Zapraszam na mojego nowego bloga. Zaczęłam pisać o Jocelyn i Valentine. Historia od samego początku. Jak się poznali i co było później. Mam nadzieję, że zajrzycie. Jak na razie jest tylko prolog, ale już mam pomysł o czym napiszę dalej i mam nadzieję, że mi to wyjdzie.
"Masz w sobie mroczne serce córko Valentine'a"
Opis Bloga
Clarissa Fray, zwykła przyziemna jakby się wydało na pierwszy rzut oka. Będzie zmuszona borykać się z trudnościami, które wkroczą w jej życie niespodziewanie. Będzie musiała się przyzwyczaić do tego kim jest.
czwartek, 18 grudnia 2014
piątek, 21 listopada 2014
Epilog
Jonathan kazał się nazywać Sebastianem zaraz po tym jak wymazał pamięć wszystkim, którzy byliby w stanie go rozpoznać. Zastanawiacie się jak to zrobił? To proste. Miał na swoich usługach czarownika, który bez zbędnych pytań wykonał dla niego napój, który sprawił, że Lightwood'owie i Clary zapomnieli o tym co się wydarzyło z jego udziałem. Pamiętali Valentine'a, a później to, że przez długi czas polowali na demony, chodząc do klubu "Pandemonium". Klub znany był z tego, że zazwyczaj kręciło się w nim kilku podziemnych i demonów, które tylko czekały na to żeby wypatrzyć idealną ofiarę. Później do niej podchodzili i jak gdyby nigdy nic zaczynali się z nimi bawić, tańczyć. Następnie używali podstępu żeby wywabić swoje ofiary na zewnątrz lub do jakiegoś mało dostępnego dla oczów innych przyziemnych miejsca. Przejął Clave i dążył do uzyskania władzy nad całym światem. Zastanawiacie się czy mu się to udało? Oczywiście, że tak, ale to nie dzięki szczęściu, ale jego wytrwałości. Gdy obrał sobie jakiś cel, zawsze musiał go zrealizować, tak że wszystko musiało iść po jego myśli. A jak się tak nie działo był zły . . . lepiej nie widzieć go w takim stanie. Jest w tedy nieobliczalny. Nie ma wtedy kontroli nad swoim ciałem i umysłem. Robi i mówi różne rzeczy, które są w stanie bardzo zranić.
Młody Morgenstern zasiadł na tronie wraz ze swoją siostrą, Clary, która mimo wszystko przeszła na jego stronę. Wiedział, że tak będzie, ale się niecierpliwił. Kiedy tak się stało siostra rządziła razem z nim wszystkimi Przyziemnymi, Podziemnymi i Nephilim. Choć większość się go bała, nadal nie darzyła go szacunkiem. Wiedzieli, że był zdolny do wszystkiego i nawet jego siostra im nie pomoże. Stała się równie bezwzględna jak on. Poddała się w końcu naturze wszystkich Morgensternów. Dzieci Jutrzenki. Samego Lucyfera.
Jace zakochał się w pięknej przyziemnej o imieniu Liliane. Była ona piękną szatynką, średniego wzrostu o pięknych niebieskich oczach, w które można by się było wpatrywać godzinami. Jace ją kochał całym sercem, lecz ona nie do końca odwzajemniała to uczucie. Złamała mu serce, a on poprzysiągł sobie, że już nigdy się nie zakocha.
Magnus i Alec mieli się ku sobie. Ślepy by to zauważył. Po dwóch miesiącach Alec zgodził się być chłopakiem Magnusa. Wiele podróżowali. Czarownik chciał pokazać mu cały świat. Żałował tylko, że został wypędzony z Peru, gdzie przeżył tyle szalonych przygód. Przeżywał tam swoje miłosne zawody, pił, zatopił statek z ptasimi odchodami, a nawet stał na pustyni udając kaktusa. Bardzo chciał pokazać swojemu ukochanemu wszystkie te miejsca, lecz niestety nie mógł. Alec umarł młodo. Miał 30 lat, gdy zabił go Wielki Demon. Wszyscy jego przyjaciele byli zrozpaczeni, ale najbardziej przeżywał to Magnus, który miał tyle planów na przyszłość związanych z jego chłopakiem.
Sebastian był bezwzględnym władcą. Zabijał za błahostki. Zabijał dla przyjemności. Każdy musiał się pilnować, aby podczas kontroli jakie wyznaczał, nie zrobić czegoś nieodpowiedniego.
Morgenstern'owie byli zadowoleni, że po tylu latach rozłąki są nareszcie razem. Dwójka dzieci Valentine'a w jednym miejscu.
Młody Morgenstern zasiadł na tronie wraz ze swoją siostrą, Clary, która mimo wszystko przeszła na jego stronę. Wiedział, że tak będzie, ale się niecierpliwił. Kiedy tak się stało siostra rządziła razem z nim wszystkimi Przyziemnymi, Podziemnymi i Nephilim. Choć większość się go bała, nadal nie darzyła go szacunkiem. Wiedzieli, że był zdolny do wszystkiego i nawet jego siostra im nie pomoże. Stała się równie bezwzględna jak on. Poddała się w końcu naturze wszystkich Morgensternów. Dzieci Jutrzenki. Samego Lucyfera.
Jace zakochał się w pięknej przyziemnej o imieniu Liliane. Była ona piękną szatynką, średniego wzrostu o pięknych niebieskich oczach, w które można by się było wpatrywać godzinami. Jace ją kochał całym sercem, lecz ona nie do końca odwzajemniała to uczucie. Złamała mu serce, a on poprzysiągł sobie, że już nigdy się nie zakocha.
Magnus i Alec mieli się ku sobie. Ślepy by to zauważył. Po dwóch miesiącach Alec zgodził się być chłopakiem Magnusa. Wiele podróżowali. Czarownik chciał pokazać mu cały świat. Żałował tylko, że został wypędzony z Peru, gdzie przeżył tyle szalonych przygód. Przeżywał tam swoje miłosne zawody, pił, zatopił statek z ptasimi odchodami, a nawet stał na pustyni udając kaktusa. Bardzo chciał pokazać swojemu ukochanemu wszystkie te miejsca, lecz niestety nie mógł. Alec umarł młodo. Miał 30 lat, gdy zabił go Wielki Demon. Wszyscy jego przyjaciele byli zrozpaczeni, ale najbardziej przeżywał to Magnus, który miał tyle planów na przyszłość związanych z jego chłopakiem.
