 września 2014

Rozdział #10

                 Jonathan uśmiechał się do siostry uśmiechem psychopaty.Clary mimowolnie zadrżała.Przypomniała sobie słowa swojego brata "Przysięgam na Anioła Razjela,że nie będziesz musiała dla nas szpiegować dopóki nie odbędzie się rytuał .".Przeraziła się jeszcze bardziej.Była bardziej niż pewna,że za chwilę zginie.Sięgnęła szybko do swojego paska i wyciągnęła stelę,którą dostała od Maryse Lightwood,matki Izabelle i Aleca,a także przybranej matki Jace'a.Stela miała piękne zdobienia.Gdy chciała przyłożyć ją nie daleko miejsca rany poczuła mocny ból ręki.Upuściła stelę.Wiedziała,że ktoś ją kopnął z całej siły.Podniosła oczy do góry będąc pewną kogo tam zobaczy,ale przed jej leżącym ciałem stał jej ojciec,Valentine.Spojrzał na nią protekcjonalnie po czym powiedział.
-Nie powstrzymasz mnie od wezwania Razjela-spojrzał na nią z pogardą i wrócił do przygotowywania miejsca na przybycie Razjela.Clary szukała wzrokiem swojego brata,ale nigdzie nie mogła go dostrzec.Leżała na ziemi dość długo.Była słaba z powodu głębokiej rany zdobiącej jej nogę.Ostatkiem sił doczołgała się do steli,która pod wpływem kopnięcia odleciała daleko.Chwyciła ją i ściskając mocno przyciągnęła do siebie.Była bardzo senna.Wiedziała,że nie może usnąć,bo więcej by się nie obudziła.Zbliżyła stelę do swojej nogi i zaczęła rysować na niej wzór,który pozostawiał za sobą pieczenie.Gdy skończyła rysować runę iratze patrzyła jak czarne kreski pozostawione przez stelę zaczynają znikać.Clary odczuwała o wiele mniejszy ból niż wcześniej.Nie miała siły,aby stanąć przeciwko swojemu ojcu,więc skuliła się w kłębek i czekała z niecierpliwością na rozwój wydarzeń.W głowie dziewczyny zaczęło pojawiać się mnóstwo myśli.Większość myśli związanych było z Jace'em.Co teraz robi ? Czy z nim wszystko w pożądku ? Czy jest bezpieczny ? 
W tym samym czasie : 
Jace ubrany w strój bojowy zaczął pędzić w kierunku domku Ragnora Fella,w którym obecnie przebywał Magnus Bane.
-Gdzie ty biegniesz ?! Nie walczysz ?! -usłyszał za sobą znajomy głos.Odwrócił się i zobaczył za sobą Izzy.Nie miał teraz czasu na tłumaczenia,więc powiedział jej tylko,że musi ratować Clary.Izabell coś jeszcze za nim krzyczała,ale on już nie słuchał tylko pędził w kierunku domku Fella.Po 5.minutach był na miejscu.Zapukał dwa razy po czym nie czekając aż ktoś otworzy mu drzwi wparował do środka.Liczyła się każda minuta.Clary może już nie żyć.Przed sobą zobaczył postać.Wiedział,że jest to Magnus,ponieważ w ciemności cały błyszczał,był posypany brokatem od stóp do głów.Dosłownie.Jace szybkim i zwinnym ruchem ręki wyciągnął z kieszeni świecący kamień i zacisnął na nim dłoń.W świetle zaobserwował,że czarownik ma na sobie zielone spodnie i żółtą koszulę w dziwne wzory,a na głowie miał pomarańczowy kapelusz.Styl ubierania się Magnusa był dosyć oryginalny.Wyglądał dziwnie,ale teraz były ważniejsze sprawy do załatwienia.
-Muszę się dostać nad Jezioro Lyn i to szybko ! - krzyknąłem.
Czarownik o nic nie pytając stworzył bramę,a Jace wbiegł w nią niemalże od razu po jej stworzeniu.Po chwili Jace znalazł się w jakimś ciemnym miejscu,więc ponownie wyciągnął kamyk z kieszeni.Stwierdził,że znajduje się w jaskini.Nie wiele myśląc zaczął biec przed siebie.Po około dwóch minutach znajdował się przed Jeziorem Lyn.To co zobaczył wstrząsnęło nim.Na ziemi leżała skulona rudowłosa dziewczyna.Jej ubrania były brudne i w niektórych miejscach podarte.Po chwili zerknął w bok i zobaczył jego.Valentine dalej przygotowywał się do przyzwania Razjela,jak gdyby nie wiedział,że Jace tu jest.Na piasku zobaczył napis.Podszedł bliżej,aby mu się przyjrzeć.To było imię - Valentine.
-Witaj Jace-odezwał się w końcu mężczyzna nie przerywając swojego dotychczasowego zajęcia.
-Valentine -warknął chłopak.
Podszedł do białowłosego mężczyzny z wyciągniętym w jego stronę serafickim ostrzem jarzączym się jasnym światłem.
-Och Jace,tylko mnie nie zabijaj.Zrobię wszystko co chcesz tylko mnie nie zabijaj-zadrwił.-Jonathanie-powiedział swoim dźwięcznym głosem.
Nagle obok nich pojawił się chłopak,który wyglądał jak kopia Valentine'a.Oczy Jace'a się rozszerzyły kiedy poczuł w klatce piersiowej przeszywający ból.
-Clary - wyszeptał cicho,a jego bezwładne ciało opadło na ziemię.

Sorki,że taki krótki rozdział . . . 
I jak zawsze zachęcam do komentowania ;)

Shoutbox