Sebastian był bezwzględnym władcą. Zabijał za błahostki. Zabijał dla przyjemności. Każdy musiał się pilnować, aby podczas kontroli jakie wyznaczał, nie zrobić czegoś nieodpowiedniego.
Morgenstern'owie byli zadowoleni, że po tylu latach rozłąki są nareszcie razem. Dwójka dzieci Valentine'a w jednym miejscu.
KONIEC !!!
Postanowiłam, że napiszę jeszcze epilog tak jak mnie prosiliście.
Mam nadzieję, że się wam spodobał.
Żegnajcie :(
czwartek, 20 listopada 2014
KONIEC
Przepraszam wszystkich, którzy czytali i komentowali. Dziękuję wam i cieszę się,
że wam się podobało :)
Postanowiłam, że zakończę tego bloga, bo nie mam pomysłów
i nie ma sensu pisać dla 4 osób.
Możliwe, że bd pisała kolejnego fanfika, ale tym razem o One Direction.
Może jeszcze kiedyś wrócę do tego fanfika, ale nie obiecuję.
niedziela, 16 listopada 2014
Rozdział #22
* Dedyk dla : Psycho i wszystkich, którzy komentują i czytają. Dziękuję wam ! :*
Clary jest moja, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie obchodzi mnie, że ona mnie nienawidzi. Nauczę ją szacunku i miłości do mnie. Co prawda mógłbym zrobić to w inny sposób, ale po co? Przynajmniej nauczę ją odrobiny szacunku. Moja siostra ma strasznie niewyparzoną buzię. Gada coś tylko żeby mnie wkurzyć i wiecie co? Udaje jej się to bardzo często. Może nie jestem wzorem brata, ale się staram. Chronię ją żeby nikt jej nie skrzywdził, tylko ja mam takie prawo. Muszę jej uświadomić, że stoi po niewłaściwej stronie, a jej miejsce jest przy moim boku. Pewnie jej teraz szukają. Hah . . . nigdy jej nie znajdą. Ona jest moja i tylko moja! Nie oddam jej nikomu.
Siedzę w jej "pokoju" i patrzę jak śpi. Jest taka spokojna i niewinna. Kto by pomyślał, że zdolna jest do wielkich czynów. Bo przecież jest do nich zdolna . . . . przecież jest jedną z Morgenstern'ów. My zawsze dostajemy czego chcemy. My mamy władzę. Jesteśmy jak jutrzenka, z tą różnicą, że Lucyfer nie kochał, a moja rodzina kochała i to ich zgubiło. Choć byli bezwzględni popełnili jeden błąd. Zakochali się i to było ich słabym punktem. Byli w stanie oddać swoje życie za ukochaną lub ukochanego. Ja nie popełnię tego błędu. Ja nie mam uczuć . . . nie kocham . . . nie zależy mi na kimś w ten sposób. Jestem w połowie demonem.
Nagle do moich uszów dotarł jakiś dźwięk. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nic nie zobaczyłem. Spojrzałem na moją małą siostrzyczkę i zauważyłem, że zaczęła się wybudzać. Nareszcie . . . Pogłaskałem ją po policzku i lekko w niego pocałowałem.
- Obudź się, mała siostrzyczko - wyszeptałem jej do ucha.
Zaśmiałem się, gdy odepchnęła mnie i nakryła się kołdrą po sam czubek głowy. Ściągnąłem kołdrę na ziemię i wykrzyknąłem szeptem.
- Wstawaj Clary! Mam nutellę!
Wiedziałem, że lubi nutellę. Po chwili zerwała się z łóżka, a ja zaśmiałem się jeszcze bardziej.
- Co? Gdzie? Nutella?! - powiedziała sennie.
- Dzień dobry, siostrzyczko.
Mina jej zrzedła, gdy to powiedziałem. Pewnie nie śniłem się jej dzisiejszej nocy, ale w następną już się nie pozbędzie mnie ze snu. Ja już o to zadbam. Jej oczy wyglądały w tym momencie jak spodki od herbaty.
- Okłamałeś mnie! Nie masz nutlli! - starała się udawać twardą, ale ja wiedziałem, że się mnie bała i była przerażona myślą, że spędzi ze mną najbliższy czas. Zaśmiałem się drwiąco.
- Na stole w kuchni są naleśniki z czekoladą - poinformowałem ją i sam tam poszedłem. Po kilku minutach pojawiła się ubrana w sukienkę, którą zostawiłem jej w łazience. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy opadały kaskadą na plecy. Poleciłem jej by usiadła obok mnie i razem zaczęliśmy zajadać się naleśnikami z czekoladą, które przygotowałem. Pewnie jesteście zdziwieni, że umiem gotować? To nic trudnego . . . Jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyłem zaniosłem swój talerz do zlewu, Clary zrobiła to samo, ale zaczęła po nas zmywać.
- Zostaw - pociągnąłem ją za ramię tak, że wpadła na mój tors. - Gosposia to zrobi jak przyjdzie.
Była zdziwiona faktem, że mam gosposię, ale przecież nie będę sprzątał sam. Sprawiłem, że gdy wychodzi zapomina, że tu była, ale gdy wraca jej wspomnienia związane z tym miejscem również. Clary chciała się wyrwać z mojego uścisku, ale trzymałem ją stanowczo, tak aby nigdzie nie poszła.
- Dzisiaj pójdziesz gdzieś ze mną - oznajmiłem patrząc w jej zielone oczy.
- Gdzie? - spytała. Była ciekawa, to było bardziej niż oczywiste.
- Na spotkanie - warknąłem i puściłem ją tak, że upadła na podłogę.
- Jesteś taki bipolarny! -warknęła.
Nie obchodziło mnie co o mnie myśli. Miała być posłuszna, nie sprawiać kłopotów i nie zadawać zbędnych pytań. Poszedłem do garderoby i wyciągnąłem z niej turkusową sukienkę. Udałem się do pokoju siostry i położyłem sukienkę na łóżku. Nie powiem, że miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, bo po pierwsze nadzieja matką głupich, a po drugie ja nie mam uczuć, więc nie mam nadziei. Nadzieję mają tylko ludzie, a ja nie jestem jednym z nich. Ja mogę jedynie sprawić żeby wszystko obyło się bez komplikacji. Jestem potężny, potężniejszy niż jakikolwiek Nephilim, potężniejszy niż mój ojciec, Valentine.
Clary jest moja, czy się to komuś podoba, czy nie. Nie obchodzi mnie, że ona mnie nienawidzi. Nauczę ją szacunku i miłości do mnie. Co prawda mógłbym zrobić to w inny sposób, ale po co? Przynajmniej nauczę ją odrobiny szacunku. Moja siostra ma strasznie niewyparzoną buzię. Gada coś tylko żeby mnie wkurzyć i wiecie co? Udaje jej się to bardzo często. Może nie jestem wzorem brata, ale się staram. Chronię ją żeby nikt jej nie skrzywdził, tylko ja mam takie prawo. Muszę jej uświadomić, że stoi po niewłaściwej stronie, a jej miejsce jest przy moim boku. Pewnie jej teraz szukają. Hah . . . nigdy jej nie znajdą. Ona jest moja i tylko moja! Nie oddam jej nikomu.
Siedzę w jej "pokoju" i patrzę jak śpi. Jest taka spokojna i niewinna. Kto by pomyślał, że zdolna jest do wielkich czynów. Bo przecież jest do nich zdolna . . . . przecież jest jedną z Morgenstern'ów. My zawsze dostajemy czego chcemy. My mamy władzę. Jesteśmy jak jutrzenka, z tą różnicą, że Lucyfer nie kochał, a moja rodzina kochała i to ich zgubiło. Choć byli bezwzględni popełnili jeden błąd. Zakochali się i to było ich słabym punktem. Byli w stanie oddać swoje życie za ukochaną lub ukochanego. Ja nie popełnię tego błędu. Ja nie mam uczuć . . . nie kocham . . . nie zależy mi na kimś w ten sposób. Jestem w połowie demonem.
Nagle do moich uszów dotarł jakiś dźwięk. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, ale nic nie zobaczyłem. Spojrzałem na moją małą siostrzyczkę i zauważyłem, że zaczęła się wybudzać. Nareszcie . . . Pogłaskałem ją po policzku i lekko w niego pocałowałem.
- Obudź się, mała siostrzyczko - wyszeptałem jej do ucha.
Zaśmiałem się, gdy odepchnęła mnie i nakryła się kołdrą po sam czubek głowy. Ściągnąłem kołdrę na ziemię i wykrzyknąłem szeptem.
- Wstawaj Clary! Mam nutellę!
Wiedziałem, że lubi nutellę. Po chwili zerwała się z łóżka, a ja zaśmiałem się jeszcze bardziej.
- Co? Gdzie? Nutella?! - powiedziała sennie.
- Dzień dobry, siostrzyczko.
Mina jej zrzedła, gdy to powiedziałem. Pewnie nie śniłem się jej dzisiejszej nocy, ale w następną już się nie pozbędzie mnie ze snu. Ja już o to zadbam. Jej oczy wyglądały w tym momencie jak spodki od herbaty.
- Okłamałeś mnie! Nie masz nutlli! - starała się udawać twardą, ale ja wiedziałem, że się mnie bała i była przerażona myślą, że spędzi ze mną najbliższy czas. Zaśmiałem się drwiąco.
- Na stole w kuchni są naleśniki z czekoladą - poinformowałem ją i sam tam poszedłem. Po kilku minutach pojawiła się ubrana w sukienkę, którą zostawiłem jej w łazience. Wyglądała pięknie. Jej rude włosy opadały kaskadą na plecy. Poleciłem jej by usiadła obok mnie i razem zaczęliśmy zajadać się naleśnikami z czekoladą, które przygotowałem. Pewnie jesteście zdziwieni, że umiem gotować? To nic trudnego . . . Jedliśmy w ciszy. Kiedy skończyłem zaniosłem swój talerz do zlewu, Clary zrobiła to samo, ale zaczęła po nas zmywać.
- Zostaw - pociągnąłem ją za ramię tak, że wpadła na mój tors. - Gosposia to zrobi jak przyjdzie.
Była zdziwiona faktem, że mam gosposię, ale przecież nie będę sprzątał sam. Sprawiłem, że gdy wychodzi zapomina, że tu była, ale gdy wraca jej wspomnienia związane z tym miejscem również. Clary chciała się wyrwać z mojego uścisku, ale trzymałem ją stanowczo, tak aby nigdzie nie poszła.
- Dzisiaj pójdziesz gdzieś ze mną - oznajmiłem patrząc w jej zielone oczy.
- Gdzie? - spytała. Była ciekawa, to było bardziej niż oczywiste.
- Na spotkanie - warknąłem i puściłem ją tak, że upadła na podłogę.
- Jesteś taki bipolarny! -warknęła.
Nie obchodziło mnie co o mnie myśli. Miała być posłuszna, nie sprawiać kłopotów i nie zadawać zbędnych pytań. Poszedłem do garderoby i wyciągnąłem z niej turkusową sukienkę. Udałem się do pokoju siostry i położyłem sukienkę na łóżku. Nie powiem, że miałem nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, bo po pierwsze nadzieja matką głupich, a po drugie ja nie mam uczuć, więc nie mam nadziei. Nadzieję mają tylko ludzie, a ja nie jestem jednym z nich. Ja mogę jedynie sprawić żeby wszystko obyło się bez komplikacji. Jestem potężny, potężniejszy niż jakikolwiek Nephilim, potężniejszy niż mój ojciec, Valentine.
sobota, 8 listopada 2014
Rozdział #21
Jajku! Strasznie martwię się o Clary. Zniknęła jakieś dwa tygodnie temu. Czy jej szukaliśmy? Całymi dniami! Ale nigdzie nie było po niej śladu, więc zaprzestaliśmy patrolowania okolicy tak często. Wciąż mamy nadzieję, że nic się jej nie stało, że jest cała, zdrowa i bezpieczna. Tęsknię za nią jak za nikim innym. Brakuje mi naszych rozmów, zaciągania jej na zakupy i naszych 'kłótni'. Wieczorami zawsze zamykam się w swoim pokoju i płaczę. Wiem, że powinnam być silna, ale nie potrafię, nie bez niej. Ona daje mi siłę, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Gdy na nią patrzę widzę dzielną dziewczynę, która w życiu tyle przeszła i dała sobie radę. A teraz jej nie ma. Zawsze mnie wspierała, gdy coś szło nie po mojej myśli.
-Isabelle! Wszystko w porządku?! - zza drzwi usłyszałam wołanie mojego najmłodszego braciszka-Max'a. Wszyscy w pobliżu używali mojego pełnego imienia jak byli na mnie zdenerwowani, albo się o mnie martwili.
- Tak wszystko gra! - odkrzyknęłam z nadzieją, że sobie pójdzie i zostawi mnie w spokoju.
- A poczytasz mi mangę? - słyszałam w jego głosie nadzieję. Ale nie mogłam . . . jak wspomniał o swojej gazecie od razu przypomniało mi się, że to Clary zawsze mu ją czytała, bo jako jedyna potrafiła. Max kazał jej nauczyć ją czytać wszystkich mieszkańców Instytutu żeby mogli mu ją czytać, bez wymówki, że nie wie jak to się robi. Łzy znów zaczęły spływać po jej policzkach, ale przypomniała sobie o tym, że za drzwiami stoi jej dziesięcioletni braciszek i musi mu coś odpowiedzieć, bo będzie stał tak długo dopóki nie uzyska od niej odpowiedzi. A jak będzie tak stał to przecież usłyszy jak płacze, a nikt nie może zobaczyć jej w tym stanie. To ona była tą silną co nigdy nie płakała, ani się nie załamywała. Szła przez życie jak huragan, starałam się żyć jego pełnią, bo choć była świetną łowczynią, nigdy nie wiedziała czy ten dzień jest jej ostatnim. Czy wróci z polowania?
- Przepraszam Max, ale jestem zmęczona i właśnie kładę się spać, bo musimy być wypoczęci żeby dalej szukać Clary.
- Nie martw się. Ona się znajdzie - Izzy ledwo to usłyszałam. - Dobranoc.
- Dobranoc Max - odpowiedziałam.
Postanowiłam położyć się spać, bo musiałam mieć siłę. I oczywiście po to żeby nikt nie poznał, że płakałam w nocy. A zapewne zdradziły by mnie zaczerwienione oczy i wory pod nimi.
Większość zapewne jest zdziwiona, że przyzwyczaiłam się do tej rudej, niskiej i czasami wrednej dziewczyny. Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Po chwili odpłynęła do krainy Morfeusza.
-Clary wyglądasz w tym pięknie - zapiszczałam.
- Ta sukienka więcej odkrywa niż zasłania! - odkrzyknęła z przymierzalni. Zachichotałam. Moja mała, niewinna 'siostra'. Poszłam w stronę przymierzalni. Gdy już byłam pod kabiną usłyszałam jęki niezadowolenia i ciche wyzwiska. Ponownie zachichotałam. Weszłam do środka bez ostrzeżenia i wręcz zapiszczałam.
- Bierzemy to! Jest idealna! Pasuje do ciebie jak ulał. Ślicznie w niej wyglądasz. Wszyscy będą ci zazdrościć. Wyglądasz . . .
- Nie możemy kupić tej - przerwała mi swoim słodkim głosikiem.
- . . . pięknie - dokończyłam. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziała zareagowałam natychmiast. - Co?! Bierzemy ją i koniec! Ona jest . . . - przerwała mi chcąc coś powiedzieć.
- Nie możemy jej wziąć, bo . . . - teraz to ja nie dałam jej dokończyć.
- Ona jest idealna. Idealnie podkreśla twoje kształty i . . .
- Nie możemy jej wziąć, bo z tyłu jest poplamiona! - mówiła najszybciej jak tylko potrafiła.
-Wygląda na tobie świetnie! Musisz ją . . . Czekaj co?! - krzyknęłam szeptem.
-Nie możemy jej wziąć, bo z tyłu jest poplamiona - powtórzyła.
Zachichotałam i powiedziałam jej żeby ściągnęła sukienkę. Gdy to zrobiła podała mi ją, a ja od razu udałam się w poszukiwaniu sprzedawczyni. Znalazłam ją po jakiś dwóch minutach. Powiedziałam jej żeby dała mi inną,ale tego samego kroju, bo ta jest czymś poplamiona. Sprzedawczyni uśmiechnęła się przyjaźnie i podała mi piękną, zieloną sukienkę.
- Należy się 800 zł - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni. Ciekawe dlaczego była taka uprzejma? Sarkazm.
- Nie mam tyle . . . no bo skąd - powiedziała zakłopotana rudowłosa.
- Oj daj spokój! Ja płacę - posłałam jej ciepły uśmiech, a ona spojrzała na mnie spojrzeniem mówiącym "Masz mi to zaraz wytłumaczyć".
-Chodź idziemy kupić ci do tego buty - oznajmiłam uradowana.
-Ale ja nie chcę . . . - narzekała.
-To nie było pytanie - zachichotałam.
- Najpierw powiedz mi skąd masz pieniądze przyziemnych i to aż tyle! - wywróciłam oczami i zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- Jak masz 17 lat dostajesz od Clave kartę z niekończącym się limitem pieniędzy. Możesz kupować wszystko i nigdy nie braknie ci pieniędzy na karcie.
- Jeszcze tylko cztery miesiące i też będę taką miała ! - zapiszczała uradowana na co również wywróciłam oczami. Czasami zachowuje się jak małe dziecko.
Po pięciu godzinach chodzenia po sklepach moja 'siostra' oznajmiła mi, że bolą ją nogi i chce już wracać do Instytutu. Oczywiście mi to nie odpowiadało, ale po dłuuugich namowach się zgodziłam. Clary nienawidzi chodzić na zakupy. Uważa, że to nie dla niej. Zazwyczaj chodzi ubrana na czarno, tak jak każdy Nephilim. Czasami chodzimy na imprezy i musimy jakoś ładnie wyglądać. Rzecz jasna ruda jak zwykle wybrzydza, że nie chce jej się iść. Ona jest moim przeciwieństwem, ale to jeszcze bardziej wzmacnia naszą przyjaźń.
- Należy się 800 zł - powiedziała uprzejmie sprzedawczyni. Ciekawe dlaczego była taka uprzejma? Sarkazm.
- Nie mam tyle . . . no bo skąd - powiedziała zakłopotana rudowłosa.
- Oj daj spokój! Ja płacę - posłałam jej ciepły uśmiech, a ona spojrzała na mnie spojrzeniem mówiącym "Masz mi to zaraz wytłumaczyć".
-Chodź idziemy kupić ci do tego buty - oznajmiłam uradowana.
-Ale ja nie chcę . . . - narzekała.
-To nie było pytanie - zachichotałam.
- Najpierw powiedz mi skąd masz pieniądze przyziemnych i to aż tyle! - wywróciłam oczami i zaczęłam jej wszystko tłumaczyć.
- Jak masz 17 lat dostajesz od Clave kartę z niekończącym się limitem pieniędzy. Możesz kupować wszystko i nigdy nie braknie ci pieniędzy na karcie.
- Jeszcze tylko cztery miesiące i też będę taką miała ! - zapiszczała uradowana na co również wywróciłam oczami. Czasami zachowuje się jak małe dziecko.
Po pięciu godzinach chodzenia po sklepach moja 'siostra' oznajmiła mi, że bolą ją nogi i chce już wracać do Instytutu. Oczywiście mi to nie odpowiadało, ale po dłuuugich namowach się zgodziłam. Clary nienawidzi chodzić na zakupy. Uważa, że to nie dla niej. Zazwyczaj chodzi ubrana na czarno, tak jak każdy Nephilim. Czasami chodzimy na imprezy i musimy jakoś ładnie wyglądać. Rzecz jasna ruda jak zwykle wybrzydza, że nie chce jej się iść. Ona jest moim przeciwieństwem, ale to jeszcze bardziej wzmacnia naszą przyjaźń.
Nagle wokół zaczęło się robić ciemno. Obraz mi się rozmazał. Gdy wszystko się unormowało spostrzegłam, że stoję na środku ulicy, którą oświetla tylko słabe światło kilku lamp. Rozejrzałam się dookoła i nadal nic nie widziałam. Nie było ze mną Clary. Gdzie na anioła ona się podziewa?
Po chwili za nią rozległ się huk. Szybko odwróciła się w tamtym kierunku. Mogę się założyć, że moje oczy były teraz wielkości spodków do herbaty. Przede mną stał nie kto inny jak Jonathan Morgenstern. Przy jego boku stała . . . . stała Clary! Co ona tam robi?!
- Ona zostaje ze mną. Nie szukajcie jej, bo jej nie znajdziecie. Ona jest moja. Nie jesteście godni jej przyjaźni. Ona nazywa się Morgenstern, a wy Lightwood. Zresztą ona nie chce mieć z wami nic wspólnego.
Gdy skończył byłam w szoku. Chciałam się odezwać, lecz nagle wszystko zaczęło się rozmazywać.
Obudziłam się z krzykiem. To nie może być prawda! Ona nigdy nie stanęłaby po stronie Jonathana Morgenstern'a. Ona nim gardzi! A może on ją przeciągnął na swoją stronę . . .
Po chwili za nią rozległ się huk. Szybko odwróciła się w tamtym kierunku. Mogę się założyć, że moje oczy były teraz wielkości spodków do herbaty. Przede mną stał nie kto inny jak Jonathan Morgenstern. Przy jego boku stała . . . . stała Clary! Co ona tam robi?!
- Ona zostaje ze mną. Nie szukajcie jej, bo jej nie znajdziecie. Ona jest moja. Nie jesteście godni jej przyjaźni. Ona nazywa się Morgenstern, a wy Lightwood. Zresztą ona nie chce mieć z wami nic wspólnego.
Gdy skończył byłam w szoku. Chciałam się odezwać, lecz nagle wszystko zaczęło się rozmazywać.
Obudziłam się z krzykiem. To nie może być prawda! Ona nigdy nie stanęłaby po stronie Jonathana Morgenstern'a. Ona nim gardzi! A może on ją przeciągnął na swoją stronę . . .
Witajcie! Hahaha jak oficjalnie :D
Chciałam tylko żebyście wiedzieli, że od teraz
będę pisała pod nickiem : Ola Horan
Tym razem perspektywa Izzy :)
Podoba ci się rozdział? Zostaw po sobie komentarz!
piątek, 31 października 2014
Rozdział #20
Clary siedziała właśnie w "swoim" pokoju. Od teraz miała w nim przesiadywać dopóki . . . sama nie wiedziała kiedy będzie mogła go opuścić, ale zapewne kiedy łaskawie w drzwiach pojawi się Jonathan. Szczerze mówiąc Clary wcale nie chciała, aby ten moment nadszedł, choć miała już dosyć siedzenia i nudzenia się. Pokój był ładnie urządzony. Ściany były w kolorze purpury, a podłogi były drewniane, a pod jedną ze ścian stał duży kominek, w którym tańczyły płomienie. Panował tam przyjemny klimat. Dziewczyna pomyślała, że gdyby nie była tu wbrew własnej woli to mogłoby się jej tu nawet spodobać. Ale ona nie jest taka. Ona nie zdradzi swoich przyjaciół. Ale co ma zrobić w takiej sytuacji? Nie ma zbyt dużego wyboru. Dziewczyna siedziała tak jeszcze długo zastanawiając
się co ma zrobić w zaistniałej sytuacji, dopóki nie usnęła.
Była w ciemnym, przerażającym lesie. Była sama, wokół nie było nic prócz wysokich drzew o grubych pniach. Gdyby na jej miejscu byłby jakiś przyziemny, z pewnością już dawno uciekłby z krzykiem, ale nie ona. Ona była Nocnym Łowcom. Nie bała się nawet tak przerażającego miejsca jak to. Spojrzała w górę i ujrzała tylko jasny księżyc, który jak gwiazda świecąca za dnia oświetlał nocne niebo. Nie wiedziała jak się tu znalazła. Gdy się obróciła za sobą zobaczyła wąską ścieżkę, która nie wiadomo gdzie prowadziła. Bez chwili namysłu ruszyła ścieżką. W lesie co chwilę rozlegał się szelest liści wywołany tym, że jakieś zwierze przechodziło lub zawiał wiatr, albo pohukiwania sowy lub wycie wilka. Clary wiedziała jednak, że w razie problemów ze zwierzyną sobie poradzi, ale gorzej by było gdyby ktoś ją zaatakował z zaskoczenia. Jej ręka odruchowo sięgnęła do miejsca, w którym powinna mieć serafickie ostrze, lecz nie było tam ani ostrza, ani nic co można by było użyć do obrony. Szła już długo i zastanawiała się, gdzie się znajduje. Przystanęła i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nic co mogłoby przykuć jej uwagę. Uniosła już jedną nogę z zamiarem ruszenia w dalszą drogę, lecz tę czynność przerwało jej ćwierkanie słowika. Zdezorientowana odwróciła się w stronę dźwięku. Była zdziwiona, bo co w takim strasznym, ciemnym lesie robi mały, słodki ptaszek, który swoim śpiewem urzekłby nie jednego? To było dziwne. Gdy rudowłosa spojrzała na słowika, ten odleciał. Czekał na nią jak gdyby chciał żeby za nim szła, co oczywiście zrobiła. Ptaszek poprowadził ją na małą polankę, którą otaczały tylko drzewa. Po chwili obraz zaczął się lekko rozmywać. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ptaka, który zamieniał się w człowieka. Po chwili słowika nie było, a jego miejsce zastąpiła sylwetka mężczyzny. Wtedy obraz w głowie Clarissy zaczął się wyostrzać. Patrzyła przed siebie, na postać, która wydawała się jej znajoma. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią stoi jej brat - Jonathan i patrzy na nią ze swoim szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Czasami miała taką ochotę go z niej zedrzeć . . . Jonathan zaczął się do niej coraz to bardziej zbliżać. On robił jeden krok w przód, ona robiła dwa kroki do tyłu. Nagle zielonooka poczuła jak jej plecy stykają się z zimną i chropowatą powierzchnią drzewa. Uśmiech Jonathana zdawał się powiększyć kiedy tylko jej plecy dotknęły kory. Clary coraz częściej zadawała sobie pytanie, czy nie boli go twarz od tego wiecznego uśmiechania się? Pewnie będzie miał straszne zmarszczki. Ughh. Jonathan szybo znalazł się tuż naprzeciwko jej. Dzieliło ich kilka milimetrów. Clary bała się jak nigdy. Chłopak pochylił się, odgarnął jej z twarzy opadający kosmyk włosów i wyszeptał do ucha :
-Nawet w śnie nie masz ode mnie ucieczki, mała siostrzyczko.
Rudowłosa wzdrygnęła się w wyrazie obrzydzenia na jego bliskość, a on zauważając to, chcąc zrobić jej na złość, pocałował ją w policzek. Skóra w tym miejscu płonęła żywym ogniem. Zamknęła oczy, w myślach policzyła do 10. i otworzyła oczy. Nadal znajdowała się na polanie, a przed nią stał jej brat. - Musisz wybrać - odezwał się nagle.
Clary złączyła brwi w dezorientacji. Nie wiedziała o co mu chodzi. Po upływie paru sekund jednak się przekonała. Przed nią pojawił się Alec, Isabelle, Jace, Maryse, Robert, a nawet Max. Jednym słowem cała rodzina Lightwood'ów.
- Musisz wybrać - powtórzył.
Chciała iść w stronę Lightwood'ów, ale w tym samym czasie z tego jakże realistycznego sny wybudziło ją delikatne głaskanie po policzku.
- Musisz wybrać, mała siostrzyczko. Po między władzą, a byciem niczym. Po między godnym życiem, a zhańbieniem naszego rodu . . . Musisz wybrać między mną, a nimi - "nimi" powiedział z wyczuwalnym w głosie obrzydzeniem. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że oni nie są godni, aby być twoimi przyjaciółmi?
- A kto twoim zdaniem jest? - zapytała z lekką chrypką w głosie.
- Nikt na to nie zasługuje. Jesteś zbyt ważna. Płynie w tobie krew Morgenstern'ów. Nie możemy zawieść naszego rodu . . . naszej rodziny. Musimy zachowywać się jak na Morgenstern'ów przystało. Rozumiesz Clary?
- Nigdy nie stanę po twojej stronie.- warknęła. - Wolę umrzeć niż ci w czymkolwiek pomóc.
Była w ciemnym, przerażającym lesie. Była sama, wokół nie było nic prócz wysokich drzew o grubych pniach. Gdyby na jej miejscu byłby jakiś przyziemny, z pewnością już dawno uciekłby z krzykiem, ale nie ona. Ona była Nocnym Łowcom. Nie bała się nawet tak przerażającego miejsca jak to. Spojrzała w górę i ujrzała tylko jasny księżyc, który jak gwiazda świecąca za dnia oświetlał nocne niebo. Nie wiedziała jak się tu znalazła. Gdy się obróciła za sobą zobaczyła wąską ścieżkę, która nie wiadomo gdzie prowadziła. Bez chwili namysłu ruszyła ścieżką. W lesie co chwilę rozlegał się szelest liści wywołany tym, że jakieś zwierze przechodziło lub zawiał wiatr, albo pohukiwania sowy lub wycie wilka. Clary wiedziała jednak, że w razie problemów ze zwierzyną sobie poradzi, ale gorzej by było gdyby ktoś ją zaatakował z zaskoczenia. Jej ręka odruchowo sięgnęła do miejsca, w którym powinna mieć serafickie ostrze, lecz nie było tam ani ostrza, ani nic co można by było użyć do obrony. Szła już długo i zastanawiała się, gdzie się znajduje. Przystanęła i rozejrzała się wokół. Nie zauważyła nic co mogłoby przykuć jej uwagę. Uniosła już jedną nogę z zamiarem ruszenia w dalszą drogę, lecz tę czynność przerwało jej ćwierkanie słowika. Zdezorientowana odwróciła się w stronę dźwięku. Była zdziwiona, bo co w takim strasznym, ciemnym lesie robi mały, słodki ptaszek, który swoim śpiewem urzekłby nie jednego? To było dziwne. Gdy rudowłosa spojrzała na słowika, ten odleciał. Czekał na nią jak gdyby chciał żeby za nim szła, co oczywiście zrobiła. Ptaszek poprowadził ją na małą polankę, którą otaczały tylko drzewa. Po chwili obraz zaczął się lekko rozmywać. Dziewczyna wpatrywała się tępo w ptaka, który zamieniał się w człowieka. Po chwili słowika nie było, a jego miejsce zastąpiła sylwetka mężczyzny. Wtedy obraz w głowie Clarissy zaczął się wyostrzać. Patrzyła przed siebie, na postać, która wydawała się jej znajoma. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia, kiedy zdała sobie sprawę, że przed nią stoi jej brat - Jonathan i patrzy na nią ze swoim szyderczym uśmiechem przyklejonym do twarzy. Czasami miała taką ochotę go z niej zedrzeć . . . Jonathan zaczął się do niej coraz to bardziej zbliżać. On robił jeden krok w przód, ona robiła dwa kroki do tyłu. Nagle zielonooka poczuła jak jej plecy stykają się z zimną i chropowatą powierzchnią drzewa. Uśmiech Jonathana zdawał się powiększyć kiedy tylko jej plecy dotknęły kory. Clary coraz częściej zadawała sobie pytanie, czy nie boli go twarz od tego wiecznego uśmiechania się? Pewnie będzie miał straszne zmarszczki. Ughh. Jonathan szybo znalazł się tuż naprzeciwko jej. Dzieliło ich kilka milimetrów. Clary bała się jak nigdy. Chłopak pochylił się, odgarnął jej z twarzy opadający kosmyk włosów i wyszeptał do ucha :
-Nawet w śnie nie masz ode mnie ucieczki, mała siostrzyczko.
Rudowłosa wzdrygnęła się w wyrazie obrzydzenia na jego bliskość, a on zauważając to, chcąc zrobić jej na złość, pocałował ją w policzek. Skóra w tym miejscu płonęła żywym ogniem. Zamknęła oczy, w myślach policzyła do 10. i otworzyła oczy. Nadal znajdowała się na polanie, a przed nią stał jej brat. - Musisz wybrać - odezwał się nagle.
Clary złączyła brwi w dezorientacji. Nie wiedziała o co mu chodzi. Po upływie paru sekund jednak się przekonała. Przed nią pojawił się Alec, Isabelle, Jace, Maryse, Robert, a nawet Max. Jednym słowem cała rodzina Lightwood'ów.
- Musisz wybrać - powtórzył.
Chciała iść w stronę Lightwood'ów, ale w tym samym czasie z tego jakże realistycznego sny wybudziło ją delikatne głaskanie po policzku.
- Musisz wybrać, mała siostrzyczko. Po między władzą, a byciem niczym. Po między godnym życiem, a zhańbieniem naszego rodu . . . Musisz wybrać między mną, a nimi - "nimi" powiedział z wyczuwalnym w głosie obrzydzeniem. - Kiedy w końcu zrozumiesz, że oni nie są godni, aby być twoimi przyjaciółmi?
- A kto twoim zdaniem jest? - zapytała z lekką chrypką w głosie.
- Nikt na to nie zasługuje. Jesteś zbyt ważna. Płynie w tobie krew Morgenstern'ów. Nie możemy zawieść naszego rodu . . . naszej rodziny. Musimy zachowywać się jak na Morgenstern'ów przystało. Rozumiesz Clary?
- Nigdy nie stanę po twojej stronie.- warknęła. - Wolę umrzeć niż ci w czymkolwiek pomóc.
Taki krótki rozdział z okazji Hallowen :)
Byliście gdzieś? Zbieraliście cukierki? Za co się przebraliście ? :D
Ja siedziałam w domu, bo niezbyt chce mi się przebierać za coś i chodzić w takie
zimno . . . brrrr
sobota, 25 października 2014
Rozdział #19
-Nie zrobię tego! Oszalałeś?! - krzyczała na brata wściekła Clary.
-To jest mój warunek, siostrzyczko. Jak chcesz żebym ci zaufał musisz poświęcić życie tego przyziemnego, który w dodatku wygląda jak szczur . . .
-On wcale nie wygląda jak szczur! - przerwała mu.
Jonathan zaśmiał się i podszedł do siostry. Zaczął ją przekonywać, aby przeszła na jego stronę. A jeśli to nie pomagało żeby skłonić ją choćby do przemyślenia tego to zaczynał grozić. Nie jej, ale jej bliskim. Tym, których znała i byli dla niej jak rodzina. Jej brat wiedział, że gdyby groził jej to by nie podziałało, bo ci jej przyjaciele Nephilim wpoili jej, że to jest dobre. Ale Jonathan wiedział, że rzeczy takie jak miłość, przyjaźń czy rodzina nie wzmacniają, lecz osłabiają. Wtedy przeciwnik łatwo może cię złamać i wygrać. Dlatego on nigdy nie kochał. A właściwie nie dlatego. Przecież był po części demonem, a demony nie mają uczuć, im nie zależy. Stop! Przecież był też po części Nocnym Łowcą, dlaczego więc on nie miał uczuć jak demon, którym był tylko w połowie? Jonathan wiedział, że nie potrafiłby nikomu w pełni zaufać. Dlatego musiał mieć po swojej stronie Clary.
- Nie zabiję go! Przecież go uratowałam! - krzyknęła bezsilna.
-Kto powiedział, że go uratowałaś? - zaszydził - Skąd pewność, że teraz właśnie nie wącha kwiatków od spodu?
- Obiecałeś . . . obiecałeś, że nic mu nie zrobisz . . . jeśli pójdę z tobą . . .
-A co jeśli kłamałem?
- Nienawidzę cię! Kiedyś cię zabiję! Przysięgam!
Jonathan zaśmiał się na jej słowa, a następnie pstryknął palcami. Do pomieszczenia weszło dwóch Nephilim, a pomiędzy nimi był chłopak w okularach na nosie i z brązową czupryną na głowie.
- Simon . . . - szepnęła ledwie słyszalnie.
Nagle przed nią jak z pod ziemi wyrósł jej brat trzymający w ręku sztylet. Powiedział, że jeśli nie zabije tego przyziemnego, to on to zrobi, a to nie będzie przyjemny widok . . . Clary nic nie mówiła, siedziała na stopach, na podłodze i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła w kącikach widać było zbierające się łzy. Było oczywistym, że walczyła jak tylko mogła, aby nie popłynęły po jej zaczerwienionych od złości i bezsilności policzkach. Jonathan przykucnął przy niej i wyciągnął dłoń ze sztyletem w jej stronę. Podniosła na niego wzrok niemalże natychmiastowo. Pociągnęła nosem i spojrzała w jego czarne oczy, które intensywnie skanowały jej twarz. Po chwili odwróciła wzrok, gdy nie mogła już wytrzymać tego, że oczy, a raczej dwie czarne dziury wypalały jej dziurę w twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź. Białowłosy zarechotał i podniósł się do pozycji stojącej.
- Cóż Clary . . . wygląda na to, że sam będę musiał to zrobić - powiedział z udawanym smutkiem.
Odwrócił się w stronę Simona, podszedł do niego i gdy już miał go dźgnąć, swoim ciałem zasłoniła go rudowłosa dziewczyna. Jonathan w ostatniej chwili zatrzymał rękę, dzięki czemu ostrze zatrzymało się kilka milimetrów od twarzy jego siostry.
- Jakież to szlachetne - zadrwił.
-Jeśli chcesz zabić jego, musisz zabić też mnie!
- Nie! -warknął. - Zginie tylko jedno. Radzę ci, siostrzyczko żebyś zeszła mi z drogi.
Clary jednak nie ruszyła się z miejsca, chcąc zaryzykować własnym życiem w obronie swojego przyziemnego przyjaciela, z którym kiedyś widywała się codziennie i przez cały dzień robili coś ciekawego. Zawsze wiedział jak ją pocieszyć, wiedział co lubi, a czego nie, wiedział kiedy coś ją dręczyło . . . a teraz miał przez nią stracić życie?! Nie ma mowy! Zirytowany Jonathan cofnął ostrze sztyletu, ale po chwili podniósł drugą rękę i wymierzył siostrze siarczysty policzek. Clary została uderzona z taką siłą, że upadła na ziemię trzymając się za obolały policzek.
- Nie zabiję go! Przecież go uratowałam! - krzyknęła bezsilna.
-Kto powiedział, że go uratowałaś? - zaszydził - Skąd pewność, że teraz właśnie nie wącha kwiatków od spodu?
- Obiecałeś . . . obiecałeś, że nic mu nie zrobisz . . . jeśli pójdę z tobą . . .
-A co jeśli kłamałem?
- Nienawidzę cię! Kiedyś cię zabiję! Przysięgam!
Jonathan zaśmiał się na jej słowa, a następnie pstryknął palcami. Do pomieszczenia weszło dwóch Nephilim, a pomiędzy nimi był chłopak w okularach na nosie i z brązową czupryną na głowie.
- Simon . . . - szepnęła ledwie słyszalnie.
Nagle przed nią jak z pod ziemi wyrósł jej brat trzymający w ręku sztylet. Powiedział, że jeśli nie zabije tego przyziemnego, to on to zrobi, a to nie będzie przyjemny widok . . . Clary nic nie mówiła, siedziała na stopach, na podłodze i zamknęła oczy. Gdy je otworzyła w kącikach widać było zbierające się łzy. Było oczywistym, że walczyła jak tylko mogła, aby nie popłynęły po jej zaczerwienionych od złości i bezsilności policzkach. Jonathan przykucnął przy niej i wyciągnął dłoń ze sztyletem w jej stronę. Podniosła na niego wzrok niemalże natychmiastowo. Pociągnęła nosem i spojrzała w jego czarne oczy, które intensywnie skanowały jej twarz. Po chwili odwróciła wzrok, gdy nie mogła już wytrzymać tego, że oczy, a raczej dwie czarne dziury wypalały jej dziurę w twarzy w oczekiwaniu na odpowiedź. Białowłosy zarechotał i podniósł się do pozycji stojącej.
- Cóż Clary . . . wygląda na to, że sam będę musiał to zrobić - powiedział z udawanym smutkiem.
Odwrócił się w stronę Simona, podszedł do niego i gdy już miał go dźgnąć, swoim ciałem zasłoniła go rudowłosa dziewczyna. Jonathan w ostatniej chwili zatrzymał rękę, dzięki czemu ostrze zatrzymało się kilka milimetrów od twarzy jego siostry.
- Jakież to szlachetne - zadrwił.
-Jeśli chcesz zabić jego, musisz zabić też mnie!
- Nie! -warknął. - Zginie tylko jedno. Radzę ci, siostrzyczko żebyś zeszła mi z drogi.
Clary jednak nie ruszyła się z miejsca, chcąc zaryzykować własnym życiem w obronie swojego przyziemnego przyjaciela, z którym kiedyś widywała się codziennie i przez cały dzień robili coś ciekawego. Zawsze wiedział jak ją pocieszyć, wiedział co lubi, a czego nie, wiedział kiedy coś ją dręczyło . . . a teraz miał przez nią stracić życie?! Nie ma mowy! Zirytowany Jonathan cofnął ostrze sztyletu, ale po chwili podniósł drugą rękę i wymierzył siostrze siarczysty policzek. Clary została uderzona z taką siłą, że upadła na ziemię trzymając się za obolały policzek.
Wyprzedzę was! Wiem rozdział jest krótki. Nawaliłam, zepsułam, ale mam nadzieję, że mimo wszystko się wam spodoba :)
Chociaż mi się nie podoba . . .
Komentujcie!
Subskrybuj:
Posty (Atom)